sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 13. - Mirai.

Nie ma eventu na walentynki! Nie mam weny i jest chujowo -.-
Ale spokojnie będą inne święta ^^
Ogłoszenie!! Zapraszam wszystkich czytelników na mojego drugiego bloga
Konoha High School Story. Serdecznie zapraszam do czytania

i komentowania ^^
________________________________________________________________________
Podeszłam bliżej drzwi do których wszedł Pein. Jego kroki umilkły i zaczął mówić jakiś głos.
- Przekazałeś jej to co ci mówiłem?
-Oczywiście, że tak. Ona też kazała przekazać, że cię kocha.
- Ile bym dał, żeby widzieć moją córkę...
Że co kurwa? O co w tym wszystkim chodzi? Pochyliłam się bliżej drzwi, aby słyszeć jeszcze głośniej. Niestety opierając się o niezamknięte drzwi, które poleciały do przodu a ja wraz z nim lądując na podłodze tuż pod nogami Pein'a. On wściekły spojrzał na mnie, a ja szybko się pozbierałam, aby zobaczyć drugą postać. Spostrzegłam wychudzonego, czerwonowłosego mężczyznę. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. 
- To ona?
Spojrzał na Pein'a, który warknął na mnie i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą z nim.
- Podejdź bliżej, nic ci nie zrobie.
Jego wyraz twarzy był tak delikatny i czuły. Podeszłam do niego stając na przeciw niego.
- Tak..?
Powiedziałam niepewnie patrząc w jego oczy. Jakoś nie potrafiłam sobie poradzić z tym, że straciłam tak wyjątkowe oczy. Przeklinałam na siebie w duchu za to, że jestem tak słaba.
- Wyglądasz teraz jak Konan.
Spojrzałam momentalnie na niego patrząc na niego lekko zdziwionym wzrokiem.
- To pan wie kim jestem...?
- Jesteś moją córką.
- co kurwa?
Skrzywiłam się słysząc, że mam już trzeciego ojca. 
- Jakby ci to wytłumaczyć.. Pein to moja tak jakby druga postać. Jak zauważyłaś nie mogę się stąd ruszać dlatego mam go, który się tobie opiekuje.
- Opiekuje? Ty nim kierujesz taa?
- Tak ja. Chociaż nie zawsze. Dużo sił bierze mi przyzwani Gedō Mazō. Pomaga mi w tym Madara.
- Czyli ty nie w pełni kontrolujesz co robisz Pein? 
- Niestety nie.
- Co miał mi przekazać Pein dziś jak się wybudziłam?
- Że cię kocham. Mówił, że przekazał.
- Nie tato, nie przekazał. Powiedział, że jest mu wstyd mieć taką córkę.
Coś w nim pękło. Po chwili wielka statua została wchłonięta w ziemię, a czakra unosząca się wokół mężczyzny zniknęła. Odczepił od swojego ciała każdy generator czakry i stanął na przeciw mnie. Jego ciało wróciło do swojej formy i spojrzał na mnie. Nic nie mówiąc przytulił mnie do siebie i westchnął cicho. Po chwili wypuścił mnie z uścisku i teleportował nas do kuchni gdzie wszyscy jedli obiad. Każdy jeden członek organizacji odwrócił wzrok w naszą stronę i nie mógł uwierzyć co widzi. Nagato bez słowa podszedł do Tobiego, który z zmieszaniem jadł zupę. Chwycił go za kark i uniósł kilka centymetrów nad ziemią. 
- Uważałem cię za przyjaciela, a ty robisz takie coś? Od dziś już nie będę twoją marionetką! Ja odchodzę.
Usiadłam na blacie kuchennym przyglądając się wszystkiemu co się dzieje w kuchni. Wszyscy zrobili minę jakby ducha zobaczyli, a potem ponownie odezwał się głos mojego ojca.
