Rozdział jest chujowy jak ten poprzedni.
Powód? Brak motywacji ze strony czytających.
Tak wiele wyświetleń, a tylko dwie, trzy osoby udzielają się na temat danego rozdziału?
Widząc tak małą liczbę komentarzy po prostu zastanawiam się czy dalej prowadzić tego bloga..
Piszę go dla Was. Dla moich czytelników, którzy swoją krytyką czy uznaniem
w komentarzu ukazujecie mi, że jednak warto dalej pisać.
Więc apeluję do każdego kto przeczyta rozdział, aby zostawił po sobie ślad.
Komentarze na prawdę mobilizują do dalszego kontynuowania tego bloga.
Dziękuję za uwagę i zapraszam do nowego rozdziału.
_________________________________________________
_________________________________________________
Teleportowaliśmy się do organizacji. Rzucając nerwami skierowałam się do Lidera. Okazywałam tacie szacunek jako córka jak i członek organizacji. Nie mogłam pozwolić sobie na ulgowe traktowanie tylko dlatego, że jestem jego córką. Weszłam od razu do środka bez pukania co już miałam w nawyku siadając na przeciw niego, zaciskając nerwowo dłonie w pięści.
- Gdzie byłaś?
Jego chłodny ton dało się usłyszeć nawet na końcu pomieszczenia. Był taki opanowany. Ciągle siedział w jednej postawie, a mianowicie trzymał głowę na rękach opartych o blat biurka. Spojrzałam na niego obojętnym spojrzeniem. Zaraz po tym usłyszałam podniesiony lekko ton.
- Odpowiedz mi na pytanie.
- W Sunie.
- Kurwa Victoria, wiesz dobrze, że nie możesz się stąd ruszać!
Walnął dłonią o biurko, na którym zatrzęsły się papiery i inne rzeczy znajdujące się na nim. Wstał z miejsca podchodząc do okna. Zawsze gdy się denerwował szedł w to miejsce i patrzył przez szybę mimo iż nic ciekawego się tam nie działo.
- To co miałam zrobić skoro ta trójka nie poradziła sobie nawet z Gaarą, który nie ma w sobie już Shukaku?!
- Jak to nie ma w sobie Shukaku?
Jego ton złagodniał i odwrócił się zaniepokojony w moją stronę. Spojrzałam tylko na niego krótkim spojrzeniem po czym znów zabrałam głos.
- Madara go z niego wyciągnął. Podobno ma już prawie wszystkie. Do kolekcji brakuje mu Kyuubiego. No i Feniksa, ale Feniksa nie odbierze zbyt szybko..
Powiedziałam wymijająco. Czułam jak czakra Feniksa pulsuje w moich żyłach. Możliwe, że się denerwował. Był dziwną bestią, muszę stwierdzić. Nie odzywał się i pomagał mi tylko wtedy, kiedy tego chciałam. Nekomata był bardziej nadpobudliwy i ukazywał się nawet wtedy, gdy miałam problemy, a nie chciałam jego pomocy.
- A no i jeszcze pokonałam Gaarę...
- Pokonałaś? Jestem pod wrażeniem ale nie zmienia to faktu, że wkurzyłaś mnie swoim zniknięciem. Wiesz dobrze, że jesteś poszukiwana przez wszystkich. Gdy Madara się dowie, że masz w sobie tak wielkie pokłady czakry od razu będzie chciał cię zabić. Jesteś teraz jedynym godnym rywalem starego Uchihy.
- W sumie tak.. Ktoś wspominał też o Orochimaru.. Kim on był?
Nagato drgnął na imię Orochimaru. Nerwowo zaczął bawić się palcami po czym spojrzał na mnie gdy tylko trochę się uspokoił.
- Orochimaru.. Jeden z trzech Sanninów Liścia. Był bardzo dobrym ninja. Został pokonany przez Sasuke.. Należał też do naszej organizacji na samym początku.
- Ta woja nie będzie łatwa.. Mam rację?
Nagato zamilczał. Podszedł do mnie, kucając przede mną i chwycił mnie za dłonie.
- Masz rację kochanie.. Ale nieważne co się stanie, będę cię chronił za cenę własnego życia. Nie dlatego, że jako jedyna jesteś nadzieją na lepszy świat ale dlatego, że jesteś moją córką. Jedyną córką.
Po jego policzkach spłynął strumień słonych łez. Pokiwałam tylko głową na znak, że rozumiem po czym powiedziałam, zmieniając temat.
- Jest możliwość, że dostanę osobny pokój? Potrzebuję teraz wyciszenia, a w warunkach jakie panują w moim obecnym pokoju to nie jest możliwe.
- Dogadaj się z Hidanem lub Kakuzu. Jako jedyni mają osobne pokoje.
- Dobrze..
Wstałam z miejsca i wyszłam z gabinetu. Skierowałam się od razu pod drzwi pokoju Hidana. Z Kakuzu nawet nie miałam zamiaru negocjować pokoju. Gdy dotarłam pod wskazany sobie wcześniej kierunek, zapukałam dwa razy po czym weszłam do środka. Pierwszy raz byłam w pokoju Hidana. Jedynym światłem w tym pokoju były świece w każdym kącie pokoju. Znajdowało się w nim łóżko, regał z książkami i dywan na środku. Weszłam głębiej rozglądając się dookoła.
- Co ty tu robisz?
Spytał zdziwiony Hidan wchodząc do środka. Lekko się wzdrygnęłam po czym spojrzałam na niego lekko nieprzytomnym wzrokiem.
- Hidan musimy porozmawiać, to dla mnie ważne i trochę głupio mi o to prosić..
- No co się stało?
- Chodzi o pokój..
- Chcesz ze mną zamieszkać kochana?
Poruszał szarmancko brwiami i zanim się zorientowałam obejmował mnie już ramieniem na mojej talii.
- Nie do końca..
Spojrzał na mnie pytająco lecz ręki już nie potrafił wziąć.
- Zamień się ze mną pokojami. Potrzebuję teraz ciszy i spokoju, a u mnie tego nie znajdę. Dosłownie na kilka dni.
- A co będę miał z tego, że ci go pożyczę?
