sobota, 1 czerwca 2013

Ogłoszenie!

Przepraszam za moją nieobecność, ale mam za dużo spraw na głowie. Od poniedziałku powinno się to już jakoś zmienić. Mam możliwość pisania z telefonu, ale nie chce rozdzielać rozdziału na 3 części ;_; Jak już dostanę SWOJEGO (-.-) laptopa w ręce gdzie mam pozapisywane wszystkie rozdziały dostaniecie taką dawkę nowości, że nie będziecie mieli możliwości się oderwać od monitorów ;3 Mam nadzieję, że zaczekacie jeszcze te kilka dni? Pozdrawiam! :)

niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 17 - "...z zimną krwią." cz.2

Położyłam się na łóżku przyglądając się jak Hidan próbuje wepchać wszystko do torby. Po kilku minutach swojego działania w końcu mu się udało. Wyprostował się i spojrzał w stronę okna. Pochylił lekko głowę w dół patrząc w jeden punkt, a gdy powędrowałam za jego wzrokiem ujrzałam znowu tego samego kruka. Był wielki, a jego czarne jak odchłań oko patrzyło wprost na mnie. Szybko podeszłam do okna i zamknęłam je żeby te wstrętne ptaszysko nie wleciało do środka.
- Co ty robisz?! Przecież to... Ptak..
Twarz Hidana zbladła po czym znów nabrała swój kolor. Spojrzałam na ułamek sekundy znowu w stronę ptaka ale jego już tam nie było. Bez słowa wzięłam walizkę i wyszłam z pokoju. Kruk nie dawał mi spokoju. Czułam jego obecność wszędzie. Czułam, że mnie śledzi, obserwuje.. Czułam się niepewnie. Chciałam stąd jak najszybciej uciekać. Po chwili wszyscy zebrali się na korytarzu i byli gotowi do przeprowadzki. Konoha.. Mój dom. To tam będę czuła się bezpieczna. Zdala od Madary chociaż i tak wiem, że już za niedługo będę musiała stanąć z nim twarzą w twarz. Na samą myśl o tym przebiegły mnie dreszcze po plecach. W końcu przyszedł Nagato i mogliśmy wyruszać.
- Hidan, ty przeteleportujesz się z Victorią od razu do Konohy. Nie możemy jej narazić na spotkanie przedwczesne z Madarą. Jest jeszcze za słaba. Skierujesz się do siedziby Hokage i tam na mnie poczekacie. Nie możecie się z tamtąd ruszać dopuki my tam nie dotrzemy.
Nagato spojrzał zdenerwowany na Hidana, który ze spokojem pokiwał głową i wyszedł ze mną przed budynek. Zanim zdążył wykonać pieczęć kunai z wielką prędkością wbił się w moje ramię. Hidan spanikowany zaczął tworzyć pieczęcie aż w końcu mu się udało. Wiedząc, że jestem już w siedzibie Tsunade chwyciłam się za krwawiące ramię i z precyzją wyjęłam kunai z ramienia z cichym syknięciem. Hidan pomógł mi dojść do drzwi biura Tsunade. Otworzył drzwi ukazując czekającą za biurkiem i opanowaną trzcigodną Tsunade. Na jej widok pochyliłam się delikatnie w dół po czym usiadłam na przeciw niej. Rozmawiała z Siwym ale nie słuchałam ich rozmowy. Myślami byłam daleko stąd. Nie rozumiem jak mogłam być taka głupia i nie powiedziałam wcześniej Itachiemu tego co do niego czuję..
- Victorio.. Victorio czy ty mnie słuchasz?
Gdy Tsunade wypowiedziała moje imię wzdrygnęłam się i od razu spojrzałam na nią z pytającą miną. Ona tylko mlasnęła ustami i odpuściła sobie dalszej konwersacji ze mną. Zapadła cisza. Dało się usłyszeć tylko nierówne oddechy Hidana oraz te spokojne od Tsunade. Spojrzałam ponownie na nią.
- Mogę się gdzieś przespać? Jestem strasznie zmęczona.
- Tak, Naruto cię zaprowadzi. Naruto!!
Boże jak ta kobieta krzyczy... Do biura zaraz wszedł blondwłosy mężczyzna. Spojrzałam na niego po czym wstałam i ruszyłam w jego stronę wychodzą z pomieszczenia, a Naruto zaczął iść obok mnie. Nie był już tym samym dzieciakiem co wcześniej. Wyrósł na prawdziwego mężczyznę. Czułam jego wzrok na sobie po czym usłyszałam również jego głos z kpiącym tonem.
- I niby ty masz ze mną walczyć w jednej drużynie?
- Śmiesz wątpić w moje umiejętności?
Zaśmiałam się po czym spojrzałam na niego aktywując moje piękne oczęta.
- I co z tego że masz tak potężne oczy jak nie potrafisz ich używać? Masz w sobie prawie wszystkie Kekkei Genkai oraz ogoniastą bestie ale nie potrafisz nad tym zapanować. Jesteś słaba. Myślisz, że jak dostałaś na raz takie zdolności to jesteś niepokonana. Ja musiałem do wszystkiego dojść sam i nie pozwolę żeby jakaś dziewucha odebrała mi tytuł uratowania wioski.
Wyprzedził mnie z opanowaniem, a ja tylko otwierałam i zamykałam usta nie mając żadnego sensownego kontrargumentu. Miał rację. Jestem po prostu słaba. Ale to się zmieni! Jeszcze wszystkim pokażę, że się mylą! Tak od dziś to mój cel. Naruto zatrzymał się przy jednych z drzwi i wręczył mi klucze do pokoju po czym odszedł, zatracają się w ciemnośi korytarzu. Otworzyłam drzwi i pierwsze co zrobiłam to weszłam pod prysznic. Za oknem było już ciemno, a na niebie nie było widać ani jednej gwiazdy. Wszystkie były zakryte chmurami. Ściągnęłam ubrania z siebie i weszłam do kabiny puszczając zimną wodę. Nawet nie pamiętam jak minęła mi tam godzina. Wyszłam z kabiny okrywając się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Stanęłam przed lustrem i rozczesałam mokre włosy po czym poczułam zimny powiew wiatru. Odwróciłam się w stronę okna i zamarłam. Siedział w nim nie kto inny jak Itachi z tym swoim zadowolonym uśmieszkiem. Nie potrafiłam się ruszyć z miejsca. Widziałam jak podchodzi do mnie po czym przytulił mnie do siebie i szepnął mi do ucha.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Dobrowolnie wtuliłam się w niego po czym łzy spłynęły po moich policzkach. Nasze spojrzenia w końcu się natrafiły, a zaraz po tym poczułam na swoich ustach jego usta, które z taką zachłannością, a zarazem czulością składały pocałunki. Przymknęłam powieki i oddałam się chwilą rozkoszy. Położył mnie na łóżku, a jego pocałunki schodziły niżej.
Dopiero rano gdy wstałam zorientowałam się, że to nie był sen. Na szyi miałam zaczerwieniony ślad od którego aż malował się uśmiech na wspomnienie z tej nocy. Niestety moje zadowolenie minęło gdy musiałam pobiegnąć do łazienki i zwrócić. Dopiero teraz do mnie dotarło, że ja.. Ja mogę być w ciąży..

piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 17. - "...z zimną krwią..." cz.1

Niestety nie da sie wiecej wpisac przez to ze nadal siedze na telefonie.. mam nadzieje, ze Wam sie spodoba. Reszte skoncze gdy dostane laptopa w swoje rece :)


Nieprzyjemna cisza.. Zapukałam drugi raz i znowu nic.. Chwyciłam za klamkę i niepewnie weszłam do środka.. Patrzyłam uważnie po całym pokoju ale był pusty.. Nie było w nim Itachiego jak i jego rzeczy. Pościel poskładana idealnie na początku łóżka. Nie mogłam dostrzec w tym sensu.. Czyżby zmienił pokój? Wyszłam z pomieszczenia i stanęłam na korytarzu. Nie dawało mi to spokoju. Odpowiedź na to dziwne zdarzenie wiedział pewnie tylko Nagato. Owszem byłam na niego wściekła za to co powiedział ale trzeba się dowiedzieć co się stało z Itachim. Stanęłam przed drzwiami gabinetu i zapukałam cicho. Usłyszałam po chwili stanowcze "Wejść!". Nabrałam powietrza w płuca tylko po to, aby zaraz je wypuścić. Chwyciłam za klamkę i weszłam do środka. Nagato spojrzał na mnie tym swoim oziębłym spojrzeniem. Usiadłam bez słowa na przeciw niego i patrzyliśmy sobie w oczy. Chwila ciszy.. Tak ta niezręczna cisza przez którą ciśnie się tyle słów przez usta ale jednak nikt nic nie powie, żeby tej właśnie ciszy nie niszczyć. Odwróciłam wzrok w stronę okna. Dopiero wtedy zobaczyłam, że krajobraz zza okna jest tak piękny, delikatny i subtelny. Taki przy którym można myśleć całymi dniami. Podeszłam niepewnie stawiając swoje kroki jakbym pierwszy raz uczyła się chodzić. Z taką delikatnością podeszłam do okna. Brakowało mi tej delikatności w moim życiu. Brakowało mi jak moi przybrani rodzice mi powtarzali, że dam radę. Po prostu mówili mi wszystko żebym wyrosła na dobrą kunoichi. Udało się ale jak dla mnie ze skutkiem ubocznym. Gdyby nie przystąpienie tutaj nie potrafiłabym z tą zimną krwią i bezwzględnością w oczach zabić człowieka. Każdy człowiek ma duszę, ma rodzinę, a ja po prostu odbieram tej rodzinie szczęście. Stałam się taka jak ojciec. Śmierci matki nie przeżyłam tak bardzo.. Może dlatego, że nie przywiązałam się do niej jak do kobiety, która nosiła mnie przez 9 miesięcy w sobie, której bicie serca uspakajało mnie. Owszem dotknęło mnie to nie powiem, że nie ale jednak nie mam tak wielkiej pustki po jej stracie.