- Victoria jesteś pełnoletnia, więc wybieraj. Chcesz być tutaj czy odchodzisz ze mną?
Poczułam wszystkie pary oczu skierowanych w moją stronę. Przełknęłam głośno ślinę wyszczerzając oczy. 
- Ja.. Ja idę..
Wtedy Itachi wyszedł z kuchni bardzo wkurzony. Zeskoczyłam z blatu i pobiegłam za nim. Nie znalazłam go ani na korytarzu, ani w salonie, ani w bibliotece został tylko jego pokój. Od razu podbiegłam pod jego drzwi . Otworzyłam po cicho je spoglądając zza nich. Siedział na parapecie. Kogoś mi przypominał. Wyglądałam zupełnie tak samo.. Zamknęłam ciszej drzwi i usiadłam na przeciw niego na łóżku. Spuściłam głowę w dół po czym usłyszałam ten jego zimny ton.
- Po co tu przyszłaś? Idź się pakować!
Warknął nie patrząc nawet w moim kierunku. Uniosłam swój wzrok w jego stronę i powiedziałam cicho.
- O co ci chodzi co? Co ja ci takiego zrobiłam?! Chcę być w końcu z rodziną, tak? Czy to jakiś grzech, że potrzebuję od kogoś trochę ciepła i miłości?! Wiesz mi też się miłość należy od rodziców, których do cholery nie miałam! A, że ty zabiłeś swoich to już twój zasrany problem Uchiha!
Łzy spłynęły po moich policzkach gorzkim strumieniem. Patrzyłam na niego jak wstaje z parapetu i podchodzi do mnie z tym lodowatym spojrzeniem. Stanął na przeciw mnie i powiedział tak oziębłym i wściekłym tonem, że przeszły mnie ciarki po plecach. Pierwszy raz aż tak bałam się kogoś.
- Co ty kurwa możesz o mnie wiedzieć co?! Zabiłem ich i chuj! Nie twój zajebany interes! A teraz wypierdalaj stąd! Wypierdalaj z tej organizacji bo jesteś chuja warta! Nikt cię tu nie chce! Nikt! Nie dostałabyś się tu jakbyś nie była córką Nagato! Nic nie potrafisz! A Sasori? Gdzie jest ten twój Romeo z taniego serialu? Gdzie on jest? - zaśmiał się patrząc czarnymi oczami z przebłyskami sharingana w moją stronę. - Odpuścił sobie bo cię nie kochał! Był z tobą do zakładu! A ty naiwna od razu mu dałaś dupy! Boże co on potrafi zrobić za tysiaka. Jesteś żałosna! Upadłaś niżej niż on! Wielka paniusia!
Wstałam z łóżka i pchnęłam go na ścianę całą swoją siłą. Wymierzona pięść w górze prosto w jego twarz zatrzymała się. Czas się zatrzymał a ja wzrokiem zobaczyłam przyszłość? Bo przecież jakim cudem... Szybko otrząsnęłam się z przepowiedni i usiadłam na podłodze ciężko oddychając. Głowa tak mi pulsowała, że zaraz eksploduje jak tania sztuka Dei'a. Zaczęłam ciężko oddychać. A Itachi przyklęknął przy mnie patrząc na mnie, ale z takimi emocjami. Spojrzałam na niego i odepchnęłam go od siebie wstając z podłogi. Odwróciłam się przy drzwiach ostatni raz w jego stronę i powiedziałam ledwo dosłyszalnie.
- Będę tęsknić..
Po czym wyszłam trzaskając drzwiami. Oparłam się o nie plecami i zsunęłam się na podłogę przykurczyłam swoje nogi i zaczęłam płakać. Schowałam swoją twarz w dłonie i zatraciłam się w wspomnieniach, bo nic innego mi już nie zostało. Coś w mojej głowie mi nie pozwoliło więcej płakać. To się nazywa godność. Przeciągnęłam nosem i wytarłam mokre policzki. Wstałam z podłogi i skierowałam się w stronę gabinetu. Jak zwykle weszłam bez pukania, a za biurkiem ku mojemu zdziwieniu widziała tatę. Opierał głowę na rękach opartych łokciami o blat biurka. Usiadłam na przeciw niego i spojrzałam w jego oczy.