Szereg białych zębów objawił się przed moimi oczami. Hidan tym razem objął mnie dwoma rękami w pasie. Uśmiechnęłam się zadziornie. Wiedziałam dobrze co na niego działa.
- No wiesz Hidanku..
Palcem rozpięłam jego płaszcz. Zawsze chodził bez koszulki co sprawdziło się również teraz. Przejechałam paznokciem po jego umięśnionym torsie. Szybko odsunął się ode mnie po czym powiedział.
- Nie próbuj tego więcej na mnie! Złożyłem kilka dni temu śluby czystości Jashinowi! O Jashinie pozwól mi wytrzymać w obietnicy złożonej tobie!
Hidan klęknął przed wielkim znakiem Jashina, który znajdował się na ścianie. A jak szybciej go wygonić z pokoju? Proste.. Prychnęłam pod nosem po czym ściągnęłam płaszcz z siebie. Spojrzałam na niego uśmiechając się zadziornie. Po chwili ściągnęłam również bluzkę i spodnie zostając w samej bieliźnie. Hidanowi aż ciekła ślinka z ust, którą szybko wytarł rękawem płaszcza.
- Dobra pokój jest twój, nic za niego nie chcę tylko błagam nie namawiaj mnie do złego! O Jashinie, o Jashinie, o Jashinie pomóż mi błagam!
Zachichotałam pod nosem widząc scenkę w której Hidan aż pali się do tego, żeby kogoś przelecieć, a nie może przez swojego bożka.
- Hidanku..
Spojrzał błagalnym wzrokiem w moją stronę. Miał minę niczym dziecko, któremu odebrano lizaka i miałoby się zaraz rozpłakać.
- Przynieś moje rzeczy, nie mam siły dziś na nic..
Uśmiechnęłam się do niego dość uroczo po czym położyłam się na jego łóżko. Hidan wstał z podłogi i otwierając drzwi powiedział.
- Poczekaj jak tylko skończą mi się śluby czystości to cię z łóżka nie wypuszczę przez tydzień! O cześć Sasori..
Podeszłam do drzwi stając obok Hidana i oparłam się o futrynę. Spojrzałam na Sasoriego po czym powiedziałam krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Byłeś u lidera?
- CO TY KURWA ROBISZ U TEGO ZBOCZEŃCA W SAMEJ BIELIŹNIE?!
Jego krzyk usłyszało prawdopodobnie całe Akatsuki, które zaraz zebrało się przy drzwiach. Wywróciłam teatralnie oczami po czym powiedziałam.
- Teraz to mój pokój, bo co?
- JESTEŚ DO CHOLERY MOJĄ DZIEWCZYNĄ!!!!!!
- Właściwie to już nie.. Albo.. Saso jesteś fajny i to bardzo ale ja nie mam w sobie za grosz emocji. Jak ty sobie to wyobrażasz?
Moje oczy rozbłysły od światła z korytarza. Każdego przeszył dreszcz niepokoju. Zapadła cisza.
- Możemy porozmawiać na osobności? Nie mam zamiaru wyciągać burdów przy wszystkich.
Warknęłam cicho po czym weszłam z Sasorim do mojego nowego pokoju. Położyłam się na łóżku po czym spojrzałam na Sasoriego. Nie był zbyt wesoły.. Ale co mu się dziwić.. Zapadła niemiła cisza. Słychać tylko było bicie serc i nierówne oddechy nas obojga. Po chwili ciszę przerwał głos Sasoriego.
- Co to miało być? Chcesz mnie ośmieszyć?
- Nie..
Mruknęłam obojętnym tonem patrząc w sufit.
- Wiesz może masz rację, nie powinniśmy być razem.
Powiedział Skorpion podchodząc do okna. Co oni kurwa mają z tymi oknami? Co jakieś nagie rusałki po lesie śmigają czy co..?
- No spoko..
- No spoko?! Tylko tyle masz do powiedzenia?! Czyli, że to wszystko było do ciebie niczym...?
Spojrzał takim żałosnym spojrzeniem na mnie. Westchnęłam cicho po czym wstałam z łóżka i przytuliłam się do niego. On tylko wtulił mnie w siebie i pocałował mnie w czoło.
- Spróbujmy być dalej razem.. Nie chcę cię tracić...
Wyszeptał mi do ucha, przytulając mnie mocniej. Jego zapach perfum, które zawsze używa.. Wracały wspomnienia.. Ale co z tego skoro ja nic nie czuję? Zero emocji, zero uczuć, nic...
- Nie mogę cię okłamywać.. Przecież nie mogłabym żyć ze świadomością, że ty tyle mi poświęcasz, a ja obecnie nie wiem jak odróżnić nienawiść od miłości.. Ułóż sobie życie z Sayuri.. Znacie się od dziecka.. To jak cieszyła się, że cię znaleźliśmy.. To jak na twój widok uśmiecha się od ucha do ucha.. To jest miłość. A co ja ci mogę dać? Chorą nadzieję, że wszystko się ułoży.. Mówiłam ci przed twoim wyruszeniem, że nie ważne co się stanie wiedz, że cię kochałam z całego serca ale teraz tego nie ma. W moim sercu jest pustka, którą nie da się wypełnić emocjami i uczuciami... Stałam się teraz bezwzględną maszyną do zabijania.. Tyle ze mnie zostało..
- Victoria nie mów tak.. Ja cię kocham i nigdy nie przestanę.. Zrobię wszystko żeby nam się ułożyło nawet jeśli nic do mnie nie czujesz.. Nie potrafię z ciebie zrezygnować.. Nie potrafiłem być w organizacji jak rzekomo umarłaś.. Nie potrafiłbym przechodzić obok twojego pokoju gdy tam nie było ciebie. Nie potrafiłbym iść na posiłek nie oglądając ciebie jak siedzisz na blacie paląc fajkę. Nie mogłem tutaj zostać.. Nie ważne jak wyglądasz masz tą samą duszę. To wszystko co przyciąga mnie do ciebie, to ciągle jest w tobie. Tu w sercu, bez którego nie mogę żyć.. Nie wyobrażam sobie przyszłości bez ciebie. Chciałbym ożenić się z tobą, chciałbym mieć z tobą dwójkę słodkich dzieci. Dziewczynkę o twoim zniewalającym uśmiechu, w którym zakochałem się od pierwszego wejrzenia gdy pojawiłaś się w moim laboratorium. I chłopca podobnego do mnie ale o twoich przepięknych oczach pełnych czułości i miłości jaką darzyłaś mnie przez cały czas. Kocham cię całą bez względu na twoje wady jak i na to, że nic do mnie nie czujesz.