- A więc po co tutaj przyszłaś?
Z rozmyśleń wybił mnie głos ojca. Tak srogi i bezwzględny. Aż ciarki człowieka by przeszły. Ale ja się już przyzwyczaiłam do jego głosu. Mimo iż dużo mi krzywdy wyrządził i tak go kocham. Jest moim tatą..
- Chciałam zapytać gdzie jest Itachi.
- Spytaj się Madary. Wystarczyło, że przekupił Sasuke na swoją stronę to od nas odeszło już 5 członków. Victoria zostałaś jedynym członkiem jakiemu ufam. Nie zawiedź mnie.
Skinęłam głową na znak, że zrozumiałam i ponownie spojrzałam w okno.
- Tato..
- Tak?
- Kiedy przeprowadzamy się do Konohy?
- Jeszcze dziś..
- Dobrze.
Odwróciłam się w stronę drzwi gdzie skierowałam swoje kroki. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam je wychodząc z pomieszczenia. Idąc ciemnym korytarzem rozmyślałam nad wszystkim. Skoro odszedł Sasuke, Itachi, Karin, Suigetsu, Juugo, a Konan zabili to w prawdzie zostało nas 10-sięciu licząc ze mną i Hitoshim. Hitoshi.. Stałam właśnie pod jego drzwiami. Coś nie dawało mi spokoju w nim. Zapukałam niepewnie w jego drzwi po czym same się otworzyły. Weszłam cicho do środka i zobaczyłam go na fotelu jak czyta książkę.
- Mogę na chwilkę?
- Jasne Victorio, siadaj.
Wskazał gestem ręki na fotel obok. Usiadłam i spojrzałam na niego. Czując mój wzrok na sobie i odłożył książkę na regał stojący obok jego fotela.
- A więc co cię tutaj sprowadza?
- Bo ja w sprawie Feniksa..
- Co z nim?
- Chodzi o to, że on tylko pojawia się wtedy kiedy już na prawdę potrzebuję pomocy albo się wkurzę.
- Zapomniałem ci powiedzieć.. Musisz chwycić z nim kontakt. Musisz zatopić się w myślach. On się wtedy pojawi. Nawiąż z nim kontakt. Będzie ci mówił jakich technik kiedy masz używać.. On ci pomorze we wszystkim tylko musisz z nim złapać kontakt.
- Czyli co mam z nim gadać?
- No tak, nic więcej nie trzeba..
- No dobra, dzięki..
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do pomieszczenia, które dzieliłam wraz z Hidanem. Weszłam do środka i zobaczyłam rzadko spotykany widok. Hidan czytający książkę. Tak to pierwszy raz gdy go widzę takiego. Usiadłam obok niego na łóżku i spytałam cicho.
- Co czytasz?
- Nie mam pojęcia, jakieś romansidło. Leżało na półce, a mi się nudziło więc zacząłem czytać.
- Lubisz romansidła?
Spytałam przybliżając się do niego z ciekawską miną. Hidan wychylił się spod książki i spojrzał na mnie.
- Zawsze chciałem się zakochać.
- No to człowieku na co czekasz?!
Uśmiechnęłam się szeroko po czym wzięłam poduszkę i uderzyłam go lekko. Spojrzał na mnie poważną miną po czym wyrzucił w kąt książkę i wziął drugą poduszkę. Tak, tak zaczęła się walka na poduszki. Po kilku uderzeniach z jego strony traciłam równowagę na łóżku aż kolejne uderzenie spowodowało upadek na podłogę. Szybko odłożył poduszkę i klęknął obok mnie panikując.
- Vici nic Ci nie jest?! To był wypadek, na prawdę. Skąd miałem wiedzieć, że ważysz tyle co ta poduszka?!
Spojrzałam na niego po czym zaczęłam się śmiać. Wziął moją poduszkę i ponownie mnie lekko uderzył po czym dodał.
- Głupku wystraszyłaś mnie...
Usiadł obok obrażony zaplatając ręce na klatce piersiowej i odwrócił teatralnie głowę w bok. Spojrzałam na niego i pokiwałam głową na boki cicho się śmiejąc po czym przytuliłam się do niego. Czułam jego spojrzenie na sobie, a po chwili poczułam jak mnie przytula. Ale oczywiście tą sielankę musiał przerwać czyjś głos.
- To ja wam nie przeszkadzam...
Jak oparzona odskoczyłam od Hidana i dostrzegłam czerwoną czuprynę.
- Sasori to nie tak jak myślisz...
- To dla niego chciałaś mnie zostawić? Okej, bądź sobie z zboczeńcem w pedalaskich włosach.
O tak czułam tą jadowitą ironię i zazdrość w jego głosie..
- On wcale nie jest zboczeńcem..
- O i jeszcze go bronisz? Super. Brawa dla ciebie fałszywa suko!
Mój tik nerwowy w oku się uaktywnij gdy ten pierdolony skorpion zaczął bić brawa. Ta jego fałszywa morda. Nie wytrzymałam. Podniosłam prawą pięść w górę lecz gdy spojrzałam na niego od razu ją spuściłam do pionu.
- I co? Po takich chwilach mnie teraz wyzywasz?
Spuściłam głowę w dół powstrzymując łzy. Co jak co, ale jednak był kimś ważnym w moim życiu nawet jak już z nim nie jestem.
- Chyba powinieneś już iść Sasori..
Powiedział Hidan po czym położył dłonie na moich barkach. Najpierw usłyszałam trzask drzwiami, a zaraz potem poczułam na sobie powiew wiatru. Łzy spłynęły po moich policzkach. Czułam jak Hidan mnie przytula. Wtuliłam się w niego wypłakując się w jego ramionach.
- Wypłacz się, lepiej ci to zrobi.
Jego ciepły i troskliwy ton był mi teraz najbliższy. Odkąd zaczęłam z nim mieszkać troszczy się o mnie jako jedyny tutaj. Ojciec po stracie Konan stał się oziębły, Itachi nas zdradził, a Sasori traktuje mnie jak szmatę. Z innymi nie mam kontaktu żadnego, chyba że jak coś chcą lub na odwrót. Potok łez ustał. Muszę wziąć się w garść! Znowu... -.- Zmarszczyłam brwi po czym oderwałam się od klatki piersiowej Hidana, a on mnie puścił z objęć.
- Już dobrze?
Pokiwałam głową, a on ściągnął z siebie koszulkę (pierwszy raz ją miał na sobie O.O) i wręczył w moje dłonie po czym powiedział.
- To teraz idź mi ją wypierz, bo mam twój rozmazany makijaż na niej.
Zaśmiał się, a ja tylko prychnęłam pod nosem i skierowałam się do łazienki. Szybko przeprałam ją w rękach i powiesiłam na sznurek. Spojrzałam w lustro i zmyłam cały makijaż z siebie, a zaraz po tym weszłam do pokoju. O dziwo Hidana w nim nie było. W takim razie mogę zacząć się pakować.. Wyciągnęłam wielką torbę i zaczęłam wkładać do niej swoje rzeczy. Ostatnią rzeczą jaką wyciągnęłam z szafki była bluzka Itachiego. Spojrzałam na nią z uśmiechem po czym wtuliłam ją w siebie i włożyłam do torby.
- No to jestem gotowa.
Westchnęłam cicho po czym przeszły mnie dreszcze. Czułam, że coś mnie obserwuje. Spojrzałam w kierunek okna. Na parapecie siedział kruk. Szybko przegoniłam go z parapetu i położyłam się na łóżku. Nie wiedząc kiedy zanurzyłam się we śnie.
- Te śpiąca królewno! Wstawaj!
Otworzyłam prawe oko widząc Hidana, który już zamierzał mnie czymś rzucić. Na moje nieszczęście była to jego kosa. Szybko zeszłam z łóżka i oparłam się zdyszana o ścianę.
- Nigdy, ale to NIGDY tego nie próbuj!
- Z takiej ofiary Jashin był by zadowolony.
Oblizał swoje usta robiąc szaleńcze oczy po czym się zaśmiał. Zdezorientowana patrzyłam na niego ciągle dysząc ze strachu.
- Żartuję przecież.. Nagato kazał się pakować, dziś wyruszamy.
- Nigdy więcej tak nie rób... Przy Tobie boję się o swoje życie...
- Nie skrzywdziłbym Cię głuptasie.
Zaśmiał się po czym podszedł do mnie i poczochrał moje włosy. Zmierzyłam go wzrokiem zabójcy, a on znów się zaśmiał.
- Nie obrażaj się no...
- A jeśli się obrażę?
- To będę musiał zrobić to...
Szybkim ruchem zaczął mnie łaskotać po brzuchu przez co wylądowałam na łóżku, a on na mnie. Spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się wspólnie śmiać. Hidan położył się obok mnie, opierając głowę o moje ramię.
- Nie wiedziałem, że kiedyś to powiem ale dobrze, że tutaj jesteś.
Spojrzałam na niego. Jego wzrok błądził po suficie. Uniosłam jedną brew ku górze po czym dodałam z sarkazmem.
- I tak nie spakuję się za Ciebie..
Zmierzył mnie wzrokiem po czym dodał z oburzeniem. Jego mina była po prostu cudowna!
- Ja tu staram się być przyjacielski, a Ty takie coś.. No weź.. Nie lubię się pakować, zrób to za mnie...
- A co z tego będę miała?
- Nie będę Cię molestował jak mi się skończą śluby czystości.
Poruszał szarmancko brwiami po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
- Pakuj się.
- Zrób to za mnie...
- Nie! Ruszaj te grube dupsko i się pakuj!
Aktywowałam moje oczy po czym odwróciłam się udając wściekłą w stronę Hidana. Ten szybko zszedł z łóżka i posłusznie zaczął się pakować. Dezaktywowałam spojrzenie i zaśmiałam się cicho.
- Co za wredna baba...
Ciche pomruki Hidana pod nosem doprowadzały mnie do większego śmiechu. Uwielbiałam jak się obrażał na cały świat, a w szczególności na mnie. Zawsze wtedy chodził i rzucał nerwami na każdy kąt po czym wyżywał się na Tobim... Jak Madara mógł tak podstępnie tutaj być.. Co za kurwa kretyn.. Dziwne, że Itachi jest jego rodziną.. No cóż jak to mówią "rodziny się nie wybiera"