- Nie odchodzisz?
- Madara ściągnął przy wszystkich maskę i powiedział, że mogę sobie wziąć tą zasraną organizację, ale sam się zemści. Musimy za wszelką cenę uważać na misjach on może być wszędzie. Ty musisz przede wszystkim się wyszkolić, bo z raportów widać, że pierwsza misja słabo ci poszła. Będziesz w grupie z Sayuri i Itachim. Pierwszą misję macie za dwie godziny. Będziecie szukać Sasoriego. Musimy go znaleźć, zrozumiano?
- Tak.
Pokiwałam potwierdzająco głową wstając z miejsca i skierowałam się do drzwi. 
- A i Victoria..
Odwróciłam wzrok sięgając po klamkę w jego stronę.
- Uważaj na siebie dobrze?
- Dobrze.
Uśmiechnął się w moją stronę, a ja sama odwzajemniłam gest i wyszłam z jego gabinetu. Teraz musiałam porozmawiać z Itachim i z tą całą Sayuri. Nawet jej nigdy na oczy nie widziałam, więc jak do cholery mogę jej znaleźć? Boże wszystko jest tu tak pojebane... Skierowałam się do pokoju Itachiego. Bez pukania weszłam za próg i powiedziałam obojętnym tonem.
- Za dwie godziny misja, szykuj się. 
Już miałam wychodzić gdy poczułam jego rękę na swoim ramieniu. Poczucie winy aż malowało się na jego twarzy. 
- Czego?
Spojrzałam na niego wywracając teatralnie oczami.
- Możemy pogadać?
- My nie mamy już o czym gadać, zresztą ty i tak już za dużo powiedziałeś.
Spojrzałam na niego z dezaprobatą i wyrwałam się spod jego ręki wychodząc z pokoju. Skierowałam swoje kroki tym razem w stronę kuchni w poszukiwaniu tej całej Sayuri. Nie myliłam się. Znalazłam młodą dziewczynę siedzącą przy stole, która popijając herbatę czytała gazetę. 
- Ty jesteś Sayuri?
- Zależy kto pyta.
Zaśmiała się cicho podnosząc wzrok na mnie. Podeszła bliżej mnie i wystawiła rękę w moim kierunku.
- Tak jestem Sayrui, a ty to pewnie Victoria tak?
- Skąd wiesz...?
- Tylko ciebie nie poznałam jeszcze, a opowiadali mi o tobie.
- Kto opowiadał?
Podniosłam jedną brew ku górze patrząc z zaciekawieniem na nią. 
- Nagato, Konan, Itachi, Hidan i Deidara.
- Czyli wyszłam w najgorszym świetle przez tych trzech ostatnich, suuuper...
Wymusiłam wielki uśmiech na twarzy po czym usiadłam na blacie i zaczęłam palić papierosa.
- Nie, nie w najgorszym. Chociaż blondasek cię chyba nienawidzi.
- Nienawidzi? Najchętniej by mnie zabił.
- Odbiłaś mu Sasoriego podobno.
- Wiedziałam, ze jest gejem. Zawsze mnie to dziwiło czemu on patrzy na jego tyłek. Ale cóż Sasoriego już nie ma..
Westchnęłam cicho wypuszczając dym ku górze.
- Mówił, że cię bardzo kocha, że teraz nie wyobraża sobie żyć bez ciebie w tej organizacji. Wszystko mu ciebie przypomina. Kochał zatapiać spojrzenie w twoich rubinowych oczach, kochał dotykać twoje delikatne ciało, kochał przeczesywać palcami twoje długie czarne włosy, kochał tylko ciebie.