Jego oczy z każdym słowem napełniały się łzami. Nawet to mnie nie ruszyło.. Jego słowa i to z jakim uczuciem je wszystkie wypowiada patrząc na mnie. To coś pięknego lecz takimi słowami bardziej uszczęśliwiłby Sayuri, która na jego widok aż ma w oczach takie cholerne uczucie, którym ja go już nigdy nie obdarzę. Wydostałam się z jego objęć podchodząc do łóżka, na którym usiadłam. Zapadła cisza. Kiedyś nie potrafiłabym patrzeć na chłopaka, który z mojego powodu ukazuje słabość i płacze. Spojrzałam na niego i dodałam chłodnym tonem.
- Sasori musisz zapomnieć o tym co nas łączyło.. To co powiedziałeś jest piękne ale ja na prawdę nic nie czuję. Byłabym z tobą z przymusu. Nigdy bym nie chciała, żebyś był dla mnie kimś obcym, kimś znaczącym tyle co zwykły kolega. Zmieniłam się.. Już nie jestem tą samą osobą.. Z ciała jak i z duszy. Żyj chwilą, a nie przeszłością, bo to tylko ciebie pogrąży, a ja i tak nie będę miała wyrzutów sumienia.
Znowu cisza. W jednym momencie podszedł do mnie i pocałował mnie bardzo czule w usta. Wcześniej chwila by była dla mnie magiczna pełna miłości, a teraz? Zwykły pocałunek nic dla mnie nie znaczący. Nigdy bym nie przypuszczała, że nic dla mnie nie będzie miało znaczenia, nawet uczucia Sasoriego w moim kierunku.
- Powiedz mi czy to też dla ciebie nic nie znaczyło. Jeśli nic to dam ci już spokój chociaż to będzie dla mnie trudne.. Nawet nie wiesz jak bardzo...
Spuścił głowę w dół zaciskając dłonie w pięści. Łzy spływały po jego policzkach, które po chwili lądowały na podłodze.
- Nie Sasori, to nic dla mnie nie znaczyło..
Odwróciłam wzrok na jedwabistą pościel, którą pogładziłam dłonią. Cisza.. Cisza, która dołowała coraz bardziej. Cisza, którą zniszczyły kroki Sasoriego, który bez słowa wyszedł z pokoju nie domykając drzwi. Zza nich było słychać głosy niektórych członków Akatsuki.
- Stary nie załamuj się..
- Wszystko będzie dobrze..
- Nie płacz, Saso...
Po chwili do pokoju wszedł Itachi. Zamknął za sobą drzwi po czym bez słowa usiadł obok mnie. Znowu cisza. Jakoś nie chciało mi się już odzywać.. Wszystko było tak bardzo bez sensu.. Nigdy bym się nie spodziewała, że zranię kogoś kogo kochałam. Kogoś kto był miłością mojego życia. Z rozmyśleń wybił mnie męski głos Itachiego.
- Victoria wracając do tego co ci powiedziałem..
- Itachi to nie ważne, ja i tak nic nie czuję.
Spojrzałam na niego tym beznamiętnym spojrzeniem. W moich oczach było można dostrzec pustkę.. Wszędzie pustka.. Bez uczuć i emocji byłam po prostu tylko ciałem bez duszy.. Jak marionetka.. Itachi wstał z spuszczoną głową w dół i dodał przed wyjściem.
- No tak rozumiem, cześć..
I wyszedł. Chwila spokoju.. Położyłam się na łóżku i nie wiedząc kiedy po prostu zasnęłam. Obudził mnie dopiero czyjś oddech, który czułam na mojej twarzy. Otworzyłam jedno oko po czym drugie i ujrzałam Hidana.
- Co ty kurwa robisz?
Spojrzałam na niego, a on tylko wyszczerzył szereg swoich białych zębów.
- O bierz ty się...
Przykryłam twarz poduszką lecz nadal wiedziałam, że Hidan jest w pomieszczeniu. Westchnęłam głośno po czym usiadłam odkładając poduszkę.
- Co chcesz?
Powiedziałam przeciągając się i przy okazji ziewając jednocześnie.
- Mam dla ciebie bardzo dobrą wiadomość.
Jego uśmiech nie schodził z twarzy. W sumie nie jest taki zły jak o nim mówią. Lubię go nawet jak ma te swoje zboczone nawyki.
- Jaką?
- Będziemy mieszkać razem. Cieszysz się?
Zamrugał uszczęśliwiony, a ja tylko spojrzałam na niego jak na kretyna ponownie przykrywając głowę poduszką lądując całym ciałem na łóżku.
- Nie cieszysz się?
Jego ton zmienił się na taki smutniejszy. Wyjrzałam zza poduszki i widziałam jak jego twarz z wesołej w jednym momencie zmieniła się smutną.
- Nie no Hidan fajnie ale ja potrzebuję spokoju..
- Nie tylko ty.. Ja przy modlitwie potrzebuję się wyciszyć, a w twoim wcześniejszym pokoju się nie da. Sasuke posuwa Karin, ta jęczy jakby ją torturowali, a tych dwóch pozostałych ciągle się kłócą i rozwalają pokój. Daj mi szansę..
- No dobra niech ci będzie..
Wymusiłam uśmiech na mojej twarzy. Hidan wyszedł zza drzwi i wciągnął do naszego pokoju moje wszystkie rzeczy.
- A i jeszcze jakaś koperta leżała pod twoim łóżkiem, proszę.
Wręczył mi kopertę, którą od razu otworzyłam. Był w niej krótki list. Bez zastanowienia zaczęłam go czytać.
"Droga Victorio.
Nie wiem czy wiesz ale właśnie kolejna osoba zginęła przez Ciebie.