środa, 3 kwietnia 2013

Ogloszenie!

Chce Was powiadomic, ze mojego laptopa szlag trafil i bede go miala dopiero za 3 tygodnie! Jesli moj telefon da rade bede na nim publikowac nowe posty ale nie wiem co z tego wyjdzie.

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 16. - Rozczarowanie.


Rozdział jest chujowy jak ten poprzedni.
Powód? Brak motywacji ze strony czytających.
Tak wiele wyświetleń, a tylko dwie, trzy osoby udzielają się na temat danego rozdziału?
Widząc tak małą liczbę komentarzy po prostu zastanawiam się czy dalej prowadzić tego bloga..
Piszę go dla Was. Dla moich czytelników, którzy swoją krytyką czy uznaniem
w komentarzu ukazujecie mi, że jednak warto dalej pisać. 
Więc apeluję do każdego kto przeczyta rozdział, aby zostawił po sobie ślad.
Komentarze na prawdę mobilizują do dalszego kontynuowania tego bloga.
Dziękuję za uwagę i zapraszam do nowego rozdziału.
_________________________________________________

Teleportowaliśmy się do organizacji. Rzucając nerwami skierowałam się do Lidera. Okazywałam tacie szacunek jako córka jak i członek organizacji. Nie mogłam pozwolić sobie na ulgowe traktowanie tylko dlatego, że jestem jego córką. Weszłam od razu do środka bez pukania co już miałam w nawyku siadając na przeciw niego, zaciskając nerwowo dłonie w pięści.
- Gdzie byłaś?
Jego chłodny ton dało się usłyszeć nawet na końcu pomieszczenia. Był taki opanowany. Ciągle siedział w jednej postawie, a mianowicie trzymał głowę na rękach opartych o blat biurka. Spojrzałam na niego obojętnym spojrzeniem. Zaraz po tym usłyszałam podniesiony lekko ton.
- Odpowiedz mi na pytanie.
- W Sunie.
- Kurwa Victoria, wiesz dobrze, że nie możesz się stąd ruszać!
Walnął dłonią o biurko, na którym zatrzęsły się papiery i inne rzeczy znajdujące się na nim. Wstał z miejsca podchodząc do okna. Zawsze gdy się denerwował szedł w to miejsce i patrzył przez szybę mimo iż nic ciekawego się tam nie działo.
- To co miałam zrobić skoro ta trójka nie poradziła sobie nawet z Gaarą, który nie ma w sobie już Shukaku?!
- Jak to nie ma w sobie Shukaku?
Jego ton złagodniał i odwrócił się zaniepokojony w moją stronę. Spojrzałam tylko na niego krótkim spojrzeniem po czym znów zabrałam głos.
- Madara go z niego wyciągnął. Podobno ma już prawie wszystkie. Do kolekcji brakuje mu Kyuubiego. No i Feniksa, ale Feniksa nie odbierze zbyt szybko..
Powiedziałam wymijająco. Czułam jak czakra Feniksa pulsuje w moich żyłach. Możliwe, że się denerwował. Był dziwną bestią, muszę stwierdzić. Nie odzywał się i pomagał mi tylko wtedy, kiedy tego chciałam. Nekomata był bardziej nadpobudliwy i ukazywał się nawet wtedy, gdy miałam problemy, a nie chciałam jego pomocy.
- A no i jeszcze pokonałam Gaarę...
- Pokonałaś? Jestem pod wrażeniem ale nie zmienia to faktu, że wkurzyłaś mnie swoim zniknięciem. Wiesz dobrze, że jesteś poszukiwana przez wszystkich. Gdy Madara się dowie, że masz w sobie tak wielkie pokłady czakry od razu będzie chciał cię zabić. Jesteś teraz jedynym godnym rywalem starego Uchihy.
- W sumie tak.. Ktoś wspominał też o Orochimaru.. Kim on był?
Nagato drgnął na imię Orochimaru. Nerwowo zaczął bawić się palcami po czym spojrzał na mnie gdy tylko trochę się uspokoił.
- Orochimaru.. Jeden z trzech Sanninów Liścia. Był bardzo dobrym ninja. Został pokonany przez Sasuke.. Należał też do naszej organizacji na samym początku.
- Ta woja nie będzie łatwa.. Mam rację?
Nagato zamilczał. Podszedł do mnie, kucając przede mną i chwycił mnie za dłonie.
- Masz rację kochanie.. Ale nieważne co się stanie, będę cię chronił za cenę własnego życia. Nie dlatego, że jako jedyna jesteś nadzieją na lepszy świat ale dlatego, że jesteś moją córką. Jedyną córką.
Po jego policzkach spłynął strumień słonych łez. Pokiwałam tylko głową na znak, że rozumiem po czym powiedziałam, zmieniając temat.
- Jest możliwość, że dostanę osobny pokój? Potrzebuję teraz wyciszenia, a w warunkach jakie panują w moim obecnym pokoju to nie jest możliwe.
- Dogadaj się z Hidanem lub Kakuzu. Jako jedyni mają osobne pokoje.
- Dobrze..
Wstałam z miejsca i wyszłam z gabinetu. Skierowałam się od razu pod drzwi pokoju Hidana. Z Kakuzu nawet nie miałam zamiaru negocjować pokoju. Gdy dotarłam pod wskazany sobie wcześniej kierunek, zapukałam dwa razy po czym weszłam do środka. Pierwszy raz byłam w pokoju Hidana. Jedynym światłem w tym pokoju były świece w każdym kącie pokoju. Znajdowało się w nim łóżko, regał z książkami i dywan na środku. Weszłam głębiej rozglądając się dookoła.
- Co ty tu robisz?
Spytał zdziwiony Hidan wchodząc do środka. Lekko się wzdrygnęłam po czym spojrzałam na niego lekko nieprzytomnym wzrokiem.
- Hidan musimy porozmawiać, to dla mnie ważne i trochę głupio mi o to prosić..
- No co się stało?
- Chodzi o pokój..
- Chcesz ze mną zamieszkać kochana?
Poruszał szarmancko brwiami i zanim się zorientowałam obejmował mnie już ramieniem na mojej talii.
- Nie do końca..
Spojrzał na mnie pytająco lecz ręki już nie potrafił wziąć.
- Zamień się ze mną pokojami. Potrzebuję teraz ciszy i spokoju, a u mnie tego nie znajdę. Dosłownie na kilka dni.
- A co będę miał z tego, że ci go pożyczę?
Szereg białych zębów objawił się przed moimi oczami. Hidan tym razem objął mnie dwoma rękami w pasie. Uśmiechnęłam się zadziornie. Wiedziałam dobrze co na niego działa.
- No wiesz Hidanku..
Palcem rozpięłam jego płaszcz. Zawsze chodził bez koszulki co sprawdziło się również teraz. Przejechałam paznokciem po jego umięśnionym torsie. Szybko odsunął się ode mnie po czym powiedział.
- Nie próbuj tego więcej na mnie! Złożyłem kilka dni temu śluby czystości Jashinowi! O Jashinie pozwól mi wytrzymać w obietnicy złożonej tobie!
Hidan klęknął przed wielkim znakiem Jashina, który znajdował się na ścianie. A jak szybciej go wygonić z pokoju? Proste.. Prychnęłam pod nosem po czym ściągnęłam płaszcz z siebie. Spojrzałam na niego uśmiechając się zadziornie. Po chwili ściągnęłam również bluzkę i spodnie zostając w samej bieliźnie. Hidanowi aż ciekła ślinka z ust, którą szybko wytarł rękawem płaszcza.
- Dobra pokój jest twój, nic za niego nie chcę tylko błagam nie namawiaj mnie do złego! O Jashinie, o Jashinie, o Jashinie pomóż mi błagam!
Zachichotałam pod nosem widząc scenkę w której Hidan aż pali się do tego, żeby kogoś przelecieć, a nie może przez swojego bożka.
- Hidanku..
Spojrzał błagalnym wzrokiem w moją stronę. Miał minę niczym dziecko, któremu odebrano lizaka i miałoby się zaraz rozpłakać.
- Przynieś moje rzeczy, nie mam siły dziś na nic..
Uśmiechnęłam się do niego dość uroczo po czym położyłam się na jego łóżko. Hidan wstał z podłogi i otwierając drzwi powiedział.
- Poczekaj jak tylko skończą mi się śluby czystości to cię z łóżka nie wypuszczę przez tydzień! O cześć Sasori..
Podeszłam do drzwi stając obok Hidana i oparłam się o futrynę. Spojrzałam na Sasoriego po czym powiedziałam krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Byłeś u lidera?
- CO TY KURWA ROBISZ U TEGO ZBOCZEŃCA W SAMEJ BIELIŹNIE?!
Jego krzyk usłyszało prawdopodobnie całe Akatsuki, które zaraz zebrało się przy drzwiach. Wywróciłam teatralnie oczami po czym powiedziałam.
- Teraz to mój pokój, bo co?
- JESTEŚ DO CHOLERY MOJĄ DZIEWCZYNĄ!!!!!!
- Właściwie to już nie.. Albo.. Saso jesteś fajny i to bardzo ale ja nie mam w sobie za grosz emocji. Jak ty sobie to wyobrażasz?
Moje oczy rozbłysły od światła z korytarza. Każdego przeszył dreszcz niepokoju. Zapadła cisza.
- Możemy porozmawiać na osobności? Nie mam zamiaru wyciągać burdów przy wszystkich.
Warknęłam cicho po czym weszłam z Sasorim do mojego nowego pokoju. Położyłam się na łóżku po czym spojrzałam na Sasoriego. Nie był zbyt wesoły.. Ale co mu się dziwić.. Zapadła niemiła cisza. Słychać tylko było bicie serc i nierówne oddechy nas obojga. Po chwili ciszę przerwał głos Sasoriego.
- Co to miało być? Chcesz mnie ośmieszyć?
- Nie..
Mruknęłam obojętnym tonem patrząc w sufit.
- Wiesz może masz rację, nie powinniśmy być razem.
Powiedział Skorpion podchodząc do okna. Co oni kurwa mają z tymi oknami? Co jakieś nagie rusałki po lesie śmigają czy co..?
- No spoko..
- No spoko?! Tylko tyle masz do powiedzenia?! Czyli, że to wszystko było do ciebie niczym...?
Spojrzał takim żałosnym spojrzeniem na mnie. Westchnęłam cicho po czym wstałam z łóżka i przytuliłam się do niego. On tylko wtulił mnie w siebie i pocałował mnie w czoło.
- Spróbujmy być dalej razem.. Nie chcę cię tracić...
Wyszeptał mi do ucha, przytulając mnie mocniej. Jego zapach perfum, które zawsze używa.. Wracały wspomnienia.. Ale co z tego skoro ja nic nie czuję? Zero emocji, zero uczuć, nic...
- Nie mogę cię okłamywać.. Przecież nie mogłabym żyć ze świadomością, że ty tyle mi poświęcasz, a ja obecnie nie wiem jak odróżnić nienawiść od miłości.. Ułóż sobie życie z Sayuri.. Znacie się od dziecka.. To jak cieszyła się, że cię znaleźliśmy.. To jak na twój widok uśmiecha się od ucha do ucha.. To jest miłość. A co ja ci mogę dać? Chorą nadzieję, że wszystko się ułoży.. Mówiłam ci przed twoim wyruszeniem, że nie ważne co się stanie wiedz, że cię kochałam z całego serca ale teraz tego nie ma. W moim sercu jest pustka, którą nie da się wypełnić emocjami i uczuciami... Stałam się teraz bezwzględną maszyną do zabijania.. Tyle ze mnie zostało..
- Victoria nie mów tak.. Ja cię kocham i nigdy nie przestanę.. Zrobię wszystko żeby nam się ułożyło nawet jeśli nic do mnie nie czujesz.. Nie potrafię z ciebie zrezygnować.. Nie potrafiłem być w organizacji jak rzekomo umarłaś.. Nie potrafiłbym przechodzić obok twojego pokoju gdy tam nie było ciebie. Nie potrafiłbym iść na posiłek nie oglądając ciebie jak siedzisz na blacie paląc fajkę. Nie mogłem tutaj zostać.. Nie ważne jak wyglądasz masz tą samą duszę. To wszystko co przyciąga mnie do ciebie, to ciągle jest w tobie. Tu w sercu, bez którego nie mogę żyć.. Nie wyobrażam sobie przyszłości bez ciebie. Chciałbym ożenić się z tobą, chciałbym mieć z tobą dwójkę słodkich dzieci. Dziewczynkę o twoim zniewalającym uśmiechu, w którym zakochałem się od pierwszego wejrzenia gdy pojawiłaś się w moim laboratorium. I chłopca podobnego do mnie ale o twoich przepięknych oczach pełnych czułości i miłości jaką darzyłaś mnie przez cały czas. Kocham cię całą bez względu na twoje wady jak i na to, że nic do mnie nie czujesz.
Jego oczy z każdym słowem napełniały się łzami. Nawet to mnie nie ruszyło.. Jego słowa i to z jakim uczuciem je wszystkie wypowiada patrząc na mnie. To coś pięknego lecz takimi słowami bardziej uszczęśliwiłby Sayuri, która na jego widok aż ma w oczach takie cholerne uczucie, którym ja go już nigdy nie obdarzę. Wydostałam się z jego objęć podchodząc do łóżka, na którym usiadłam. Zapadła cisza. Kiedyś nie potrafiłabym patrzeć na chłopaka, który z mojego powodu ukazuje słabość i płacze. Spojrzałam na niego i dodałam chłodnym tonem.
- Sasori musisz zapomnieć o tym co nas łączyło.. To co powiedziałeś jest piękne ale ja na prawdę nic nie czuję. Byłabym z tobą z przymusu. Nigdy bym nie chciała, żebyś był dla mnie kimś obcym, kimś znaczącym tyle co zwykły kolega. Zmieniłam się.. Już nie jestem tą samą osobą.. Z ciała jak i z duszy. Żyj chwilą, a nie przeszłością, bo to tylko ciebie pogrąży, a ja i tak nie będę miała wyrzutów sumienia.
Znowu cisza. W jednym momencie podszedł do mnie i pocałował mnie bardzo czule w usta. Wcześniej chwila by była dla mnie magiczna pełna miłości, a teraz? Zwykły pocałunek nic dla mnie nie znaczący. Nigdy bym nie przypuszczała, że nic dla mnie nie będzie miało znaczenia, nawet uczucia Sasoriego w moim kierunku.
- Powiedz mi czy to też dla ciebie nic nie znaczyło. Jeśli nic to dam ci już spokój chociaż to będzie dla mnie trudne.. Nawet nie wiesz jak bardzo...
Spuścił głowę w dół zaciskając dłonie w pięści. Łzy spływały po jego policzkach, które po chwili lądowały na podłodze.
- Nie Sasori, to nic dla mnie nie znaczyło..
Odwróciłam wzrok na jedwabistą pościel, którą pogładziłam dłonią. Cisza.. Cisza, która dołowała coraz bardziej. Cisza, którą zniszczyły kroki Sasoriego, który bez słowa wyszedł z pokoju nie domykając drzwi. Zza nich było słychać głosy niektórych członków Akatsuki.
- Stary nie załamuj się..
- Wszystko będzie dobrze..
- Nie płacz, Saso...
Po chwili do pokoju wszedł Itachi. Zamknął za sobą drzwi po czym bez słowa usiadł obok mnie. Znowu cisza. Jakoś nie chciało mi się już odzywać.. Wszystko było tak bardzo bez sensu.. Nigdy bym się nie spodziewała, że zranię kogoś kogo kochałam. Kogoś kto był miłością mojego życia. Z rozmyśleń wybił mnie męski głos Itachiego.
- Victoria wracając do tego co ci powiedziałem..
- Itachi to nie ważne, ja i tak nic nie czuję.
Spojrzałam na niego tym beznamiętnym spojrzeniem. W moich oczach było można dostrzec pustkę.. Wszędzie pustka.. Bez uczuć i emocji byłam po prostu tylko ciałem bez duszy.. Jak marionetka.. Itachi wstał z spuszczoną głową w dół i dodał przed wyjściem.
- No tak rozumiem, cześć..
I wyszedł. Chwila spokoju.. Położyłam się na łóżku i nie wiedząc kiedy po prostu zasnęłam. Obudził mnie dopiero czyjś oddech, który czułam na mojej twarzy. Otworzyłam jedno oko po czym drugie i ujrzałam Hidana.
- Co ty kurwa robisz?
Spojrzałam na niego, a on tylko wyszczerzył szereg swoich białych zębów.
- O bierz ty się...
Przykryłam twarz poduszką lecz nadal wiedziałam, że Hidan jest w pomieszczeniu. Westchnęłam głośno po czym usiadłam odkładając poduszkę.
- Co chcesz?
Powiedziałam przeciągając się i przy okazji ziewając jednocześnie.
- Mam dla ciebie bardzo dobrą wiadomość.