- Podobno do zakładu...
Wymamrotałam wspominając słowa Itachiego.
- To nie prawda, on nikogo tak bardzo nie kochał jak ciebie. Znam go długo więc wiem.
Uśmiechnęła się w moim kierunku. Spojrzałam na zegarek, który wybijał właśnie 16. Zeskoczyłam z blatu i skierowałam się w stronę wyjścia. 
- A i Sayuri.. Mamy misję za pół godziny, więc o 16.30 spotykamy się przed głównym wejściem do organizacji. 
Wyszłam na korytarz kierując się do mojego pokoju. Mijałam po kolei pokoje, aż trafiłam na pokój Sasoriego. Zatrzymałam się przed jego drzwiami i weszłam po chwili do środka. Zostawił wszystko, nawet lekki bałagan był taki jak dzień przed moją misją. Na biurko leżał otwarty album ze zdjęciami. Naszymi zdjęciami.. Tak dużo przeżyliśmy razem. Uśmiech sam malował się na mojej twarzy wspominając z każdym zdjęciem wszystkich chwil spędzonych razem. Spojrzałam na zegarek. Była 16.34. Szybko wybiegłam z pokoju i skierowałam się do mojego po płaszcz i kapelusz. Zabrałam ze sobą także kunai'e i shuriken'y chowając je do kieszeni płaszcza. Wybiegłam z organizacji cała zdyszana stojąc obok moich znudzonych czekaniem towarzyszów. 
- Ileż można czekać?
Ziewnął Itachi wstając z kamienia. Zmierzyłam go tylko wzrokiem nie odzywając się ani słowem. Wyciągnęłam z kieszeni zwój z planem misji.
- To tak nie możemy się rozdzielać. Musimy znaleźć Sasoriego. Mamy zacząć od Konohy i Suny. Potem wielki kanion pomiędzy wioską dźwięku, a mgły, a następnie jeśli go w tych miejscach nie znajdziemy szukamy po wszystkich wioskach. 
- Polecam zacząć od Suny i wykluczyć Konohę. Sasori nienawidzi Konoszan i powiedział, że jego noga nigdy tam nie postanie. 
Powiedziała Sayuri patrząc na plany misji. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła właśnie 17, a słońce powoli chowało się za horyzont. 
- Musimy ruszać teraz, żeby na noc trafić do Suny.
Powiedział Itachi kierując się w stronę lasu. Schowałam zwój i ruszyłam za nimi. Założyłam kapelusz i szłam w ciszy gdy moi towarzysze rozmawiali w najlepsze. Nie miałam ochoty na rozmowę, nie teraz gdy misja polega na znalezieniu Sasoriego. Po kilku godzinach dotarliśmy do bramy Sunagakure. Ściągnęliśmy płaszcze i kapelusze by wtopić się w tłum. Podaliśmy fałszywe dowody strażnikom i zaczęliśmy szukać noclegu po hotelach. W końcu dostaliśmy trzyosobowy pokój w jakimś przydrożnym motelu. Ze zmęczenia od razu położyłam się na łóżku, a Sayuri poszłam pod prysznic. Zostałam sama w pokoju z Itachim. Czułam na sobie jego spojrzenie, a po chwili w uszach rozbrzmiał jego głos.
- Możemy w końcu porozmawiać?
Spojrzałam na niego i prychnęłam pod nosem odwracając się do niego plecami. Westchnął głośno po czym znowu powiedział.
- Nie zachowuj się jak dziecko. 
- Kto się zachowuje jak dziecko ten się zachowuje panie Uchiha. 
Jego zdenerwowanie wzrastało wraz z moją ironią w głosie. 
- Nie potrafisz choć raz być poważna?
Usiadłam na łóżku przodem do niego i westchnęłam.