Albo oddasz nam się sama albo następną osobą będzie ktoś Ci bliski.
Zginęli już Jiraiya, Asuma, Sakura jak i Chiyo.
Następni będą Twoi rodzice.
Pilnuj się Ty będziesz ginąć w męczarniach jakie Ci już mogę zagwarantować."
Czytając to oczy poszerzały mi się z każdym słowem. Z otwartymi ustami nie mogłam w to uwierzyć. Szybko narzuciłam na siebie płaszcz i wybiegłam z pomieszczenia kierując się do gabinetu ojca. Wbiegłam zdyszana do środka gdzie nikogo nie było. Serce biło mi coraz mocniej. Wbiegłam do salonu gdzie siedział Kisame i Itachi. Podbiegłam do niebieskoskórego i od razu gdy się zatrzymałam chwyciłam go za kołnierz unosząc z kanapy.
- Gdzie do cholery jest Nagato?!
Warknęłam na niego, aż oczy mi rozbłysły. Spojrzał na mnie, a jego oddech stawał się nierówny z zdenerwowania. Z mojego ciała od wściekłości ulatniała się aura stworzona z czakry dziesięcioogoniastego.
- Wyszedł na misję jakąś godzinę temu..
- Kurwa mać!
Rzuciłam nim o kanapę i zapinając mój biały płaszcz wybiegłam z organizacji. Stanęłam w miejscu skupiając całą czakrę. Moim oczom ukazała się wizja jak Nagato wchodzi do Konohy przez główną bramę. Szybko wskoczyłam na pierwsze drzewo i zaczęłam skakać co drugie żeby jak najszybciej zjawić się w Konoha. Nie mogłam pozwolić żeby mojego ojca dorwał Madara. Krew buzowała w moim ciele, a serce przyspieszało puls. Po kilku godzinach dotarłam do bram wioski. Na moje nieszczęście zatrzymali mnie straże.
- Proszę pokazać dokumenty.
- Nie mam. Przepuście mnie ja do mojego ojca!
- Przykro mi panienko, nie możemy tego zrobić.
Ściągnęłam kaptur z głowy ukazując na światło dzienne moje oczy. Chwyciłam jednego ze straży za ubranie i wysyczałam swoim jadowitym tonem do jego ucha.
- Albo mnie przepuścisz albo zrobię ci jesień średniowiecza z dupy!
Po chwili zjawiły się ich posiłki. W trzech chwycili mnie, a wielki strumień szaro-białego światła poszybował w stronę nieba. Tak to był Feniks, który ukazał się strażą i zaskrzeczał na całą wioskę jak nie i dalej. Krzyk oszołomił wszystkich w zasięgu kilku kilometrów. Po chwili wokół mnie zjawił się Naruto, Kakashi, Ino, Shikamaru, Tsunade, Rock Lee jak i sam czcigodny Danzo. Feniks był ogromny i siał niepokój w moich "przeciwnikach". Po chwili ciszy usłyszałam głos Tsunade.
- Kim jesteś i czego tu szukasz?
- To ja Victoria.. Naruto pamiętasz mnie?
Spojrzałam na blondyna, który myślami błądził po przeszłości.
- Sensei Kakashi, a pan?
Nikt mi nie odpowiedział. Spojrzałam po wszystkich, a mój wzrok utkwił na Danzo, który wziął głos.
- Zabijcie ją.
Mój oddech stał się nierówny. Kakashi aktywował sharingana, a właściwie mangekyou sharingan. Nasze spojrzenia natrafiły na siebie. Feniks był coraz bardziej rozwścieczony, a jego ryki dało się usłyszeć nawet w Sunie. Zrobiłam pieczęć aktywując kekkei genkai uwolnienia mroku. Każdy patrzył na mnie po czym odpuściłam. Nie mogłam z nimi walczyć.. Dezaktywowałam Uwolnienie Mroku po czym wchłonęłam do swojego ciała postać Feniksa.
- Nie chcę z wami walczyć. Po pierwsze przybywam w pokoju, a po drugie nie dalibyście mi rady.. Jestem wcieleniem Mędrca.. Szanowna Tsunade musimy porozmawiać o Madarze..
- Co ty mówisz gówniaro? Jakieś herezje wypowiadasz. Nie możesz być wcieleniem Mędrca. Nie masz genów żadnego z synów Mędrca. A po za tym Madara? Ha! On dawno nie żyje.
- Bym się kłócił..
Usłyszałam za sobą głos ojca. Położył na moich ramionach dłonie po czym powiedział.
- To jest moja córka.. I mówi prawdę droga Tsunade.. Pamiętasz ucznia Jirayi?
Tsunade wyszczerzyła swoje oczy po czym powiedziała dość zszokowana.
- Chodźmy do siedziby Hokage..
Jak powiedziała tak zrobiliśmy. Weszliśmy do jej gabinetu siadając na przeciw niej. Siedziałam jak na szpilkach czując na sobie srogi wzrok ojca.. Przecież miałam się nie ruszać z organizacji, a ja ponownie złamałam zakaz. Spuściłam głowę w dół po czym odwrócił wzrok w stronę Hokage.
- Nagato przecież zdali nam raport zaraz jak Jiraya was zostawił, że zginęliście. Jak to możliwe, że żyjesz.
- Żyjemy.. Ja i Konan zostaliśmy. Prawie przegraliśmy z Hazno ale dzięki poświęceniu Yashiko i moim rinneganem wygraliśmy.
- Jestem pod wrażeniem. Nie przypuszczałam, że dacie radę przeżyć na tym świecie.. Jiraya był by z was dumny.
- Właśnie gdzie on jest? Chciałem z nim porozmawiać.
- Nie porozmawiasz...
Wtrąciłam się w rozmowę przenosząc wzrok na ojca. On tylko posłał mi pytające spojrzenie po czym wyciągnęłam z kieszeni płaszcza pogiętą kartkę i położyłam na biurko. Tsunade wzięła list do ręki i zaczęła czytać. Po chwili z niedowierzania wypuściła kartkę na podłogę.
- Prze...Przecież oni wszyscy.. Oni na misję wyruszyli...