Jego uśmiech nie schodził z twarzy. W sumie nie jest taki zły jak o nim mówią. Lubię go nawet jak ma te swoje zboczone nawyki.
- Jaką?
- Będziemy mieszkać razem. Cieszysz się?
Zamrugał uszczęśliwiony, a ja tylko spojrzałam na niego jak na kretyna ponownie przykrywając głowę poduszką lądując całym ciałem na łóżku.
- Nie cieszysz się?
Jego ton zmienił się na taki smutniejszy. Wyjrzałam zza poduszki i widziałam jak jego twarz z wesołej w jednym momencie zmieniła się smutną.
- Nie no Hidan fajnie ale ja potrzebuję spokoju..
- Nie tylko ty.. Ja przy modlitwie potrzebuję się wyciszyć, a w twoim wcześniejszym pokoju się nie da. Sasuke posuwa Karin, ta jęczy jakby ją torturowali, a tych dwóch pozostałych ciągle się kłócą i rozwalają pokój. Daj mi szansę..
- No dobra niech ci będzie..
Wymusiłam uśmiech na mojej twarzy. Hidan wyszedł zza drzwi i wciągnął do naszego pokoju moje wszystkie rzeczy.
- A i jeszcze jakaś koperta leżała pod twoim łóżkiem, proszę.
Wręczył mi kopertę, którą od razu otworzyłam. Był w niej krótki list. Bez zastanowienia zaczęłam go czytać.
"Droga Victorio.
Nie wiem czy wiesz ale właśnie kolejna osoba zginęła przez Ciebie.
Albo oddasz nam się sama albo następną osobą będzie ktoś Ci bliski.
Zginęli już Jiraiya, Asuma, Sakura jak i Chiyo.
Następni będą Twoi rodzice. 
Pilnuj się Ty będziesz ginąć w męczarniach jakie Ci już mogę zagwarantować."
Czytając to oczy poszerzały mi się z każdym słowem. Z otwartymi ustami nie mogłam w to uwierzyć. Szybko narzuciłam na siebie płaszcz i wybiegłam z pomieszczenia kierując się do gabinetu ojca. Wbiegłam zdyszana do środka gdzie nikogo nie było. Serce biło mi coraz mocniej. Wbiegłam do salonu gdzie siedział Kisame i Itachi. Podbiegłam do niebieskoskórego i od razu gdy się zatrzymałam chwyciłam go za kołnierz unosząc z kanapy.
- Gdzie do cholery jest Nagato?!
Warknęłam na niego, aż oczy mi rozbłysły. Spojrzał na mnie, a jego oddech stawał się nierówny z zdenerwowania. Z mojego ciała od wściekłości ulatniała się aura stworzona z czakry dziesięcioogoniastego. 
- Wyszedł na misję jakąś godzinę temu..
- Kurwa mać!
Rzuciłam nim o kanapę i zapinając mój biały płaszcz wybiegłam z organizacji. Stanęłam w miejscu skupiając całą czakrę. Moim oczom ukazała się wizja jak Nagato wchodzi do Konohy przez główną bramę. Szybko wskoczyłam na pierwsze drzewo i zaczęłam skakać co drugie żeby jak najszybciej zjawić się w Konoha. Nie mogłam pozwolić żeby mojego ojca dorwał Madara. Krew buzowała w moim ciele, a serce przyspieszało puls. Po kilku godzinach dotarłam do bram wioski. Na moje nieszczęście zatrzymali mnie straże.
- Proszę pokazać dokumenty.
- Nie mam. Przepuście mnie ja do mojego ojca!
- Przykro mi panienko, nie możemy tego zrobić.
Ściągnęłam kaptur z głowy ukazując na światło dzienne moje oczy. Chwyciłam jednego ze straży za ubranie i wysyczałam swoim jadowitym tonem do jego ucha.
- Albo mnie przepuścisz albo zrobię ci jesień średniowiecza z dupy!
Po chwili zjawiły się ich posiłki. W trzech chwycili mnie, a wielki strumień szaro-białego światła poszybował w stronę nieba. Tak to był Feniks, który ukazał się strażą i zaskrzeczał na całą wioskę jak nie i dalej. Krzyk oszołomił wszystkich w zasięgu kilku kilometrów. Po chwili wokół mnie zjawił się Naruto, Kakashi, Ino, Shikamaru, Tsunade, Rock Lee jak i sam czcigodny Danzo. Feniks był ogromny i siał niepokój w moich "przeciwnikach". Po chwili ciszy usłyszałam głos Tsunade.
- Kim jesteś i czego tu szukasz?
- To ja Victoria.. Naruto pamiętasz mnie?
Spojrzałam na blondyna, który myślami błądził po przeszłości.
- Sensei Kakashi, a pan?
Nikt mi nie odpowiedział. Spojrzałam po wszystkich, a mój wzrok utkwił na Danzo, który wziął głos.
- Zabijcie ją.
Mój oddech stał się nierówny. Kakashi aktywował sharingana, a właściwie mangekyou sharingan. Nasze spojrzenia natrafiły na siebie. Feniks był coraz bardziej rozwścieczony, a jego ryki dało się usłyszeć nawet w Sunie. Zrobiłam pieczęć aktywując kekkei genkai uwolnienia mroku. Każdy patrzył na mnie po czym odpuściłam. Nie mogłam z nimi walczyć.. Dezaktywowałam Uwolnienie Mroku po czym wchłonęłam do swojego ciała postać Feniksa.
- Nie chcę z wami walczyć. Po pierwsze przybywam w pokoju, a po drugie nie dalibyście mi rady.. Jestem wcieleniem Mędrca.. Szanowna Tsunade musimy porozmawiać o Madarze..
- Co ty mówisz gówniaro? Jakieś herezje wypowiadasz. Nie możesz być wcieleniem Mędrca. Nie masz genów żadnego z synów Mędrca. A po za tym Madara? Ha! On dawno nie żyje.
- Bym się kłócił..
Usłyszałam za sobą głos ojca. Położył na moich ramionach dłonie po czym powiedział.
- To jest moja córka.. I mówi prawdę droga Tsunade.. Pamiętasz ucznia Jirayi?
Tsunade wyszczerzyła swoje oczy po czym powiedziała dość zszokowana.
- Chodźmy do siedziby Hokage..
Jak powiedziała tak zrobiliśmy. Weszliśmy do jej gabinetu siadając na przeciw niej. Siedziałam jak na szpilkach czując na sobie srogi wzrok ojca.. Przecież miałam się nie ruszać z organizacji, a ja ponownie złamałam zakaz. Spuściłam głowę w dół po czym odwrócił wzrok w stronę Hokage.
- Nagato przecież zdali nam raport zaraz jak Jiraya was zostawił, że zginęliście. Jak to możliwe, że żyjesz.
- Żyjemy.. Ja i Konan zostaliśmy. Prawie przegraliśmy z Hazno ale dzięki poświęceniu Yashiko i moim rinneganem wygraliśmy.
- Jestem pod wrażeniem. Nie przypuszczałam, że dacie radę przeżyć na tym świecie.. Jiraya był by z was dumny.
- Właśnie gdzie on jest? Chciałem z nim porozmawiać.
- Nie porozmawiasz...
Wtrąciłam się w rozmowę przenosząc wzrok na ojca. On tylko posłał mi pytające spojrzenie po czym wyciągnęłam z kieszeni płaszcza pogiętą kartkę i położyłam na biurko. Tsunade wzięła list do ręki i zaczęła czytać. Po chwili z niedowierzania wypuściła kartkę na podłogę.
- Prze...Przecież oni wszyscy.. Oni na misję wyruszyli...
- O co chodzi..?
Spytał niepewnie Nagato. Tsunade podniosła kartkę i wręczyła mu do rąk. Przeczytał to z skupieniem po czym zgniótł w ręce.
- To dlatego poszłaś za mną?
Spojrzał na mnie, zaciskając dłonie w pięści. Spojrzałam na Tsunade po czym powiedziałam.
- Szanowna Tsunade musisz nam uwierzyć na słowo. Chcemy pomóc Konosze w tej wojnie. Jestem w stanie walczyć do ostatniego tchu.. Suna już wie i też będą pomagać jak tylko mogą. Musimy w tych chwilach zjednoczyć nasze siły aby pokonać Madarę, Kabuto i Orochimaru. Nie wiadomo kogo jeszcze wskrzeszą, ale i tak będziemy mieli wyrównane szanse. Dwóch synów Mędrca i sam Mędrzec w ponownych wcieleniach i dodatkowo dwie ostatnie bestie. Musimy wierzyć w nasze zwycięstwo, nie możemy się poddać!
Wstałam dumnie z krzesła po czym podniosłam głowę patrząc na Tsunade. Ona tylko pokiwała głową z uznaniem po czym zabrał głos Nagato.
- Tsunade wszyscy musimy być w jednym miejscu też proszę o to aby całe Akatsuki przeniosło się tutaj, do Konohy. Nie możemy się rozdzielać.
- Na pewno znajdzie się tutaj dla was miejsce. Możecie przenieść się już dziś.
- Dobrze.
Tata wstał z miejsca i uścisnął dłoń Tsunade po czym wyszliśmy z pomieszczenia. Jedną pieczęcią przenieśliśmy się do organizacji, która wyglądała jakby przeszło przez nią tornado. Patrzyliśmy dookoła siebie z otwartymi ustami. Nagato szybko zerwał się i pobiegł w stronę gabinetu. Ja szybko poszłam za nim. Stał w otwartych drzwiach. Stanęłam obok niego i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na podłodze gabinetu leżało martwe ciało mojej matki. Podeszłam bliżej i uklękłam gorzko płacząc. Chwyciłam jej zimną dłoń przykładając sobie do serca. Potok łez był nie do zatrzymania. Była taka zimna... Po chwili wstałam z miejsca i wybiegłam z organizacji. Feniks z mojej wściekłości sam pojawił się nade mną w całej okazałości po czym jego krzyk rozbrzmiał na kilkaset kilometrów, a siła dźwięku dosłownie wyrywała drzewa z korzeniami. Las został zrównany z ziemią. Zaczęłam aktywować po kolei każde kekkei genkai jakie posiadałam w sobie. Moje ciało momentalnie zmieniło się w bestię klanu Kurama, które pokryła stal. Wokół mnie unosiły się czerwone kule skwaru. Z rąk wystawały dwie katany z kości sporej wielkości, które od razu zmieniły się w masywne kryształy. Na prawej dłoni pojawił się symbol dwóch, nachodzących się na siebie diamentów. Magnes unosił się wokół kul skwaru, a wszystko wokół mnie zamieniało się w lód. Wokół mojego ciała unosiła się czakra Feniksa wraz z czarnymi płomieniami Amaterasu. Oczy jarzyły się w kolorze krwistoczerwonym posiadając w sobie Rinnegan jak i Mangekyou Sharingan.
- Wychodź skurwysynie! Wiem, że tu jesteś!
Krzyknęłam na całe gardło patrząc na pustkowie, które zostało po zniszczeniu lasu. Mój głos był zachrypiały i zmienił tonację na bardziej przerażający. Wiedziałam, że ktoś tam jest. Jego czakrę dało się wyczuć na kilka kilometrów. Po chwili usłyszałam donośny śmiech. Moim oczom ukazało się trzech mężczyzn. Byli to trzej Hokage, którzy zostali wskrzeszeni. Pierwszy z nich to Hashirama Senju, zaraz obok niego był jego brat Tobirama Senju i trzeci z Hokage to Hiruzen Sarutobi. Jedyne co ogarniało moje ciało to żądza śmierci. Nieważne kim miały być te osoby, ważne, że kogoś zabiję.
- Patrzcie, czyż to nie jest córka Nagato? No proszę w ogóle nie podobna do swojej zmarłej matki.
Pierwszy Hokage zabrał głos, szydząc ze mnie. Drugiemu z nich nie było już tak do śmiechu. Wokół jego miecza pojawił się piorun otaczający cały miecz. Po chwili usłyszałam słowa jutsu jakie użył przeciwko mnie.
Water Release: Water Trumpet!
Strumień wody plus dodatkowo napełniony piorunami zmierzał w moją stronę. Wysunęłam prawą dłoń w stronę jutsu dosłownie wsysając je. Po chwili z zwiększoną mocą wystrzeliłam w stronę Tobiramy, który po przyjęciu ataku rozsypał się w proch. Teraz zostało ich dwóch. Hiruzen ruszył w moją stronę z niesamowitą prędkością zadając mi ranę kunai'em. Ramię zaczęło krwawić lecz Feniks nie został obojętny. Skumulował kulę czakry składającą się ze wszystkich żywiołów i wystrzelił nią w Trzeciego Hokage, który dołączył do swojego poprzednika. Nim zdążyłam się zorientować Hashirama zdezaktywował wszystkie moje kekkei genkai. Nie mogłam nic zrobić, a w moją stronę leciało kilka kunai'ów. Zamknęłam tylko oczy lecz nic mi się nie stało. Otworzyłam oczy, a Hashirama płonął w czarnych płomieniach Amaterasu. Po chwili dojrzałam Itachiego, który runął na kolana, a z jego ust wydobyła się krew. Podbiegłam szybko do niego po czym klęknęłam przed nim spanikowana.
- Itachi nic ci nie jest?!
Czarnowłosy zakaszlał po czym spojrzał na mnie.
- Wszystko jest dobrze ale co z tobą?
- Nic mi nie jest..
- Twoje ramię krwawi..
- Chodźmy do środka mam już dość przeżyć na dziś..
Podniosłam się z ziemi i wyciągnęłam rękę w stronę Uchihy, który przyjął pomoc z mojej strony i podniósł się ledwo z ziemi. Weszliśmy do organizacji, a przez myśli od razu usłyszałam srogi głos ojca "W tej chwili do mnie!". Westchnęłam cicho i skierowałam się do gabinetu ze spuszczoną głową jak skarcony pies. Stanęłam przed drzwiami pomieszczenia i przełknęłam głośno ślinę. Niepewnie zapukałam od niepamiętnych czasów. Zza drzwi wydobył się głośny krzyk.
- Wejść!
Weszłam niepewnie do środka nim zdążyłam coś powiedzieć ojciec mnie wyprzedził.
- Kurwa Victoria ile razy ci mam coś powtarzać?! Oni wiedzą już co masz w sobie! Wiedzą, że użyłaś jego ZZ! Wszystko o tobie WIEDZĄ!
- Ale mama...
- Nie ma mamy! Twoje wybryki nie powrócą ją do życia! Rozczarowałem się tobą.. Myślałem, że masz choć trochę rozsądku! Równie dobrze mogli cię zabić!
Łzy, po ostatnim zdaniu, które wypłynęło z jego ust, napłynęły mi do oczu po czym pociekły po moich policzkach.
- Skoro tak bardzo tego chcesz to okej, od razu pójdę do Madary aby zdobył to co chce i niech mnie zabije. Jeden problem z twojej głowy by zniknął, tato.
Ostatnie słowo zaakcentowałam z taką nienawiścią w głosie po czym wyszłam trzaskając drzwiami. Poszłam do mojego nowego pokoju od razu kładąc się na łóżku. Nie zwracałam nawet uwagi czy ktoś jest w środku. Płakałam patrząc w okno. W szybie widziałam ten uśmiech mojej mamy. Była wspaniałą kobietą tylko dlaczego musiałam ją tak szybko stracić? Czy ja nie mogę po prostu żyć normalnie? Nie chcę być jakimś tam wcieleniem Mędrca. Nie chcę dźwigać takiego ciężaru na swoich barkach. Nie chcę tak żyć, nie chcę!
- Chcę do cholery trochę szczęścia...
- Na pewno je znajdziesz..
Z końca pokoju usłyszałam ciepły głos Hidana. Podniosłam się do pozycji siedzącej wycierając łzy. On podszedł tylko i usiadł obok od razu mnie przytulając. Gdy tylko to zrobił znów zapłakałam.
- Nie płacz. Musi ci wystarczyć, że ty jesteś szczęściem dla kogoś.
Powiedział cicho ale dosłyszalnie, opierając głowę o moje ramię. Przytlał mnie tak długo aż się uspokoiłam. Ponownie wytarłam łzy i spojrzałam na niego. Jego uśmiech zaistniał na twarzy.
- Hidan.. Jak to możliwe, że ja czułam nienawiść, rozpacz i ból po stracie bliskiej osobie, skoro oni wyczyścili mi umysł z jakichkolwiek emocji i uczuć?
- Oj Victoria.. Nie ma czegoś takiego jak kasowanie emocji i uczuć. Oni tak ci powiedzieli żebyś nie pokazywała emocji gdy jest to zbędne.
- Czyli ja tak na prawdę nie kochałam Sasoriego?
- Na to wychodzi..
- Ale skoro nie jego to znaczy, że..
Spojrzałam na niego po czym szybko wstałam i zatrzymując się przy drzwiach usłyszałam głos Hidana.
- Powodzenia.
Uśmiechnął się na co też odwzajemniłam uśmiechem. Wyszłam z pokoju i skierowałam się pod drzwi Itachiego. Strach przeleciał moje całe ciało. Niepewnie zapukałam, czekając, aż mi otworzy.