- A myślisz, ze łatwo jest tak żyć? Łatwo by ci było gdybyś był oszukiwany przez swoich tak zwanych rodziców? Gdy poznałam moich prawdziwych rodziców myślałam, że będę szczęśliwa, ale jak widać znów musiał to ktoś zepsuć. Madara krzywdził mnie wykorzystując brak sił mojego ojca. Dopiero po 18-stu latach zobaczyłam mego prawdziwego tatę. Przeżyłam śmierć jak to mówią, straciłam Rinegann'a, Matatabiego, a teraz straciłam Sasoriego. Wiesz jaki to ból jak choć przez chwilę nie masz tego złudzenia szczęścia? Jeszcze twoje słowa. Że nikt mnie tu nie chce, wiem że jestem za słaba na waszą organizację, ale się staram jak mogę. Wiem, że muszę. A dziś w twoim pokoju ujrzałam coś co dopiero będzie. Wiem, że to absurda...
- Czy ty potrafisz patrzeć w przyszłość?!
- No tak jakby.. 
- A co widziałaś?
- Widziałam ciebie i.. mnie. Byliśmy razem..
- Wiesz co to znaczy?
- Nie mam pojęcia jak to normalnie wyjaśnić..
- Nie, nie o to chodzi.
- To o co Itachi..?
- Prawdopodobne jest to, że odkryłaś w sobie stare "Mirai-no-jutsu" (z jap. mirai - przyszłość + sama wymyśliłam, więc nie czepiać się jakby coś nie pasowało :D aut.).
- Czyli, że jak to będę opanowywać to będę patrzeć w przyszłość?
- Tak. Jak wrócimy do organizacji musisz od razu powiedzieć o tym Nagato. 
- Dobrze, a teraz mogę iść spać? Jestem zmęczona tym dniem..
Ziewnęłam cicho po czym bezwładnie opadłam na łóżko i zasnęłam. Jedyne co usłyszałam jeszcze przed zupełnym zaśnięciem były słowa Itachiego.
- Dobranoc księżniczko.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 12. - Przyjaciel czy wróg?

W tym rozdziale dochodzą dwóch głównych bohaterów. 
Pierwszy bohater nazywa się Hitoshi, a druga osoba ma na imię Sayuri.
W tym rozdziale wiele się stanie, dlatego 
serdecznie zapraszam do czytania i komentowania!
___________________________________________________________________________
Głucha cisza nocy, mgła, w której mógłby zginąć w ułamku sekundy nawet najlepszy ninja. Słychać było tylko szelest delikatnego wiatru. Tutaj nikt nie jest bezpieczny. Z każdej strony czyhała śmierć. Jesteś ciekaw gdzie jestem? Właśnie znajduję się w tak zwanym "lesie śmierci". Kolejne pytanie nasuwa ci się na język? Nie martw się, rozwieję twoje wątpliwości. Las śmierci.. Jak ci to prosto opisać.. Dobrze wiesz, że panuje wojna shinobi, tak? To tutaj wszyscy giną z tajemniczej ręki Jego. To On tutaj dowodzi? Kolejne pytanie? Spokojnie! Pamiętaj, ciekawość pierwszy stopień do piekła. A więc kim jest On? On to człowiek, który zabija wszystko co poruszy się w jego lesie. Las jest pełen tajemnic.. W każdej chwili mogę mieć poderżnięte gardło. Ale wiesz co ci powiem? Ja się nie boję. A wiesz dlaczego? Bo jestem jedną z nich. Jestem z Akatsuki, jestem po prostu Victoria. Czemu tutaj jestem? Nie... Nie czekam sobie na śmierć, w końcu chcę jeszcze trochę pożyć. Jestem tutaj z misją. Muszę dowiedzieć się kim jest On. Jestem tutaj tylko ja i On. On wie, że tutaj jestem, a ja wiem, że On tu jest. Kto zrobi pierwszy krok? Dla odważnych świat należy!