- O co chodzi..?
Spytał niepewnie Nagato. Tsunade podniosła kartkę i wręczyła mu do rąk. Przeczytał to z skupieniem po czym zgniótł w ręce.
- To dlatego poszłaś za mną?
Spojrzał na mnie, zaciskając dłonie w pięści. Spojrzałam na Tsunade po czym powiedziałam.
- Szanowna Tsunade musisz nam uwierzyć na słowo. Chcemy pomóc Konosze w tej wojnie. Jestem w stanie walczyć do ostatniego tchu.. Suna już wie i też będą pomagać jak tylko mogą. Musimy w tych chwilach zjednoczyć nasze siły aby pokonać Madarę, Kabuto i Orochimaru. Nie wiadomo kogo jeszcze wskrzeszą, ale i tak będziemy mieli wyrównane szanse. Dwóch synów Mędrca i sam Mędrzec w ponownych wcieleniach i dodatkowo dwie ostatnie bestie. Musimy wierzyć w nasze zwycięstwo, nie możemy się poddać!
Wstałam dumnie z krzesła po czym podniosłam głowę patrząc na Tsunade. Ona tylko pokiwała głową z uznaniem po czym zabrał głos Nagato.
- Tsunade wszyscy musimy być w jednym miejscu też proszę o to aby całe Akatsuki przeniosło się tutaj, do Konohy. Nie możemy się rozdzielać.
- Na pewno znajdzie się tutaj dla was miejsce. Możecie przenieść się już dziś.
- Dobrze.
Tata wstał z miejsca i uścisnął dłoń Tsunade po czym wyszliśmy z pomieszczenia. Jedną pieczęcią przenieśliśmy się do organizacji, która wyglądała jakby przeszło przez nią tornado. Patrzyliśmy dookoła siebie z otwartymi ustami. Nagato szybko zerwał się i pobiegł w stronę gabinetu. Ja szybko poszłam za nim. Stał w otwartych drzwiach. Stanęłam obok niego i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na podłodze gabinetu leżało martwe ciało mojej matki. Podeszłam bliżej i uklękłam gorzko płacząc. Chwyciłam jej zimną dłoń przykładając sobie do serca. Potok łez był nie do zatrzymania. Była taka zimna... Po chwili wstałam z miejsca i wybiegłam z organizacji. Feniks z mojej wściekłości sam pojawił się nade mną w całej okazałości po czym jego krzyk rozbrzmiał na kilkaset kilometrów, a siła dźwięku dosłownie wyrywała drzewa z korzeniami. Las został zrównany z ziemią. Zaczęłam aktywować po kolei każde kekkei genkai jakie posiadałam w sobie. Moje ciało momentalnie zmieniło się w bestię klanu Kurama, które pokryła stal. Wokół mnie unosiły się czerwone kule skwaru. Z rąk wystawały dwie katany z kości sporej wielkości, które od razu zmieniły się w masywne kryształy. Na prawej dłoni pojawił się symbol dwóch, nachodzących się na siebie diamentów. Magnes unosił się wokół kul skwaru, a wszystko wokół mnie zamieniało się w lód. Wokół mojego ciała unosiła się czakra Feniksa wraz z czarnymi płomieniami Amaterasu. Oczy jarzyły się w kolorze krwistoczerwonym posiadając w sobie Rinnegan jak i Mangekyou Sharingan.
- Wychodź skurwysynie! Wiem, że tu jesteś!
Krzyknęłam na całe gardło patrząc na pustkowie, które zostało po zniszczeniu lasu. Mój głos był zachrypiały i zmienił tonację na bardziej przerażający. Wiedziałam, że ktoś tam jest. Jego czakrę dało się wyczuć na kilka kilometrów. Po chwili usłyszałam donośny śmiech. Moim oczom ukazało się trzech mężczyzn. Byli to trzej Hokage, którzy zostali wskrzeszeni. Pierwszy z nich to Hashirama Senju, zaraz obok niego był jego brat Tobirama Senju i trzeci z Hokage to Hiruzen Sarutobi. Jedyne co ogarniało moje ciało to żądza śmierci. Nieważne kim miały być te osoby, ważne, że kogoś zabiję.
- Patrzcie, czyż to nie jest córka Nagato? No proszę w ogóle nie podobna do swojej zmarłej matki.
Pierwszy Hokage zabrał głos, szydząc ze mnie. Drugiemu z nich nie było już tak do śmiechu. Wokół jego miecza pojawił się piorun otaczający cały miecz. Po chwili usłyszałam słowa jutsu jakie użył przeciwko mnie.
- Water Release: Water Trumpet!
Strumień wody plus dodatkowo napełniony piorunami zmierzał w moją stronę. Wysunęłam prawą dłoń w stronę jutsu dosłownie wsysając je. Po chwili z zwiększoną mocą wystrzeliłam w stronę Tobiramy, który po przyjęciu ataku rozsypał się w proch. Teraz zostało ich dwóch. Hiruzen ruszył w moją stronę z niesamowitą prędkością zadając mi ranę kunai'em. Ramię zaczęło krwawić lecz Feniks nie został obojętny. Skumulował kulę czakry składającą się ze wszystkich żywiołów i wystrzelił nią w Trzeciego Hokage, który dołączył do swojego poprzednika. Nim zdążyłam się zorientować Hashirama zdezaktywował wszystkie moje kekkei genkai. Nie mogłam nic zrobić, a w moją stronę leciało kilka kunai'ów. Zamknęłam tylko oczy lecz nic mi się nie stało. Otworzyłam oczy, a Hashirama płonął w czarnych płomieniach Amaterasu. Po chwili dojrzałam Itachiego, który runął na kolana, a z jego ust wydobyła się krew. Podbiegłam szybko do niego po czym klęknęłam przed nim spanikowana.
- Itachi nic ci nie jest?!
Czarnowłosy zakaszlał po czym spojrzał na mnie.
- Wszystko jest dobrze ale co z tobą?
- Nic mi nie jest..
- Twoje ramię krwawi..
- Chodźmy do środka mam już dość przeżyć na dziś..