czwartek, 7 marca 2013

Rozdział 14/15 - Zaufaj mi../Nie jestem już tą samą osobą.

Jeszcze kilka rozdziałów zostało do zakończenia pierwszej serii tego bloga.
Druga seria czyli końcowa jest o życiu Victorii po wojnie shinobi.
Więc zapraszam do dalszego czytania.
Wielu osobom może nie przypaść do gustu taki zwrot akcji, dlatego zgodzę się z każdą Waszą krytyką.
_____________________________________________________________________________
Otworzyłam swe oczy. Na horyzoncie było widać jeszcze czerwone słońce, które leniwie wschodziło rozpoczynając nowy dzień. Moi towarzysze misji spali. Skierowałam się do łazienki. Powoli przemywałam twarz, do której nie potrafiłam się przyzwyczaić. A co jeśli Sasori mnie nie pozna? A jeśli zapomniał? Wszystko nie dawało mi spokoju, a w szczególności wczorajsze słowa Itachiego. "Dobranoc księżniczko", przecież to absurdalne! Było widać, jak z ulgą na twarzy przyjął to, że kocham Sasoriego. Nie powinnam sobie takimi bzdetami zawracać głowy. Muszę udowodnić ojcu, że jestem coś warta! Że ja też potrafię wykonać misję! A w szczególności tą.. Ta misja jest dla mnie ważna i nie mogę dać plamy.
- Sasori gdzie ty jesteś...
Powiedziałam spoglądając w lustro na swoje odbicie, na twarz po której spływały krople wody. W odbiciu lustra dostrzegłam jego twarz. Tej twarzy nie da się zapomnieć. Odwróciłam się w stronę okna gdzie nikogo nie było. Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową i weszłam pod prysznic. Krople wody muskały moje nagie ciało co mnie odprężało, ale myśli o Sasorim nie spływały jak woda. To ciągle było we mnie. Zakręciłam wodę po czym wyszłam z kabiny prysznicowej i owinęłam swoje mokre ciało ręcznikiem. Włosy zaplątałam w niedbały kok i wyszłam z łazienki. W drzwiach minęłam się z pełną życia Sayuri, która obdarzyła mnie uśmiechem. Jest całkiem w porządku. Na parapecie siedział Itachi patrząc nieobecnym wzrokiem w przechodniów. Podeszłam bliżej dotykając niepewnie jego ramienia dłonią. Drgnął czując mój dotyk na swoim ciele. Odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie spuszczając od razu wzrok w dół.
- Itachi co z tobą?
- Co masz na myśli?
Mruknął pod nosem nie podnosząc wzroku. Westchnęłam cicho i spuściłam również wzrok w dół.
- Raz jesteś miły, raz wyżywasz się na mnie.. Nie rozumiem twojego podejścia do mnie. Jeśli mnie nie lubisz to powiedz, zrozumiem. Po misji powiem tacie, żeby przeniósł mnie do innej drużyny.
Nastała cisza. Odeszłam od niego nie spuszczając wzroku z podłogi. Poczułam lekki ucisk ręki na moim ramieniu. Pozostałam w bezruchu nie odwracając się w jego kierunku.
- Victoria to nie tak..
- To jak no?
Spojrzałam wyczekująco na niego. Lubiłam go, nawet bardzo. Moją twarz ogarnął smutek co dało się zauważyć.
- To co kochani jesteście gotowi na poszukiwania Sasorka?
Z końca pokoju usłyszałam głos Sayuri. Itachi spojrzał na mnie ostatni raz i puścił moje ramię. Podeszłam do szafki, biorąc ubrania i weszłam ponownie do łazienki.
- Tylko się ubiorę.
Ubrałam na siebie bieliznę, bluzkę, spodnie i buty. Spięłam już suche włosy w kucyk i przewiązałam sobie opaskę Konohy na ramię. Wyszłam z łazienki. Wzięłam torbę, w której były płaszcze i kapelusze Akatsuki i spojrzałam na moich towarzyszy. Itachi z pokoju wyszedł pierwszy, potem Sayuri, a ja na końcu zamykając pomieszczenie na klucz. Zeszliśmy do recepcji gdzie zwróciłam klucz. Wyszliśmy na świeże powietrze. Itachi prowadził. Szłam tylko za nimi nieobecna myślami. Głowę miałam spuszczoną w dół. Co kilka kroków kopałam jeden i ten sam kamień. Wciąż wyobrażałam sobie jak będzie wyglądać nasze spotkanie. A co jeśli nie będzie chciał wrócić? Albo po prostu już nie będzie chciał być już ze mną? A co wtedy z Itachim? Boże co..
- Widzę go!
Krzyknęła uradowana Sayuri klaskając w dłonie. Podniosłam wzrok na dziewczynę. Właśnie biegła szczęśliwa w stronę czerwonowłosego. Czemu ona potrafiła się z tego cieszyć, a ja nie?
- Idziesz do niego?
Spytał niepewnie Itachi, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Podeszłam ostatnia do niego. Spojrzał na mnie wyjątkowo chłodnym spojrzeniem po czym dodał.
- Victoria?
- Tak..
Odwróciłam wzrok nie potrafiłam patrzeć na niego, gdy nie oddawał żadnych emocji. Zagryzłam delikatnie dolną wargę po czym poczułam jak mnie przytula.
- Kocham cię.
Powiedział pół szeptem całując mnie w głowę. Nie odpowiedziałam. Wtuliłam się w jego tors zatrzymując cisnące się do moich oczu gorzkie łzy. Po kilku minutach puścił mnie i powiedział.
- To co wracamy? Teraz mam po co wracać.
Uśmiechnął się do mnie, a ja tylko odwzajemniłam uśmiech spoglądając na Itachiego. Czarnowłosy skrzywił się tylko i wykonał pieczęć dzięki której znaleźliśmy się w organizacji.
- Sayuri idź sporządzić raport misji do Nagato, a Sasori pójdzie z tobą.
Pokiwali tylko głową na znak, że się zgadzają, a po chwili stracili się w ciemnościach korytarzu.
- Co chciałeś mi powiedzieć wtedy, w hotelu?
Powiedziałam niepewnie ściskając dłonie w pięści, patrząc na miejsce gdzie jeszcze przed chwilą znajdowali się Sasori i Sayuri.
- To już raczej nie ważne..
- Ważne.
Spojrzałam na niego. Stał oparty o ścianę wpatrując się ślepo w sufit. Zerknął na mnie i wymusił uśmiech.
- Po co ci mam coś mówić, skoro znów będziesz szczęśliwa z Sasorim.. Wrócił więc czemu mam ci powiedzieć, że jesteś dla mnie ważniejsza niż wszystko na tym świecie. Dla mnie wschodzi i zachodzi jedno słońce, a jesteś nim ty. Victoria ja cię kocham.
Patrzyłam na niego z zdezorientowaniem. Zapadła cisza. Poruszał tylko głową na boki i odszedł. Patrzyłam jak odchodzi. Cząstka mnie, aż wyrywała się żeby pójść za nim, ale jednak coś mi nie pozwoliło. Wróciłam do swojego pokoju od razu idąc pod prysznic. Zimna woda ani przez chwilę nie potrafiła mi pomóc nie myśleć o Sasorim i Itachim. Byłam w totalnej kropce. Wyszłam spod prysznicu, ubrałam bieliznę i przydługą bluzkę po czym wyszłam z łazienki. Na moim łóżku siedział Sasori. Uśmiechnął się na mój widok i od razu podszedł do mnie przytulając mnie. Wtuliłam się w niego zaplatając ręce na jego szyi. Patrzył na mnie tym swoim czułym wzrokiem po czym złożył na moich ustach gorący pocałunek podnosząc do góry moje ciało i usadził sobie mnie na biodrach, a ja sama zaplątałam nogi wokół jego pasa. Przywarł ze mną do ściany. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, a nasze języki stanowiły jedność. Jego dłonie błądziły po moim ciele jak oszalałe, a ja wtapiałam się palcami u rąk w jego gęste czerwone włosy. Nasze chwile rozkoszy przerwało wejście Nagato do pokoju. Speszeni szybko stanęliśmy na równe nogi lekko oddalając się do siebie.
- Chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tej sytuacji..
Pokiwał Tata z rozczarowaniem na twarzy. Lekko zarumieniłam się po czym podeszłam do niego i przytuliłam się do niego.
- Dobra, to mi się podoba.
Powiedział po chwili z uśmiechem przytulając mnie również. Po chwili puścił mnie, a ja odsunęłam się od niego.
- Dobra teraz przejdźmy do konkretów. Jest misja.
- Znowu..?
Jęknęłam cicho siadając na łóżku. Sasori spojrzał na Nagato czekając na szczegóły.
- Będziecie razem w drużynie z Itachim i Sayuri.
- Nie sądzi szef, że jeden medic ninja wystarczy?
Spytał Sasori lekko zdziwiony na decyzję lidera.
- Daj mi skończyć. Victoria nie jest jeszcze w pełni wytrenowana więc jest tak zwanym słabym punktem w waszej drużynie. Jesteś odpowiedzialny za nią. Madara będzie miał ją na celu żeby zemścić się na mnie. Musicie ciągle jej pilnować, o każdej porze dnia i nocy.
- A nie może zostać tutaj? Po co ma chodzić na misję, skoro jest najbardziej zagrożona na atak Madary?
- Musi się podszkolić. Nie mamy czasu żeby ją trenować z powodu rozpoczynającej się Trzeciej Wojny Shinobi, którą zaczyna Madara wraz z Orochimaru, którego wskrzesił Kabuto.
- Skąd szef wie?
Wyszczerzył Sasori oczy do granic możliwości.
- A Kaubto nie pracował z nami?
Spytałam niepewnie wsłuchując się w każde słowo, które wypowiada tata.
- Zdradził nas przez namowę Madary, który obiecał mu, że razem będą władać nad światem. A skąd wiem? Kakuzu z Deidarą byli na misji. Obecnie współpracujemy z Suną ale staramy się przede wszystkim ostrzec Konohę. Dlatego musicie dotrzeć tam szybciej niż Madara.
- Kiedy mamy wyruszać?
- Dziś o zmroku. Wiem nie macie dużo czasu ale ta misja jest bardzo ważna. Wszędzie musicie uważać. Przyjdźcie przed wyruszeniem do mnie po dokumenty, które musicie dostarczyć Tsunade. Victoria-jego wzrok skierował się w moją stronę- uważaj na siebie dziecko, proszę.
- Dobrze tato, będę uważać.
- Może być szef spokojny, będę pilnować ją jak oka w głowie.
- Ufam Ci, nie spierdol tego.
Sasori tylko pokiwał głową, że zrozumiał i odprowadził tatę do drzwi zamykając je gdy tylko wyszedł. Podszedł do mnie opierając się rękami o łóżko i pochylił się nade mną. Spojrzałam w jego oczy, a on tylko pocałował mnie w usta. Usiadł obok mnie i przytulił mocno do siebie. Uśmiechnęłam się tylko sama do siebie i wtuliłam w jego objęcia. Ale podczas wojny nie ma czasu na miłość, więc wstałam po chwili i zaczęłam się pakować do misji.
- Kochanie tyle się nie widzieliśmy, a ty teraz się pakujesz. Mamy czas do wieczora przecież.
- Wolę się przygotować, nie mam ochoty wszystko robić na ostatnią chwilę..
- Czyli co, misja jest ode mnie ważniejsza?
Odwróciłam się w stronę Sasoriego, który z ewidentnym zdenerwowaniem położył się na łóżku zaplatając ręce za szyję.
- Przecież wiesz, że nie..
Westchnęłam cicho siadając obok niego na krawędzi łóżka.
- To mogłabyś mi więcej czasu poświęcać.
- A kto mi poświęcał czas jak ciebie nie było?
Wywróciłam teatralnie oczami siadając na parapet. Wyciągnęłam z paczki papierosa odpalając go zapałkami. Wypuściłam dym w pokoju po czym usłyszałam kolejne oburzenie Sasoriego.
- Musisz przy mnie palić?
- Nigdy ci to nie przeszkadzało.
- Ale teraz przeszkadza.
- To wyjdź, nikt cię tu nie trzyma.
- Aa to już mnie wyganiasz? Jak sobie chcesz!
Wstał wkurzony z łóżka podchodząc do drzwi otwierając je lecz zaraz zamknął słysząc moje słowa.
- Jesteś dziecinny.
Powiedziałam patrząc jak zatrzymuje się w pół kroku po czym zaczął strojenie humorów.
- Ja dziecinny? Niby dlaczego? Dlatego, że chcę spędzić ze swoją dziewczyną trochę czasu?!
- Nie zauważyłeś tego, że jest natłok misji odkąd opuścił nas Madara? Chcę pomóc ojcu...
- Ciągle ojciec i ojciec! Nie pamiętasz już co on ci zrobił?!
- To nie on..
- Jak to nie on jak on! I kto wtedy był przy tobie? On czy ja do cholery?!
Podszedł bliżej mnie chwytając za moje ramiona.
- Puść mnie..
Powiedziałam gasząc fajkę w popielniczce. Jego ucisk robił się coraz mocniejszy.
- Kurwa to boli..
Jęknęłam cicho z bólu. Do pokoju wszedł Itachi, który z zdezorientowania nie wiedział co powiedzieć.
- To ja może przyjdę później..
Sasori na widok Itachiego zluzował ucisk z moich ramion.
- Nie no popatrz jeszcze do czego mój chłopak jest zdolny.
Zadrwiłam z Sasoriego schodząc z parapetu.
- Nie... Ja pójdę..
Powiedział nadal zdezorientowany Itachi, który zniknął zaraz za drzwiami mojego pokoju.
- I co to miało być?!
- To co widziałeś. Sasori wybacz ale...
- Co chcesz ze mną zerwać?! O nie, nie, nie.. Nie będziesz z nikim innym niż ze mną!
- Przepraszam bardzo, że co?
Spytałam patrząc mu w oczy. Nie wierzyłam w to, że aż tak się zmienił.
- Jesteś moja zrozumiałaś?
Zaśmiał się dokładnie tak jak śmieją się psychicznie chorzy ludzie.
- Sasori to koniec.. Zmieniłeś się..
Powiedziałam z łzami w oczach. Nie chciałam z nim kończyć tego związku, ale... Ale chyba muszę.. Nie mam zamiaru być z kimś, kto traktuje mnie jak zabawkę. Czułam się jak marionetka w jego rękach.
- Nie.
Powiedział stanowczo.
- Sasori kurwa co z tobą?!