Wyciągnęłam z kabury kunai i nacięłam sobie rękę spuszczając trochę krwi. Wiedziałam jedno. On znajduje swoją ofiarę po przez zapach krwi. W Konoha był nazywany "Kuro Oni" (z jap. czarny potwór, bestia). Nikt nie znał jego imienia, nazwiska, pochodzenia, a tym bardziej nikt nie wiedział jak wygląda. Rozlałam swoją krew na ziemi i schowałam się za drzewem czekając na mojego przeciwnika. Nie trwało to długo. Od razu zwabił się na przynętę. Kucnął przy plamie krwi wąchając jej świeży zapach. Szybko naładowałam prawą katanę czakrą i podbiegłam do przeciwnika z chęcią zadania obrażenia. Ten bez patrzenia w moim kierunku chwycił ostrze miecza unieruchamiając mnie i obrócił mną tak, że miałam ostrze wymierzone wprost na gardło. Przełknęłam nerwowo ślinę, a mój oddech był tak nierówny, że prawie zadławiłam się powietrzem. Czułam jego oddech przy swoim uchu. Nadal nie widziałam jego twarzy. Jak to możliwe będąc tak blisko... Serce waliło mi jak oszalałe. 
- Taka ładna, a taka głupia.
Zaśmiał się cicho szepcząc mi do ucha. Uspokoiłam się trochę po czym przymknęłam powieki uaktywniając rinnegan'a, którego powoli zaczynałam używając go do perfekcji. Czas się zatrzymał, a ja mogłam wejść do podświadomości przeciwnika. Odkąd nauczyłam się używać tej techniki za każdym razem udawało mi się to. Tym razem tez tak było, lecz zamiast wejść do jego myśli, wielki feniks z dziesięcioma ogonami rozszarpał moje ciało. Szybko wyłączyłam rinnegana. Usłyszałam znowu ten przeraźliwy śmiech. 
- Tego też próbowali.
Zaśmiał się puszczając mnie przez co wylądowałam na ziemi. Czułam przeraźliwy ból w klatce piersiowej. Spojrzałam na wspomniane miejsce i zobaczyłam, że mam rozszarpany płaszcz w tych miejscach w których wbił swoje szpony czarno-biały bijuu. Krew lała się z ran, a ja czułam jak tracę przytomność. Coś raziło mnie w oczy. Niepewnie rozchylałam powieki mrugając od razu jak do moich oczu dostały się promienie słoneczne. Przewróciłam się na drugi bok i spokojnie otworzyłam oczy. Leżałam na łóżku co było dziwne, bardzo dziwne. Pamiętam tylko niezwykle silny ból w klatce piersiowej i lądowanie na ziemi. Usiadłam i rozejrzałam się dookoła natrafiając na zaczytanego w jakąś książkę mężczyznę wyglądającego na ok. 25 lat. Czyżby to był On? Przecież ten mężczyzna nie wygląda na groźnego.
- Bo nie jestem groźny.
Usłyszałam jego głos, lecz wzroku nie odrywał od książki. Jakim cudem on czyta w moich myślach?! 
- Normalnie.
- O zamknij się i daj mi myśleć.
- Jak sobie chcesz.
Wzruszył ramionami nadal nie odrywając wzroku od książki. Spojrzałam na wcześniejsze miejsce ran. Całą klatkę piersiową miałam owiniętą bandażem nie mając nic na sobie. Jedyne co miałam na sobie to spodnie i dolna część bielizny. Wyszłam z łóżka i podeszłam do niego.
- Gdzie do cholery moja bluzka?!
- Leży gdzieś.
- Miło.
Zmarszczyłam brwi spoglądając na niego. Usiadłam obok niego zamykając mu książkę i odłożyłam ją na stolik. Pierwszy raz spojrzał na mnie z opanowaniem i spokojem w oczach.
- Kim jesteś?
Spojrzałam na niego również ze spokojem.
- Hitoshi.
Jego prawy kącik ust podniósł się nieznacznie do góry.