Podniosłam się z ziemi i wyciągnęłam rękę w stronę Uchihy, który przyjął pomoc z mojej strony i podniósł się ledwo z ziemi. Weszliśmy do organizacji, a przez myśli od razu usłyszałam srogi głos ojca "W tej chwili do mnie!". Westchnęłam cicho i skierowałam się do gabinetu ze spuszczoną głową jak skarcony pies. Stanęłam przed drzwiami pomieszczenia i przełknęłam głośno ślinę. Niepewnie zapukałam od niepamiętnych czasów. Zza drzwi wydobył się głośny krzyk.
- Wejść!
Weszłam niepewnie do środka nim zdążyłam coś powiedzieć ojciec mnie wyprzedził.
- Kurwa Victoria ile razy ci mam coś powtarzać?! Oni wiedzą już co masz w sobie! Wiedzą, że użyłaś jego ZZ! Wszystko o tobie WIEDZĄ!
- Ale mama...
- Nie ma mamy! Twoje wybryki nie powrócą ją do życia! Rozczarowałem się tobą.. Myślałem, że masz choć trochę rozsądku! Równie dobrze mogli cię zabić!
Łzy, po ostatnim zdaniu, które wypłynęło z jego ust, napłynęły mi do oczu po czym pociekły po moich policzkach.
- Skoro tak bardzo tego chcesz to okej, od razu pójdę do Madary aby zdobył to co chce i niech mnie zabije. Jeden problem z twojej głowy by zniknął, tato.
Ostatnie słowo zaakcentowałam z taką nienawiścią w głosie po czym wyszłam trzaskając drzwiami. Poszłam do mojego nowego pokoju od razu kładąc się na łóżku. Nie zwracałam nawet uwagi czy ktoś jest w środku. Płakałam patrząc w okno. W szybie widziałam ten uśmiech mojej mamy. Była wspaniałą kobietą tylko dlaczego musiałam ją tak szybko stracić? Czy ja nie mogę po prostu żyć normalnie? Nie chcę być jakimś tam wcieleniem Mędrca. Nie chcę dźwigać takiego ciężaru na swoich barkach. Nie chcę tak żyć, nie chcę!
- Chcę do cholery trochę szczęścia...
- Na pewno je znajdziesz..
Z końca pokoju usłyszałam ciepły głos Hidana. Podniosłam się do pozycji siedzącej wycierając łzy. On podszedł tylko i usiadł obok od razu mnie przytulając. Gdy tylko to zrobił znów zapłakałam.
- Nie płacz. Musi ci wystarczyć, że ty jesteś szczęściem dla kogoś.
Powiedział cicho ale dosłyszalnie, opierając głowę o moje ramię. Przytlał mnie tak długo aż się uspokoiłam. Ponownie wytarłam łzy i spojrzałam na niego. Jego uśmiech zaistniał na twarzy.
- Hidan.. Jak to możliwe, że ja czułam nienawiść, rozpacz i ból po stracie bliskiej osobie, skoro oni wyczyścili mi umysł z jakichkolwiek emocji i uczuć?
- Oj Victoria.. Nie ma czegoś takiego jak kasowanie emocji i uczuć. Oni tak ci powiedzieli żebyś nie pokazywała emocji gdy jest to zbędne.
- Czyli ja tak na prawdę nie kochałam Sasoriego?
- Na to wychodzi..
- Ale skoro nie jego to znaczy, że..
Spojrzałam na niego po czym szybko wstałam i zatrzymując się przy drzwiach usłyszałam głos Hidana.
- Powodzenia.
Uśmiechnął się na co też odwzajemniłam uśmiechem. Wyszłam z pokoju i skierowałam się pod drzwi Itachiego. Strach przeleciał moje całe ciało. Niepewnie zapukałam, czekając, aż mi otworzy.
- Kurwa mać!
Rzuciłam nim o kanapę i zapinając mój biały płaszcz wybiegłam z organizacji. Stanęłam w miejscu skupiając całą czakrę. Moim oczom ukazała się wizja jak Nagato wchodzi do Konohy przez główną bramę. Szybko wskoczyłam na pierwsze drzewo i zaczęłam skakać co drugie żeby jak najszybciej zjawić się w Konoha. Nie mogłam pozwolić żeby mojego ojca dorwał Madara. Krew buzowała w moim ciele, a serce przyspieszało puls. Po kilku godzinach dotarłam do bram wioski. Na moje nieszczęście zatrzymali mnie straże.
- Proszę pokazać dokumenty.
- Nie mam. Przepuście mnie ja do mojego ojca!
- Przykro mi panienko, nie możemy tego zrobić.
Ściągnęłam kaptur z głowy ukazując na światło dzienne moje oczy. Chwyciłam jednego ze straży za ubranie i wysyczałam swoim jadowitym tonem do jego ucha.
- Albo mnie przepuścisz albo zrobię ci jesień średniowiecza z dupy!
Po chwili zjawiły się ich posiłki. W trzech chwycili mnie, a wielki strumień szaro-białego światła poszybował w stronę nieba. Tak to był Feniks, który ukazał się strażą i zaskrzeczał na całą wioskę jak nie i dalej. Krzyk oszołomił wszystkich w zasięgu kilku kilometrów. Po chwili wokół mnie zjawił się Naruto, Kakashi, Ino, Shikamaru, Tsunade, Rock Lee jak i sam czcigodny Danzo. Feniks był ogromny i siał niepokój w moich "przeciwnikach". Po chwili ciszy usłyszałam głos Tsunade.
- Kim jesteś i czego tu szukasz?
- To ja Victoria.. Naruto pamiętasz mnie?
Spojrzałam na blondyna, który myślami błądził po przeszłości.
- Sensei Kakashi, a pan?
Nikt mi nie odpowiedział. Spojrzałam po wszystkich, a mój wzrok utkwił na Danzo, który wziął głos.
- Zabijcie ją.
Mój oddech stał się nierówny. Kakashi aktywował sharingana, a właściwie mangekyou sharingan. Nasze spojrzenia natrafiły na siebie. Feniks był coraz bardziej rozwścieczony, a jego ryki dało się usłyszeć nawet w Sunie. Zrobiłam pieczęć aktywując kekkei genkai uwolnienia mroku. Każdy patrzył na mnie po czym odpuściłam. Nie mogłam z nimi walczyć.. Dezaktywowałam Uwolnienie Mroku po czym wchłonęłam do swojego ciała postać Feniksa.