Krzyknęłam patrząc na niego. Czułam jak słone łzy spływają po moich policzkach. Nie chciałam... Nie chciałam tego..
- Ja.. Przepraszam.. Nie potrafię się z tym pogodzić.. Myślałem, że umarłaś.. Victoria nie płacz proszę..
Po jego porcelanowej twarzy również spłynęły łzy. Podszedł do mnie obejmując mnie w pasie jedną ręką, a drugą wycierał łzy z mojej twarzy.
- Wybaczysz mi...?
Pokiwałam tylko głową na znak, że się zgadzam po czym poczułam jak mnie przytula. Wtuliłam się w jego ciało ponownie zaczynając płakać. Po chwili uspokoiłam się i spojrzałam na jego twarz. Nie oddawała żadnych emocji niczym jego marionetki..
- Przepraszam muszę już iść.
Czując na sobie mój wzrok speszony szybko wyszedł z pokoju do którego zaraz weszli Sasuke z Karin.
- Cześć!
Powiedziała uśmiechnięta Karin.
- Taaa.. Cześć.
Powiedziałam zamyślona patrząc  na drzwi zza którymi zniknął Sasori. Coś go dręczyło i było to widać. Te jego wahania nastroju nie były do niego podobne. Po chwili ocknęłam się i zaczęłam się dalej pakować. Gdy skończyłam dopiero dostrzegłam, że pary już nie ma w pokoju. Potrząsnęłam głową po czym nadepnęłam na jedną z panel, która się złamała na pół. Pod jedną połówką dostrzegłam małą, zakurzoną skrzyneczkę. Wzięłam ją do rąk i zdmuchnęłam kurz po czym otworzyłam ją. W środku znajdowały się zwoje zaznaczone literką "ザ" czyli tak zwane "Zwoje Zakazane". W sumie było ich 18. Słysząc kroku schowałam je szybko do płaszcza i odłożyłam skrzynkę na swoje miejsce przykrywając ją złamanym panelem. Do pokoju wszedł Kisame i powiedział tylko na odczepnego.
- Obiad jest.
Dobijała godzina 15. Czyli, że gotował Hidan.. Zerwałam się na równe nogi zamierając ze sobą płaszcz, który w drodze do kuchni zakładałam powoli żeby żaden ze zwojów nie wypadł. Weszłam do kuchni, gdzie było już czuć pyszne ramen. Na samą myśl, aż się uśmiechnęłam i zajęłam swoje stałe już miejsce. Wszyscy zajadali się obiadem, tylko ja nie miałam ochoty jeść. Widelcem dzióbałam w daniu po czym odsunęłam talerz kończąc posiłek i wyszłam bez słowa. Wiedziałam gdzie mam iść z zwojami. Skierowałam się w stronę wyjścia. Jednym ruchem dłoni przeniosłam się przed jego dom. Zapukałam grzecznie, czekając aż otworzy mi drzwi.
- O Victoria, dawno cię tu nie było..
- Słuchaj musisz mi pomóc!
Wyminęłam go w drzwiach siadając na kanapie. Hitoshi spojrzał na mnie zdziwiony po czym zamknął drzwi i usiadł na przeciw mnie.
- A więc o co chodzi?
Spojrzałam na niego po czym wyciągnęłam z kieszeni płaszcza 18 małych ZZ. Hitoshi zmarszczył brwi biorąc po kolei każdy do ręki. Po kilku minutach ciszy powiedział niedowierzająco.
- Sk-skąd ty to masz...?
- Było w moim pokoju. Powiedz mi do czego one są..
- Są to zwoje Kekkei Genkai. Pierwszy z nich to Mangekyou Sharingan.
- Czyli co mogę mieć Mangekyou Sharingan dzięki temu zwojowi?
- Tak. Są to unikatowe zwoje dlatego tylko jedna osoba może ich użyć. Niestety twoje ciało nie należy do najsilniejszych dlatego nie możesz ich użyć teraz...
- Teraz? Czyli będę mogła po jakimś czasie?
- Victoria słuchaj... Pamiętasz przepowiednię Ropuszego Mędrca?
- Niezbyt.. Nikt mnie nigdy nie uczył jak zostać ninja..
- Musimy iść do twojego ojca.
- Ale po co?
- Zaufaj mi.
- No dobra..
Nie wiedziałam co się dokładnie dzieje. Słuchałam Hitoshiego ze względu na to, że to on w znacznym stopniu pomógł mi wrócić do żywych. Prze teleportowałam nas do organizacji gdzie czekała moja drużyna. Byli wściekli, bo mieliśmy wyruszyć już jakąś godzinę temu na misję.
- Gdzieś ty była?! Wiesz dobrze, że czas jest najważniejszy.
Powiedział Itachi. Spojrzałam na niego po czym wyminęłam go chwytając Hitoshiego za nadgarstek i ruszyliśmy do ojca. Weszliśmy do gabinetu gdzie od razu usłyszeliśmy zdenerwowany głos Nagato.
- Puka się! o czcigodny Hitoshi. Wybacz za moje zbulwersowanie.
Na widok Hitoshiego wstał i ukłonił mu się. Usiedliśmy na przeciw niego po czym Hitoshi spojrzał wyczekująco na mnie. wyciągnęłam bez słowa 18 ZZ kładąc je na jego biurku. Nagato z niedowierzaniem wziął je do rąk i zaczął czytać zawartość ich. Po chwili ciszy usłyszeliśmy jego głos.
- Gdzie to znalazłaś?
- U mnie w pokoju.
- To dlatego Madara chciał tam wejść za wszelką cenę.. Musimy je jak najszybciej zniszczyć.
- Nie. Victoria je wszystkie użyje..
Powiedział stanowczo Hitoshi.
- Ale przecież..
- Tak wiem, nie ma bijū w sobie, ale to jest najmniejszy problem. Dzięki tym zwojom odrodzi się Mędrzec Sześciu Ścieżek. I to właśnie nim będzie Victoria. Jako, że ty i Naruto jesteście jednocześnie Dzieckiem z Przepowiedni, to właśnie potomek jednego z was będzie wcieleniem Mędrca. Naruto jednak jest za młody na to, żeby mieć potomka, a wojna już się zaczęła zostanie nim Victoria.
- Nie Hitoshi, nie poświęcę córki. W każdej chwili ona może umrzeć z ręki Madary, a nie opanuje w tak krótkim czasie 18 kekkei genkai.
- W sumie 19..
- Jak to 19? Zwojów jest 18.
- Rinnegan.. Jest twoją córka dlatego ma go w sobie.
- Miałam już i się nie przyjął do mojego poprzedniego ciała, więc chyba to jest nie możliwe, żeby znów go aktywować.
- W sumie jest jeden pomysł..
Naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi.
- Wejść!
Krzyknął Nagato po czym do środka wszedł Itachi.
- Co chcesz?
- Misja jest tak? Victoria idziemy..
- Victoria nie idzie. Idźcie sami.
Powiedział Nagato, który ruchem ręki wskazał drzwi Itachiemu. Ten tylko warknął i wyszedł trzaskając drzwiami.
- Więc jaki jest ten pomysł?
- Oddam jej swojego Feniksa..
Powiedział Hitoshi z ciężkim westchnieniem. Zapadła cisza. Nagato wstał i podszedł do okna.
- Nie zgadzam się. To za dużo jak na 19-letnią dziewczynę. Jeśli i tym razem straci bijū? Nie Hitoshi nie mogę zesłać swojej córki na pewną śmierć.
- Chcesz uratować świat?
- Ale nie będę swojej córki poświęcał!
- Nagato do cholery musimy!
- Nie będę poświęcał córki! Już bym wolał sam się poświęcić!
- Madara jest od ciebie silniejszy, zniszczy cię jednym ruchem!
- A ją nie?!
- Ja może was zostawię..
Wstałam nerwowo z fotela po czym poczułam jak Hitoshi chwytając mnie za nadgarstek posadził z powrotem na swoje miejsce.
- Albo zostanę...
- Victoria powiedz coś!
Krzyknął po chwili Nagato patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Patrzyłam raz na Hitoshiego raz na tatę. Nie wiedziałam co robić. Byłam pod presją.
- Jeśli mam zginąć to wolę być silna, a nie żeby mówili, że córka Nagato jest słaba.. Tato zróbmy tak jak Hitoshi mówi..
- Ale teraz cię nie wskrzesimy! Wiesz dobrze, że Kabuto pracuje dla Madary!
- Trudno poświęcę się..
- Tylko wiesz, że wyczyścimy twoje ciało z jakichkolwiek emocji?
- Czy-czyli, że po przemianie nie będę nic czuła do Sasoriego?
- Nie będziesz czuła miłości, współczucia, nienawiści, bólu niczego...
- Dajcie mi chwilę...
Wybiegłam szybko z gabinetu. Pobiegłam w stronę wyjścia głównego. Zobaczyłam, że moi towarzysze wchodzą do lasu. Krzyknęłam na całe gardło.
- SASORI!!
Czerwonowłosy odwrócił się i spojrzał na mnie. Szybko pobiegłam w jego stronę i rzuciłam mu się na szyję. Z łzami w oczach powiedziałam.
- Nie ważne co się stanie, wiedz, że byłeś dla mnie wszystkim. Kocham cię całym sercem i nigdy o tym nie zapomnij! Gdy wrócisz już nic nie będzie tak jak dawniej, ale pamiętaj o tym, proszę...
Mówiłam błagalnym głos, który łamał się przy każdym słowie. Muszę się poświęcić, muszę pokazać światu, że ja też potrafię dojść daleko mimo, że muszę tyle poświęcić.
- Ale o czym ty mówisz?
Powiedział w końcu Sasori.
- Przekonasz się w przyszłym czasie.
Przytuliłam go ostatni raz i wróciłam do organizacji. Słyszałam jak coś do mnie mówi ale musiałam przezwyciężyć swoje emocje, muszę się przyzwyczaić. Weszłam do organizacji i pierwsze co skierowałam się do kuchni gdzie znalazłam  mamę. Podeszłam do niej wtulając się w nią i powiedziała cicho.
- Kocham cię.
Po czym odeszłam i wróciłam do gabinetu.
- Tato..
- Tak?
- Nie ważne co się stanie i tak będę cię kochać, jesteś moim ojcem więc pamiętaj o tym.
Obdarzyłam go subtelnym uśmiechem, a jemu aż łzy napłynęły do oczu.
- Możemy zaczynać?
Spytał Hitoshi wstając z miejsca. Nagato skinął głową, że się zgadza, a ja tylko wzruszyłam ramionami i powiedziałam.
- No to zaczynamy..
Tata wziął klucze z szafki po czym odsunął dywan otwierając wielką klapę w podłodze. W trójkę zeszliśmy schodami w dół. Hitoshi trzymał 9 zwojów, ja szłam środkiem, a za nami Nagato również z 9 zwojami. Czułam się jak jakaś kapłanka czy coś w tym stylu. Nie mogłam uwierzyć w to, że to właśnie ja będę wcieleniem Wielkiego Mędrca. Daleko mi brakowało do niego, ale w końcu to jakaś przepowiednia tak? Nie znalazł tego nikt inny oprócz mnie.. Najbardziej bałam się tego, że stracę Sasoriego.. Łzy zakręciły mi się na samą myśl. Wytarłam mokre oczy rękawem płaszcza. Doszliśmy do wielkiej sali, gdzie na środku stało łóżku z kajdanami do rąk i nóg. Na około tego były świece. Nagato każdą odpalił po kolei z smutkiem na twarzy. Hitoshi podszedł do ściany gdzie były przypięte łańcuchy. Wystawił ręce na prosto po czym Nagato przypiął go. Po chwili podszedł do mnie kładąc mnie na łożu i również przypiął mi ręce po czym nogi. Podwinął Hitoshiemu bluzkę ukazując pieczęć Feniksa, która aż rozbłysła. Zrobił kilka ruchów rękami używając po kolei jutsu przywołania po czym na końcu przyłożył do pieczęci na brzuchu Hitoshiego. Czarnowłosy aż klną z niewiarygodnego bólu. Z pieczęci wyłaniała się głowa Feniksa. Nagato przypiął wiązania czakry do ciała bijū i od razu naprowadzał go w stronę mojego ciała. Czułam jak jego dziób powoli i boleśnie wchodzi w mój brzuch. Jego czakra unosiła się wokół mojego ciała tworząc szarą aurę. Po kilku godzinach w końcu Feniks znalazł się moim ciele. Wykończona całym procesem oddychałam ciężko i głęboko. Czakra zaczęła wchłaniać się w moje ciało po czym ból w końcu minął. Na moim brzuchu rozświetliła się pieczęć Feniksa. Odetchnęłam z ulgą jak moi towarzysze.
- Udało się.
Powiedział Hitoshi, który dzięki pomoc Nagato uwolnił się z łańcuchów.
- Najgorsze za nami.
Nagato po tych sowach podszedł i rozkuł mnie po czym dał mi do rąk pierwszy z zwojów.
- Przyłóż otwartą dłoń do zwoju gdzie narysowany jest znak każdego ze zwojów.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem i przyłożyłam dłoń do znaku. Po chwili prawe oko zaczęło mnie piec. Patrzyłam na tatę, który zaciskał dłonie w pięści. Po chwili milczenia krzyknął.
- Mówiłem ci, że nic z tego!
- Spokojnie, jeszcze chwila...
Powiedział cierpliwie Hitoshi. Znowu cisza. Pieczenie powoli ustępowało. Spojrzałam niepewnie na Hitoshiego, który z uznaniem pokiwał głową.
- Masz oczy słynnego Izuny Uchiha. Jestem pod wrażeniem.
- A teraz jak reaktywujemy Rinnegana?
Nagato i Hitoshi po moim pytaniu podeszli bliżej mnie. Nagato położył dłoń na moim prawym oku, a Hitoshi jedną na mojej głowie, a drugą na prawym oku Nagato. Zaczął wymawiać jakieś słowa po czym w tym samym czasie ja i Nagato syknęliśmy z bólu. Po chwili znowu pieczenie ustało i otworzyłam oczy. Spojrzałam na tatę. Jego prawe oko miało kolor zielony, a w drugim nadal widniał Rinnegan.
- Dobra zostało jeszcze 17!
Klasnął w dłonie uradowany Hitoshi. Odwróciłam się w jego stronę przez co uśmiech zszedł mu z twarzy.
- Dziewczyno teraz mnie przerażasz... A właśnie.. Będziesz je miała włączone przez kilka dni, a potem możesz sama je włączyć i wyłączyć, czyli nie będziesz miała takich oczu na stałe.
- Okej.
- No to kolejne kekkei genkai trzeba użyć...