- A coś więcej..?
Spojrzałam wyczekująco na niego.
- Informacje o mnie kosztują.
Założył ręce za głowę opierając się o oparcie kanapy. Westchnęłam nerwowo po czym spojrzałam z wymuszonym uśmiechem na twarzy.
- Ciebie nazywają Kuro Oni?
- Nie mam pojęcia.
Zaśmiał się szyderczo po czym spojrzał na mnie i dodał.
- Po co ci to wiedzieć? Chcesz wydać ojcu gdzie mnie znaleźć? Mój bijuu jest silniejszy nawet od Kyuubiego. Nie dacie mi rady. Skoro ty z Rinneganem, Nekomatą i najlepszymi katanami nie dajesz mi rady to myślisz, ze Pein z jego Sześcioma Ścieżkami Peina da radę? Jesteś od niego silniejsza, bo nie tylko jego Rinnegana posiadasz. Czemu nie używasz mocy Konan?
Wyszczerzyłam do granic możliwości swoje oczy słuchając uważnie jego słów.
- Wiesz kim jestem i nie chciałeś mnie zabić?
- A po co? Zabijam tylko tych, którzy na to zasługują. Czemu mam ciebie zabijać? Jesteś tylko młodą shinobi z wioski liścia. Nie robisz nic złego, nie zasługujesz na śmierć.
Spuściłam głowę w dół nie odzywając się nawet słowem. Po chwili ciszy drgnął i wybiegł z pomieszczenia. Podeszłam momentalnie do drzwi spoglądając na niego. Stał na przeciwko Itachiego. Starszy Uchiha spoglądał na Hitoshiego z ogromną wściekłością przez włączony Mangekyou Sharingan. Gdy miał go włączonego przerażał mnie. Był wtedy taki oziębły. Nie ten sam człowiek jakiego ja znam. Hitoshi spojrzał na niego kpiącym wzrokiem po czym założył ręce na klatce piersiowej zaplatając je i powiedział z ironią w głosie.
- Niczego cię to już nie nauczyło Itachi?
Że kurwa co?! On chyba wie wszystko o wszystkich! Spojrzał w moim kierunku. Zapomniałam, że potrafi też czytać w myślach. Za jego spojrzeniem powędrował wzrok Itachiego. Gdy mnie zobaczył tak "ubraną", jeśli można tak to ująć, powiększył swoją wściekłość. Przygryzłam nerwowo wargę i spostrzegłam, że w ułamku sekundy Itachi chwycił Hitoshiego za koszulkę unosząc nad ziemią kilka centymetrów po czym wykrzyczał mu w twarz.
- Coś ty jej kurwa zrobił?!
- Ja? Sama przyszła.
Zaśmiał się drwiąco co jeszcze bardziej rozwścieczyło Itachiego (o ile to było jeszcze możliwe). Czarnowłosy rzucił chłopakiem na kilka metrów, a jego lot zatrzymało pobliskie drzewo. Jego Mangekyou Sharingan w lewym oku aż zaświeciło w świetle słonecznym. Wiedziałam, że będzie używał genjustsu Tsukuyomi. Podbiegłam szybko stając przed Hitoshim. W tym samym momencie poczułam potęgę jego genjutsu na sobie. Przeniosło mnie to w równoległy świat, w którym wszystko było biało-czarne. Czułam się jakbym była torturowana przez kilka dni. Moje ciało przechodziło takie katusze jakby rozdzierali mnie ze skóry. Upadłam krwawiąc na ziemię. Z ust puścił mi się potok krwi. Wtedy Tsukuyomi przestało działać. Itachi szybko podbiegł do mnie i próbował mi pomóc. Czułam od środka jak rośnie w moim ciele wściekłość Matatabiego. Nie potrafiłam go pohamować. Po chwili moje ciało zmieniło się w postać wielkiego kota z dwoma ogonami, który był cały w niebiesko-czarnych płomieniach. Z resztek sił próbowałam go zatrzymać przed atakami na Itachiego. Moja czakra pomału się kończyła. Z ledwością aktywowałam Rinnegana, aby pohamować Nekomatę. Po chwili (która dla mnie trwała wieczność) gniew bijuu uspokoił się i jego postać ponownie wsiąkła w moje ciało. Leżałam ledwo przytomna na ziemi plując krwią. Na szczęście nic Itachiemu jak i Hitoshiemu się nie stało. Itachi szybko teleportował siebie wraz ze mną do organizacji. Biegnąc ze mną na rękach wyważył drzwi laboratorium nogą i od razu położył mnie na kozetce. Przez mgłę widziałam postać Sasoriego, który bez namysłu od razu zaczął szukać coś w swoich ampułkach. Chwyciłam nerwowo dłoń Itachiego, który przerażony, aż ze łzami w oczach patrzył na mnie. Spojrzałam na niego przymrużonymi oczami i powiedziałam szeptem.