- Nie chcę z wami walczyć. Po pierwsze przybywam w pokoju, a po drugie nie dalibyście mi rady.. Jestem wcieleniem Mędrca.. Szanowna Tsunade musimy porozmawiać o Madarze..
- Co ty mówisz gówniaro? Jakieś herezje wypowiadasz. Nie możesz być wcieleniem Mędrca. Nie masz genów żadnego z synów Mędrca. A po za tym Madara? Ha! On dawno nie żyje.
- Bym się kłócił..
Usłyszałam za sobą głos ojca. Położył na moich ramionach dłonie po czym powiedział.
- To jest moja córka.. I mówi prawdę droga Tsunade.. Pamiętasz ucznia Jirayi?
Tsunade wyszczerzyła swoje oczy po czym powiedziała dość zszokowana.
- Chodźmy do siedziby Hokage..
Jak powiedziała tak zrobiliśmy. Weszliśmy do jej gabinetu siadając na przeciw niej. Siedziałam jak na szpilkach czując na sobie srogi wzrok ojca.. Przecież miałam się nie ruszać z organizacji, a ja ponownie złamałam zakaz. Spuściłam głowę w dół po czym odwrócił wzrok w stronę Hokage.
- Nagato przecież zdali nam raport zaraz jak Jiraya was zostawił, że zginęliście. Jak to możliwe, że żyjesz.
- Żyjemy.. Ja i Konan zostaliśmy. Prawie przegraliśmy z Hazno ale dzięki poświęceniu Yashiko i moim rinneganem wygraliśmy.
- Jestem pod wrażeniem. Nie przypuszczałam, że dacie radę przeżyć na tym świecie.. Jiraya był by z was dumny.
- Właśnie gdzie on jest? Chciałem z nim porozmawiać.
- Nie porozmawiasz...
Wtrąciłam się w rozmowę przenosząc wzrok na ojca. On tylko posłał mi pytające spojrzenie po czym wyciągnęłam z kieszeni płaszcza pogiętą kartkę i położyłam na biurko. Tsunade wzięła list do ręki i zaczęła czytać. Po chwili z niedowierzania wypuściła kartkę na podłogę.
- Prze...Przecież oni wszyscy.. Oni na misję wyruszyli...
- O co chodzi..?
Spytał niepewnie Nagato. Tsunade podniosła kartkę i wręczyła mu do rąk. Przeczytał to z skupieniem po czym zgniótł w ręce.
- To dlatego poszłaś za mną?
Spojrzał na mnie, zaciskając dłonie w pięści. Spojrzałam na Tsunade po czym powiedziałam.
- Szanowna Tsunade musisz nam uwierzyć na słowo. Chcemy pomóc Konosze w tej wojnie. Jestem w stanie walczyć do ostatniego tchu.. Suna już wie i też będą pomagać jak tylko mogą. Musimy w tych chwilach zjednoczyć nasze siły aby pokonać Madarę, Kabuto i Orochimaru. Nie wiadomo kogo jeszcze wskrzeszą, ale i tak będziemy mieli wyrównane szanse. Dwóch synów Mędrca i sam Mędrzec w ponownych wcieleniach i dodatkowo dwie ostatnie bestie. Musimy wierzyć w nasze zwycięstwo, nie możemy się poddać!
Wstałam dumnie z krzesła po czym podniosłam głowę patrząc na Tsunade. Ona tylko pokiwała głową z uznaniem po czym zabrał głos Nagato.
- Tsunade wszyscy musimy być w jednym miejscu też proszę o to aby całe Akatsuki przeniosło się tutaj, do Konohy. Nie możemy się rozdzielać.
- Na pewno znajdzie się tutaj dla was miejsce. Możecie przenieść się już dziś.
- Dobrze.
Tata wstał z miejsca i uścisnął dłoń Tsunade po czym wyszliśmy z pomieszczenia. Jedną pieczęcią przenieśliśmy się do organizacji, która wyglądała jakby przeszło przez nią tornado. Patrzyliśmy dookoła siebie z otwartymi ustami. Nagato szybko zerwał się i pobiegł w stronę gabinetu. Ja szybko poszłam za nim. Stał w otwartych drzwiach. Stanęłam obok niego i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na podłodze gabinetu leżało martwe ciało mojej matki. Podeszłam bliżej i uklękłam gorzko płacząc. Chwyciłam jej zimną dłoń przykładając sobie do serca. Potok łez był nie do zatrzymania. Była taka zimna... Po chwili wstałam z miejsca i wybiegłam z organizacji. Feniks z mojej wściekłości sam pojawił się nade mną w całej okazałości po czym jego krzyk rozbrzmiał na kilkaset kilometrów, a siła dźwięku dosłownie wyrywała drzewa z korzeniami. Las został zrównany z ziemią. Zaczęłam aktywować po kolei każde kekkei genkai jakie posiadałam w sobie. Moje ciało momentalnie zmieniło się w bestię klanu Kurama, które pokryła stal. Wokół mnie unosiły się czerwone kule skwaru. Z rąk wystawały dwie katany z kości sporej wielkości, które od razu zmieniły się w masywne kryształy. Na prawej dłoni pojawił się symbol dwóch, nachodzących się na siebie diamentów. Magnes unosił się wokół kul skwaru, a wszystko wokół mnie zamieniało się w lód. Wokół mojego ciała unosiła się czakra Feniksa wraz z czarnymi płomieniami Amaterasu. Oczy jarzyły się w kolorze krwistoczerwonym posiadając w sobie Rinnegan jak i Mangekyou Sharingan.
- Wychodź skurwysynie! Wiem, że tu jesteś!