Powiedział zmęczony już Nagato. Wszyscy byliśmy już zmęczeni tym wszystkim, a przede mną jeszcze 17 zwojów oraz kasowanie emocji. Ten dzień na prawdę gorszy już nie mógł być. Przyłożyłam rękę do kolejnego zwoju. Wewnętrzna część dłoni zabłysła, a na miejsce blasku pojawił się symbol w kształcie dwóch nachodzących się na siebie diamentów. Te Kekkei Genkai nazywane jest Uwolnieniem Mroku. Następne kekkei genkai, które aktywowałam w sobie to: Kekkei Genkai klanu Kurama, Kekkei Genkai Ranmaru, Uwolnienie Magnesu, Uwolnienie Prędkości, Uwolnienie Pyłu, Uwolnienie Lodu, Uwolnienie Wrzątku, Uwolnienie Płomieni, Uwolnienie Wybuchu, Uwolnienie Stali, Uwolnienie Burzy, Uwolnienie Skwaru, Shikotsumyaku, Uwolnienie Kryształu i najważniejsze z Kekkei Genkai, a mianowicie Uwolnienie Yin i Uwolnienie Yang. Teraz najgorsze z całego procesu. Hitoshi podszedł do mnie kładąc obie dłonie na moją głowę. Zamknął oczy i zaczął po kolei wymieniać słowa zakazanego jutsu wymazywania emocji. Z mojego ciała zaczęły wypływać 6 różnokolorowych płomieni ognia, który po chwili po prostu zniknęły. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Hitoshi zdjął ręce z mojej głowy po czym powiedział.
- A więc to już koniec. Jeśli dobrze stwierdziliśmy to Victoria ma teraz wszystko co cechuje Mędrca.
- Minęło już kilkanaście godzin, powinna odpocząć.
Powiedział Nagato zbierając zużyte zwoje. Miał rację, każdemu z nas przyda się teraz porządny odpoczynek. Skierowaliśmy się schodami ku górze wychodząc z tego pomieszczenia. W gabinecie pierwszy wziął głos Nagato kierując swoje słowa do Hitoshiego.
- Jesteś teraz osłabiony, powinieneś zostać w organizacji, aby Madara nie dorwał cię w swoje ręce gdy nie masz już tak wielkich pokładów czakry, a po za tym ktoś musi trenować Victorię.
- Masz rację, zostanę na parę dni potem wracam do siebie. Madara nie powinien już się mną interesować skoro nie mam w sobie już dziesięcioogoniastego. Trochę dziwnie teraz bez niego, ale szybko się przyzwyczaję. Najważniejsze jest to, żeby zaaklimatyzował się w ciele Victorii. Jest to dobra bestia więc nie powinien nic zrobić Vici tylko będzie ją teraz chronić i użyczać swojej czakry gdy tego będzie potrzebowała. Dobrze się spisałaś mała, należy ci się porządny odpoczynek.
Poklepał mnie po ramieniu po czym kierował się na korytarz. Nagato po jego wyjściu podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie.
- Będę cię chronić za wszelką cenę, zaufaj mi..
Po czym  puścił mnie i pocałował mnie w czoło. Pokiwałam tylko głową i wyszłam z gabinetu. Przeciągnęłam się na korytarzu po czym poszłam do swojego pokoju. Nie miałam na nic siły, a rozpoczynał się już nowy dzień. Leniwie poszłam do łóżka i położyłam się od razu zasypiając.
Otworzyłam oczy, jak się nie mylę było popołudnie. Przeciągnęłam się po czym wstałam z łóżka kierując się do łazienki. Na spokojnie wzięłam prysznic, ubrałam się, ogarnęłam się i wyszłam do ludzi. Co chwilę ziewając weszłam do kuchni, w której jak zwykle siedział Hidan, Kakuzu i Kisame.
- Cześć młoda.
Powiedział Hidan. Spojrzałam na niego, a jego przeszły ciarki. Spojrzałam na niego krzywo po czym sobie przypomniałam, że nadal mam nowe, piękne oczy. Tsaa super.. Wzruszyłam ramionami i nalałam sobie kawy do kubka siadając obok nich. Nikt się nie odzywał, wszyscy tylko patrzyli na mnie.
- Co się tak gapicie?
- Jesteś jakaś inna..
Stwierdził Kakuzu, który pierwszy raz się zainteresował się czymś innym niż pieniędzmi.
- Co? Nie zdaje ci się..
- Masz Mangekyou Sharingan w lewym oku, a w prawym Rinnegan, tak masz rację, dziwny znak na prawej dłoni też mi się zdaje, masz rację, mój błąd.
Powiedział Kisame udając, że wszystko jest dobrze.
- W takiej formie jakiej jesteś teraz za twoją głowę będą płacić miliardy.
- Wal się..
Powiedziałam wstając z miejsca. Nie lubiłam jak gadał o kasie i o tym, że w końcu ktoś mnie zabije.
- I na dodatek pyskata się zrobiła, lubię takie.
Powiedział Hidan. Poruszałam brwiami po czym z rękawa moje płaszcza wyłonił się sztylet z mojej kości. Odwróciłam się na pięcie przy okazji ścinając głowę Hidanowi. Uśmiechnęłam się zadziornie po czym chuchnęłam na sztylet chowając ją znów pod skórę.
- Niee.. To nie może być prawda..
- A jednak. To co Kakuzu.- Podeszłam do niego, stając za nim i oparłam dłonie na jego ramionach nachylając się po czym zaczęłam kontynuować.- Dalej chcesz sprzedać moją głowę.
- Chyba zrezygnuję z tego pomysłu.
Otrząsnął się po czym wstał podnosząc głowę Hidana, którą zaraz zaczął przyszywać. Znudziło mi się gadanie z nimi. Podeszłam do drzwi i chwytając za klamkę zobaczyłam znowu przyszłość, a mianowicie to, że Sasori, Itachi i Sayuri zostali złapani przez oddziały wojskowe Suny. Szybko otrząsnęłam się i wróciłam wzrokiem do świata rzeczywistego. Szybko skierowałam się do swojego pokoju. Założyłam biały płaszcz z czerwonymi chmurkami. Uszył mi go kiedyś Kakuzu jak mu zapłaciłam trochę kasy. Ale mniejsza. Trzeba ratować moją drużynę. Przy okazji mogłam trochę zobaczyć jakie mam umiejętności. Ojciec nie mógł się dowiedzieć, że wychodzę. Dostałby szału jak się dowiedział. Założyłam kaptur na głowę i wyruszyłam w stronę Suny. Skakałam co kilka metrów z jednego drzewa na drugie. Starałam się dotrzeć tam jak najszybciej dlatego nie zachowywałam się dość cicho. Każdy mógł mnie znaleźć. Na szczęście nikt mnie nie śledził, więc mogłam być spokojna. Słońce już zachodziło, a po drugiej stronie wschodził na ciemne niebo biały księżyc. Dodarłam do Suny po jakiejś godziny. Księżyc w pełnej okazałości widniał na środku nieba. Do wioski weszłam prawie niezauważona. Strażnicy spali więc prześlizgnęłam się przez nich bez problemu. Jednak dopiero w środku zaczęły się kłopoty. Przede mną stał Kazekage, a dokładniej był to Gaara. Nie pomyślałabym, że to on zostanie Kazekage ale w sumie dobry wybór.
- Kim jesteś i czego tutaj szukasz?
Powiedział spojonym tonem stojąc w swojej postawie, a mianowicie miał skrzyżowane na klatce piersiowej ręce.
- No cóż wątpię żebyś mnie teraz poznał..
- Mów kim jesteś i dlaczego tutaj jesteś.
- No cóż jestem Victoria.
- Z Konohy?
- Owszem.
Uśmiechnęłam się zadziornie ściągając z mojego ciała płaszcz, który rzuciłam na ziemię. Spojrzałam na niego pogłębiając swój uśmiech.
- To nie jesteś ty..
- Długa historia Gaara. Oddaj moich przyjaciół.
- Kogo?
- Gaara nie mam ochoty na te twoje gierki.. Oddaj po dobroci Itachiego, Sasoriego i Sayuri.
- Czyli teraz należysz do Akatsuki. Zdumiewające.. Ale twoje ciało...-Przejechał wzrokiem od dołu po same oczy i znieruchomiał.
- Jak ty...
- Oddasz ich po dobroci?
Spytałam wysuwając sztylet z kości. Jego oczy jeszcze bardziej się poszerzyły. Przyłożyłam do swoich ust dłoń gdzie tylko palec wskazujący i serdeczny nie były schowane.
- Oddasz ich?
Ocknął się po czym zmrużył oczy i otworzył gurdę, z której od razy wyłonił się piasek, który kontrolował.
- Czy nie, okej..
Mój wyraz twarzy stał się poważny, a oczy rozbłysły.
- Saikō Zettai Bōgyo: Shukaku no Tate!
Po tych słowach przede mną pojawił się gigantyczna figura piaskowego Shukaku, a zaraz  w moją stronę poleciały tak zwane Piaskowe Shurikeny.
- Shakuton: Uwolnienie Skwaru! Meiton: Uwolnienie Mroku!
Wokół mnie zaczęły się unosić czerwone kule czakry, a znak na ręce zaczął absorbować z każdego Piaskowego Shurikena czakrę. Po chwili opadły jako zwykłe shurikeny. Wzięłam jedną kulę czakry do ręki napełniając ją czakrą Gaary po czym wyrzuciłam ją w stronę figury piaskowego Shukaku. Niestety to nic nie dało. Shukaku wciągnął to w siebie. Wyłączyłam Uwolnienie Skwaru. Nim zdążyłam przywołać kolejne Kekkei Genkai w moją stronę biegły Piaskowe Klony Gaary. Tym razem użyłam mocy Mangekyou Sharingan. Czas na ninjutsu Amaterasu. Przymknęłam lewe oko, z którego puściła się krew po czym otworzyłam je, a czarne płomienie Amaterasu unicestwiły klony.
- Jestem pod wrażeniem.
Powiedział Gaara z dosłyszalnym uznaniem.
- Dobra kończmy tą dziecinadę.
Zaśmiałam się złowieszczo uwalniając trochę czakry Feniksa. Dwa z ogonów wyrosły z tyłu moje ciała, a wokół niego utworzyła się aura koloru szarego. Podniosłam wzrok na przeciwnika z tak zwanym wzrokiem psychicznego mordercy. Widziałam w oczach młodego Kazekage lekki strach. To jeszcze bardziej mnie determinowało do zniszczenia go.
- Shikotsumyaku: Łańcuch Kości Zwłok!
Z mojego brzucha poszybował łańcuch kości zakończony ostrzem w stronę Gaary. Napełniłam go czakrą Feniksa co rozsadziło figurę piaskowego Shukaku. Przywróciłam łańcuch wyłączając przy tym Shikotsumyaku i wchłonęłam w swoje ciało czakrę Feniksa po czym podeszłam do Gaary.
- A teraz oddasz mi przyjaciół?
- Ty.. Ty..
- Gaara porozmawiajmy, opowiem ci o wszystkim.
- Do-dobrze..
Skinął głową nadal zdezorientowany przywódca Suny. Usiedliśmy w jego gabinecie po czym zaczęłam opowiadać swoją historię.
- A więc zacznę od początku.. Pamiętasz jak zniknęłam w wieku 15 lat z wioski?
- No tak, pamiętam. Szukaliśmy cię wszędzie przez dobre parę miesięcy.
- Zaprowadzili mnie do moich prawdziwych rodziców. A mianowicie Nagato i Konan.
- W naszej wiosce nazywani są jako Starszy Syn Mędrca Sześciu Ścieżek i Papierowa Dama.
- Dokładnie o nic mi chodzi.. A więc dalej.. Po jakimś czasie wróciłam dosłownie na jeden dzień do Konohy przez co aktywował mi się Rinnegan, jako iż miałam za mało czakry w swoim ciele dlatego też zapieczętowali w moim ciele Nekomatę, który spierdolił wraz z Rinneganem gdy ratowałam Hitoshiego przed atakiem Itachiego, a mianowicie przy zmianie ciała. Madara odszedł od Akatsuki i zapowiedział, że rozpocznie Czwartą Wielką Wojnę Shinobi dlatego Nagato chce uprzedzić o tym Konohę zanim będzie za późno. Madara zebrał wszystkie ogoniaste bestie prócz twojego Shukaku i Kyuubiego.
- Właściwie nie ma tylko Kyuubiego.. Jeszcze..
- Jak to?
- Przed przybyciem członków Akatsuki przegrałem z Madarą i odebrał mi Shukaku zostawiając mnie przy życiu. Jest jeszcze silniejszy niż był na początku dlatego nie zdziwię się jeśli odbierze Kyuubiego Naruto. Nikt nie da mu rady...
- Ja dam.. Nie skończyłam ci dalej opowiadać mojej historii.. Kilka dni temu znalazłam 18 ZZ.
- Zakazanych zwojów z Kekkei Genkai?
- Tak. Obecnie wszystkie mam w sobie dodatkowo doszedł Rinnegan, a żeby na wszystko wystarczyło mi czakry mam w sobie Feniksa z dziesięcioma ogonami oraz dodatkowo wymazali mi wszystkie emocje z mózgu żeby Madara nie wygrał ze mną podczas używania swoich psychologicznych sztuczek.
- Masz w sobie słynnego demona samego Kuro Oni?
- W rzeczy samej. Dlatego przychodzę też do ciebie, abyś porozmawiał z innymi Kage o tym co już się zaczyna. I pamiętaj nikt nie może się dowiedzieć o naszej rozmowie. Nikt ale to nikt nie może wiedzieć, że mam w sobie zapieczętowanego Feniksa i 19 Kekkei Genkai. 
- Dobrze, zrozumiałem.
- Dobra ja muszę iść poszukać mojego płaszcza, bo nikt mnie nie może rozpoznać..
- Spokojnie. Jeden z moich ludzi przyniesie ci nowy. 
Gaara skinął tylko palcem, a jeden z jego straży ruszył po płaszcz, który zaraz przyniósł. Był cały biały z złotą nitką. Ubrałam go na siebie, zakrywając swoją twarz. Widać było mi tylko oczy. Wraz z Gaarą skierowaliśmy się do pomieszczenia gdzie znajdowali się Itachi, Sasori i Sayuri. Kazekage został przed wejściem, a ja sama weszłam do środka. Trójka od razu spojrzała na mnie. Podniosłam głowę patrząc na nich. Przeszły przez nich dreszcze co było widać od razu. 
- Ma-madara?
Spytała niepewnie Sayuri. Wywróciłam teatralnie oczami po czym zdjęłam kaptur. Wszyscy oniemieli. 
- Victoria co ci się stało?! Jesteś inna..
Powiedział Sasori, który podszedł do mnie. Chwycił mnie za nadgarstki, a ja tylko spojrzałam obojętnym wzrokiem.
- Nie jestem już tą samą osobą. A teraz wychodzimy, bo nawet z tak prostym zadaniem nie potraficie sobie poradzić.
Prychnęłam z niezadowoleniem pod nosem i założyłam kaptur ponownie na głowę wychodząc jako pierwsza z pomieszczenia, a zaraz za mną pozostała trójka. Skinęłam głową na znak pożegnania w stronę młodego Kazekage i prze teleportowałam się z towarzyszami do organizacji. 

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 13. - Mirai.

Nie ma eventu na walentynki! Nie mam weny i jest chujowo -.-
Ale spokojnie będą inne święta ^^
Ogłoszenie!! Zapraszam wszystkich czytelników na mojego drugiego bloga
Konoha High School Story. Serdecznie zapraszam do czytania

i komentowania ^^
________________________________________________________________________
Podeszłam bliżej drzwi do których wszedł Pein. Jego kroki umilkły i zaczął mówić jakiś głos.
- Przekazałeś jej to co ci mówiłem?
-Oczywiście, że tak. Ona też kazała przekazać, że cię kocha.
- Ile bym dał, żeby widzieć moją córkę...
Że co kurwa? O co w tym wszystkim chodzi? Pochyliłam się bliżej drzwi, aby słyszeć jeszcze głośniej. Niestety opierając się o niezamknięte drzwi, które poleciały do przodu a ja wraz z nim lądując na podłodze tuż pod nogami Pein'a. On wściekły spojrzał na mnie, a ja szybko się pozbierałam, aby zobaczyć drugą postać. Spostrzegłam wychudzonego, czerwonowłosego mężczyznę. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. 
- To ona?
Spojrzał na Pein'a, który warknął na mnie i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą z nim.
- Podejdź bliżej, nic ci nie zrobie.
Jego wyraz twarzy był tak delikatny i czuły. Podeszłam do niego stając na przeciw niego.
- Tak..?
Powiedziałam niepewnie patrząc w jego oczy. Jakoś nie potrafiłam sobie poradzić z tym, że straciłam tak wyjątkowe oczy. Przeklinałam na siebie w duchu za to, że jestem tak słaba.
- Wyglądasz teraz jak Konan.
Spojrzałam momentalnie na niego patrząc na niego lekko zdziwionym wzrokiem.
- To pan wie kim jestem...?
- Jesteś moją córką.
- co kurwa?
Skrzywiłam się słysząc, że mam już trzeciego ojca. 
- Jakby ci to wytłumaczyć.. Pein to moja tak jakby druga postać. Jak zauważyłaś nie mogę się stąd ruszać dlatego mam go, który się tobie opiekuje.
- Opiekuje? Ty nim kierujesz taa?
- Tak ja. Chociaż nie zawsze. Dużo sił bierze mi przyzwani Gedō Mazō. Pomaga mi w tym Madara.
- Czyli ty nie w pełni kontrolujesz co robisz Pein? 
- Niestety nie.
- Co miał mi przekazać Pein dziś jak się wybudziłam?
- Że cię kocham. Mówił, że przekazał.
- Nie tato, nie przekazał. Powiedział, że jest mu wstyd mieć taką córkę.
Coś w nim pękło. Po chwili wielka statua została wchłonięta w ziemię, a czakra unosząca się wokół mężczyzny zniknęła. Odczepił od swojego ciała każdy generator czakry i stanął na przeciw mnie. Jego ciało wróciło do swojej formy i spojrzał na mnie. Nic nie mówiąc przytulił mnie do siebie i westchnął cicho. Po chwili wypuścił mnie z uścisku i teleportował nas do kuchni gdzie wszyscy jedli obiad. Każdy jeden członek organizacji odwrócił wzrok w naszą stronę i nie mógł uwierzyć co widzi. Nagato bez słowa podszedł do Tobiego, który z zmieszaniem jadł zupę. Chwycił go za kark i uniósł kilka centymetrów nad ziemią. 
- Uważałem cię za przyjaciela, a ty robisz takie coś? Od dziś już nie będę twoją marionetką! Ja odchodzę.
Usiadłam na blacie kuchennym przyglądając się wszystkiemu co się dzieje w kuchni. Wszyscy zrobili minę jakby ducha zobaczyli, a potem ponownie odezwał się głos mojego ojca.
- Victoria jesteś pełnoletnia, więc wybieraj. Chcesz być tutaj czy odchodzisz ze mną?
Poczułam wszystkie pary oczu skierowanych w moją stronę. Przełknęłam głośno ślinę wyszczerzając oczy. 
- Ja.. Ja idę..
Wtedy Itachi wyszedł z kuchni bardzo wkurzony. Zeskoczyłam z blatu i pobiegłam za nim. Nie znalazłam go ani na korytarzu, ani w salonie, ani w bibliotece został tylko jego pokój. Od razu podbiegłam pod jego drzwi . Otworzyłam po cicho je spoglądając zza nich. Siedział na parapecie. Kogoś mi przypominał. Wyglądałam zupełnie tak samo.. Zamknęłam ciszej drzwi i usiadłam na przeciw niego na łóżku. Spuściłam głowę w dół po czym usłyszałam ten jego zimny ton.
- Po co tu przyszłaś? Idź się pakować!
Warknął nie patrząc nawet w moim kierunku. Uniosłam swój wzrok w jego stronę i powiedziałam cicho.
- O co ci chodzi co? Co ja ci takiego zrobiłam?! Chcę być w końcu z rodziną, tak? Czy to jakiś grzech, że potrzebuję od kogoś trochę ciepła i miłości?! Wiesz mi też się miłość należy od rodziców, których do cholery nie miałam! A, że ty zabiłeś swoich to już twój zasrany problem Uchiha!
Łzy spłynęły po moich policzkach gorzkim strumieniem. Patrzyłam na niego jak wstaje z parapetu i podchodzi do mnie z tym lodowatym spojrzeniem. Stanął na przeciw mnie i powiedział tak oziębłym i wściekłym tonem, że przeszły mnie ciarki po plecach. Pierwszy raz aż tak bałam się kogoś.
- Co ty kurwa możesz o mnie wiedzieć co?! Zabiłem ich i chuj! Nie twój zajebany interes! A teraz wypierdalaj stąd! Wypierdalaj z tej organizacji bo jesteś chuja warta! Nikt cię tu nie chce! Nikt! Nie dostałabyś się tu jakbyś nie była córką Nagato! Nic nie potrafisz! A Sasori? Gdzie jest ten twój Romeo z taniego serialu? Gdzie on jest? - zaśmiał się patrząc czarnymi oczami z przebłyskami sharingana w moją stronę. - Odpuścił sobie bo cię nie kochał! Był z tobą do zakładu! A ty naiwna od razu mu dałaś dupy! Boże co on potrafi zrobić za tysiaka. Jesteś żałosna! Upadłaś niżej niż on! Wielka paniusia!
Wstałam z łóżka i pchnęłam go na ścianę całą swoją siłą. Wymierzona pięść w górze prosto w jego twarz zatrzymała się. Czas się zatrzymał a ja wzrokiem zobaczyłam przyszłość? Bo przecież jakim cudem... Szybko otrząsnęłam się z przepowiedni i usiadłam na podłodze ciężko oddychając. Głowa tak mi pulsowała, że zaraz eksploduje jak tania sztuka Dei'a. Zaczęłam ciężko oddychać. A Itachi przyklęknął przy mnie patrząc na mnie, ale z takimi emocjami. Spojrzałam na niego i odepchnęłam go od siebie wstając z podłogi. Odwróciłam się przy drzwiach ostatni raz w jego stronę i powiedziałam ledwo dosłyszalnie.
- Będę tęsknić..
Po czym wyszłam trzaskając drzwiami. Oparłam się o nie plecami i zsunęłam się na podłogę przykurczyłam swoje nogi i zaczęłam płakać. Schowałam swoją twarz w dłonie i zatraciłam się w wspomnieniach, bo nic innego mi już nie zostało. Coś w mojej głowie mi nie pozwoliło więcej płakać. To się nazywa godność. Przeciągnęłam nosem i wytarłam mokre policzki. Wstałam z podłogi i skierowałam się w stronę gabinetu. Jak zwykle weszłam bez pukania, a za biurkiem ku mojemu zdziwieniu widziała tatę. Opierał głowę na rękach opartych łokciami o blat biurka. Usiadłam na przeciw niego i spojrzałam w jego oczy.
- Nie odchodzisz?
- Madara ściągnął przy wszystkich maskę i powiedział, że mogę sobie wziąć tą zasraną organizację, ale sam się zemści. Musimy za wszelką cenę uważać na misjach on może być wszędzie. Ty musisz przede wszystkim się wyszkolić, bo z raportów widać, że pierwsza misja słabo ci poszła. Będziesz w grupie z Sayuri i Itachim. Pierwszą misję macie za dwie godziny. Będziecie szukać Sasoriego. Musimy go znaleźć, zrozumiano?
- Tak.
Pokiwałam potwierdzająco głową wstając z miejsca i skierowałam się do drzwi. 
- A i Victoria..
Odwróciłam wzrok sięgając po klamkę w jego stronę.
- Uważaj na siebie dobrze?
- Dobrze.
Uśmiechnął się w moją stronę, a ja sama odwzajemniłam gest i wyszłam z jego gabinetu. Teraz musiałam porozmawiać z Itachim i z tą całą Sayuri. Nawet jej nigdy na oczy nie widziałam, więc jak do cholery mogę jej znaleźć? Boże wszystko jest tu tak pojebane... Skierowałam się do pokoju Itachiego. Bez pukania weszłam za próg i powiedziałam obojętnym tonem.
- Za dwie godziny misja, szykuj się. 
Już miałam wychodzić gdy poczułam jego rękę na swoim ramieniu. Poczucie winy aż malowało się na jego twarzy. 
- Czego?
Spojrzałam na niego wywracając teatralnie oczami.
- Możemy pogadać?
- My nie mamy już o czym gadać, zresztą ty i tak już za dużo powiedziałeś.
Spojrzałam na niego z dezaprobatą i wyrwałam się spod jego ręki wychodząc z pokoju. Skierowałam swoje kroki tym razem w stronę kuchni w poszukiwaniu tej całej Sayuri. Nie myliłam się. Znalazłam młodą dziewczynę siedzącą przy stole, która popijając herbatę czytała gazetę. 
- Ty jesteś Sayuri?
- Zależy kto pyta.
Zaśmiała się cicho podnosząc wzrok na mnie. Podeszła bliżej mnie i wystawiła rękę w moim kierunku.
- Tak jestem Sayrui, a ty to pewnie Victoria tak?
- Skąd wiesz...?
- Tylko ciebie nie poznałam jeszcze, a opowiadali mi o tobie.
- Kto opowiadał?
Podniosłam jedną brew ku górze patrząc z zaciekawieniem na nią. 
- Nagato, Konan, Itachi, Hidan i Deidara.
- Czyli wyszłam w najgorszym świetle przez tych trzech ostatnich, suuuper...
Wymusiłam wielki uśmiech na twarzy po czym usiadłam na blacie i zaczęłam palić papierosa.
- Nie, nie w najgorszym. Chociaż blondasek cię chyba nienawidzi.
- Nienawidzi? Najchętniej by mnie zabił.
- Odbiłaś mu Sasoriego podobno.
- Wiedziałam, ze jest gejem. Zawsze mnie to dziwiło czemu on patrzy na jego tyłek. Ale cóż Sasoriego już nie ma..
Westchnęłam cicho wypuszczając dym ku górze.
- Mówił, że cię bardzo kocha, że teraz nie wyobraża sobie żyć bez ciebie w tej organizacji. Wszystko mu ciebie przypomina. Kochał zatapiać spojrzenie w twoich rubinowych oczach, kochał dotykać twoje delikatne ciało, kochał przeczesywać palcami twoje długie czarne włosy, kochał tylko ciebie.
- Podobno do zakładu...
Wymamrotałam wspominając słowa Itachiego.
- To nie prawda, on nikogo tak bardzo nie kochał jak ciebie. Znam go długo więc wiem.
Uśmiechnęła się w moim kierunku. Spojrzałam na zegarek, który wybijał właśnie 16. Zeskoczyłam z blatu i skierowałam się w stronę wyjścia. 
- A i Sayuri.. Mamy misję za pół godziny, więc o 16.30 spotykamy się przed głównym wejściem do organizacji. 
Wyszłam na korytarz kierując się do mojego pokoju. Mijałam po kolei pokoje, aż trafiłam na pokój Sasoriego. Zatrzymałam się przed jego drzwiami i weszłam po chwili do środka. Zostawił wszystko, nawet lekki bałagan był taki jak dzień przed moją misją. Na biurko leżał otwarty album ze zdjęciami. Naszymi zdjęciami.. Tak dużo przeżyliśmy razem. Uśmiech sam malował się na mojej twarzy wspominając z każdym zdjęciem wszystkich chwil spędzonych razem. Spojrzałam na zegarek. Była 16.34. Szybko wybiegłam z pokoju i skierowałam się do mojego po płaszcz i kapelusz. Zabrałam ze sobą także kunai'e i shuriken'y chowając je do kieszeni płaszcza. Wybiegłam z organizacji cała zdyszana stojąc obok moich znudzonych czekaniem towarzyszów. 
- Ileż można czekać?
Ziewnął Itachi wstając z kamienia. Zmierzyłam go tylko wzrokiem nie odzywając się ani słowem. Wyciągnęłam z kieszeni zwój z planem misji.
- To tak nie możemy się rozdzielać. Musimy znaleźć Sasoriego. Mamy zacząć od Konohy i Suny. Potem wielki kanion pomiędzy wioską dźwięku, a mgły, a następnie jeśli go w tych miejscach nie znajdziemy szukamy po wszystkich wioskach. 
- Polecam zacząć od Suny i wykluczyć Konohę. Sasori nienawidzi Konoszan i powiedział, że jego noga nigdy tam nie postanie. 
Powiedziała Sayuri patrząc na plany misji. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła właśnie 17, a słońce powoli chowało się za horyzont. 
- Musimy ruszać teraz, żeby na noc trafić do Suny.
Powiedział Itachi kierując się w stronę lasu. Schowałam zwój i ruszyłam za nimi. Założyłam kapelusz i szłam w ciszy gdy moi towarzysze rozmawiali w najlepsze. Nie miałam ochoty na rozmowę, nie teraz gdy misja polega na znalezieniu Sasoriego. Po kilku godzinach dotarliśmy do bramy Sunagakure. Ściągnęliśmy płaszcze i kapelusze by wtopić się w tłum. Podaliśmy fałszywe dowody strażnikom i zaczęliśmy szukać noclegu po hotelach. W końcu dostaliśmy trzyosobowy pokój w jakimś przydrożnym motelu. Ze zmęczenia od razu położyłam się na łóżku, a Sayuri poszłam pod prysznic. Zostałam sama w pokoju z Itachim. Czułam na sobie jego spojrzenie, a po chwili w uszach rozbrzmiał jego głos.
- Możemy w końcu porozmawiać?
Spojrzałam na niego i prychnęłam pod nosem odwracając się do niego plecami. Westchnął głośno po czym znowu powiedział.
- Nie zachowuj się jak dziecko. 
- Kto się zachowuje jak dziecko ten się zachowuje panie Uchiha. 
Jego zdenerwowanie wzrastało wraz z moją ironią w głosie. 
- Nie potrafisz choć raz być poważna?
Usiadłam na łóżku przodem do niego i westchnęłam.
- A myślisz, ze łatwo jest tak żyć? Łatwo by ci było gdybyś był oszukiwany przez swoich tak zwanych rodziców? Gdy poznałam moich prawdziwych rodziców myślałam, że będę szczęśliwa, ale jak widać znów musiał to ktoś zepsuć. Madara krzywdził mnie wykorzystując brak sił mojego ojca. Dopiero po 18-stu latach zobaczyłam mego prawdziwego tatę. Przeżyłam śmierć jak to mówią, straciłam Rinegann'a, Matatabiego, a teraz straciłam Sasoriego. Wiesz jaki to ból jak choć przez chwilę nie masz tego złudzenia szczęścia? Jeszcze twoje słowa. Że nikt mnie tu nie chce, wiem że jestem za słaba na waszą organizację, ale się staram jak mogę. Wiem, że muszę. A dziś w twoim pokoju ujrzałam coś co dopiero będzie. Wiem, że to absurda...
- Czy ty potrafisz patrzeć w przyszłość?!
- No tak jakby.. 
- A co widziałaś?
- Widziałam ciebie i.. mnie. Byliśmy razem..
- Wiesz co to znaczy?
- Nie mam pojęcia jak to normalnie wyjaśnić..
- Nie, nie o to chodzi.
- To o co Itachi..?
- Prawdopodobne jest to, że odkryłaś w sobie stare "Mirai-no-jutsu" (z jap. mirai - przyszłość + sama wymyśliłam, więc nie czepiać się jakby coś nie pasowało :D aut.).
- Czyli, że jak to będę opanowywać to będę patrzeć w przyszłość?
- Tak. Jak wrócimy do organizacji musisz od razu powiedzieć o tym Nagato. 
- Dobrze, a teraz mogę iść spać? Jestem zmęczona tym dniem..
Ziewnęłam cicho po czym bezwładnie opadłam na łóżko i zasnęłam. Jedyne co usłyszałam jeszcze przed zupełnym zaśnięciem były słowa Itachiego.
- Dobranoc księżniczko.

Ogłoszenie!

Drodzy czytelnicy. Jeżeli przeczytacie jakiś rozdział to proszę pozostawić po sobie jakiś ślad, krytykę czy też pochwałę. Jak widzę komentarze od was od razu chce mi się pisać dalsze rozdziały. Ale właśnie bez tych komentarzy czuję się jakbym pisała sama do siebie. Więc jeśli przeczytasz jakiś rozdział skomentuj go. Pozdrawiam.