Krzyknęłam na całe gardło patrząc na pustkowie, które zostało po zniszczeniu lasu. Mój głos był zachrypiały i zmienił tonację na bardziej przerażający. Wiedziałam, że ktoś tam jest. Jego czakrę dało się wyczuć na kilka kilometrów. Po chwili usłyszałam donośny śmiech. Moim oczom ukazało się trzech mężczyzn. Byli to trzej Hokage, którzy zostali wskrzeszeni. Pierwszy z nich to Hashirama Senju, zaraz obok niego był jego brat Tobirama Senju i trzeci z Hokage to Hiruzen Sarutobi. Jedyne co ogarniało moje ciało to żądza śmierci. Nieważne kim miały być te osoby, ważne, że kogoś zabiję.
- Patrzcie, czyż to nie jest córka Nagato? No proszę w ogóle nie podobna do swojej zmarłej matki.
Pierwszy Hokage zabrał głos, szydząc ze mnie. Drugiemu z nich nie było już tak do śmiechu. Wokół jego miecza pojawił się piorun otaczający cały miecz. Po chwili usłyszałam słowa jutsu jakie użył przeciwko mnie.
- Water Release: Water Trumpet!
Strumień wody plus dodatkowo napełniony piorunami zmierzał w moją stronę. Wysunęłam prawą dłoń w stronę jutsu dosłownie wsysając je. Po chwili z zwiększoną mocą wystrzeliłam w stronę Tobiramy, który po przyjęciu ataku rozsypał się w proch. Teraz zostało ich dwóch. Hiruzen ruszył w moją stronę z niesamowitą prędkością zadając mi ranę kunai'em. Ramię zaczęło krwawić lecz Feniks nie został obojętny. Skumulował kulę czakry składającą się ze wszystkich żywiołów i wystrzelił nią w Trzeciego Hokage, który dołączył do swojego poprzednika. Nim zdążyłam się zorientować Hashirama zdezaktywował wszystkie moje kekkei genkai. Nie mogłam nic zrobić, a w moją stronę leciało kilka kunai'ów. Zamknęłam tylko oczy lecz nic mi się nie stało. Otworzyłam oczy, a Hashirama płonął w czarnych płomieniach Amaterasu. Po chwili dojrzałam Itachiego, który runął na kolana, a z jego ust wydobyła się krew. Podbiegłam szybko do niego po czym klęknęłam przed nim spanikowana.
- Itachi nic ci nie jest?!
Czarnowłosy zakaszlał po czym spojrzał na mnie.
- Wszystko jest dobrze ale co z tobą?
- Nic mi nie jest..
- Twoje ramię krwawi..
- Chodźmy do środka mam już dość przeżyć na dziś..
Podniosłam się z ziemi i wyciągnęłam rękę w stronę Uchihy, który przyjął pomoc z mojej strony i podniósł się ledwo z ziemi. Weszliśmy do organizacji, a przez myśli od razu usłyszałam srogi głos ojca "W tej chwili do mnie!". Westchnęłam cicho i skierowałam się do gabinetu ze spuszczoną głową jak skarcony pies. Stanęłam przed drzwiami pomieszczenia i przełknęłam głośno ślinę. Niepewnie zapukałam od niepamiętnych czasów. Zza drzwi wydobył się głośny krzyk.
- Wejść!
Weszłam niepewnie do środka nim zdążyłam coś powiedzieć ojciec mnie wyprzedził.
- Kurwa Victoria ile razy ci mam coś powtarzać?! Oni wiedzą już co masz w sobie! Wiedzą, że użyłaś jego ZZ! Wszystko o tobie WIEDZĄ!
- Ale mama...
- Nie ma mamy! Twoje wybryki nie powrócą ją do życia! Rozczarowałem się tobą.. Myślałem, że masz choć trochę rozsądku! Równie dobrze mogli cię zabić!
Łzy, po ostatnim zdaniu, które wypłynęło z jego ust, napłynęły mi do oczu po czym pociekły po moich policzkach.
- Skoro tak bardzo tego chcesz to okej, od razu pójdę do Madary aby zdobył to co chce i niech mnie zabije. Jeden problem z twojej głowy by zniknął, tato.
Ostatnie słowo zaakcentowałam z taką nienawiścią w głosie po czym wyszłam trzaskając drzwiami. Poszłam do mojego nowego pokoju od razu kładąc się na łóżku. Nie zwracałam nawet uwagi czy ktoś jest w środku. Płakałam patrząc w okno. W szybie widziałam ten uśmiech mojej mamy. Była wspaniałą kobietą tylko dlaczego musiałam ją tak szybko stracić? Czy ja nie mogę po prostu żyć normalnie? Nie chcę być jakimś tam wcieleniem Mędrca. Nie chcę dźwigać takiego ciężaru na swoich barkach. Nie chcę tak żyć, nie chcę!
- Chcę do cholery trochę szczęścia...
- Na pewno je znajdziesz..
Z końca pokoju usłyszałam ciepły głos Hidana. Podniosłam się do pozycji siedzącej wycierając łzy. On podszedł tylko i usiadł obok od razu mnie przytulając. Gdy tylko to zrobił znów zapłakałam.
- Nie płacz. Musi ci wystarczyć, że ty jesteś szczęściem dla kogoś.
Powiedział cicho ale dosłyszalnie, opierając głowę o moje ramię. Przytlał mnie tak długo aż się uspokoiłam. Ponownie wytarłam łzy i spojrzałam na niego. Jego uśmiech zaistniał na twarzy.
- Hidan.. Jak to możliwe, że ja czułam nienawiść, rozpacz i ból po stracie bliskiej osobie, skoro oni wyczyścili mi umysł z jakichkolwiek emocji i uczuć?
- Oj Victoria.. Nie ma czegoś takiego jak kasowanie emocji i uczuć. Oni tak ci powiedzieli żebyś nie pokazywała emocji gdy jest to zbędne.
- Czyli ja tak na prawdę nie kochałam Sasoriego?
- Na to wychodzi..
- Ale skoro nie jego to znaczy, że..
Spojrzałam na niego po czym szybko wstałam i zatrzymując się przy drzwiach usłyszałam głos Hidana.
- Powodzenia.
Uśmiechnął się na co też odwzajemniłam uśmiechem. Wyszłam z pokoju i skierowałam się pod drzwi Itachiego. Strach przeleciał moje całe ciało. Niepewnie zapukałam, czekając, aż mi otworzy.