- Pomóż mi, to tak strasznie boli...
Po chwili moje oczy same się zamknęły. Ledwo dosłyszalny, żałosny krzyk płaczącego Itachiego zabrzmiał w moim uszach.
- Ona umiera! Ratuj ją!
Nic więcej nie słyszałam. Czułam jak moja dusza powoli opuszcza moje bezwładne ciało. Moja dusza widziała jak bezskutecznie ratują mnie, ale na marne. Czyli tak miałam skończyć? Czy to na prawdę koniec? Przymknęłam oczy i ponownie widziałam ciemność, w uszach miałam niezrozumiałe szmery i ciche hałasy. Myślami byłam w przeszłości. Lecz jedyne co pamiętałam to Itachi.. To Itachi był ze mną wszędzie, a nie Sasori. Może to właśnie Itachi był tym jedynym? Tym, którego kocham? Ale to przecież niemożliwe... Mimowolnie po chwili otworzyłam oczy i byłam w tym samym miejscu. Czyli tylko spałam? To był tylko jakiś kiepski sen? Moje oczy pomału przyzwyczajały się do oświetlenia pokoju i otwierałam swe oczy. Wzrokiem natrafiłam na śpiącego Itachiego, ...Hitoshiego(?),... i MADARĘ?! Ciche jękniecie wydobyło się z moich ust czym wyrwałam ze snu Madarę. Moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej, a kosmyki moich włosów opadły na moje ramiona. Czekaj, czekaj, czekaj jakim cudem mam granatowe włosy?! Zaczęłam szczypać się po ręce sprawdzając czy to nie sen. Madara Uchiha, który wstał z krzesła i rozprostował swoje kości. Podszedł do mojego "łóżka" i przysunął sobie krzesło siadając obok kozetki. Spojrzał na mnie swoim beznamiętnym spojrzeniem, aż po moim ciele przeszły dreszcze. Przełknęłam ślinę i wypowiedziałam w jego kierunku kilka słów drżącym głosem.
- Czemu tutaj jesteście? Ja tylko zemdlałam tak, nie potrzebuję wszystkich przy sobie..
Madara zmrużył powieki patrząc na mnie po czym powiedział.
- Ty nie wiesz co się stało w ciągu doby prawda?
- Skąd mogę wiedzieć skoro zemdlałam..?
Szczerze mówiąc myślałam, ze jest bardziej rozgarnięty jak go wszyscy opisują.
- Nic nie rozumiesz.. Twoje ciało.. Żeby cię uratować, żebyś po prostu żyła musieliśmy przenieść twoją duszę do innego ciała. Matatabi nie wytrzymał furii. Z twojego wcześniejszego ciała nic nie zostało. Straciłaś i bijuu i Rinnegana. Jesteś tak jakby nową osobą. Twój ojciec ściągnął tutaj wszystkich, którzy znają zakazane techniki. Czyli mnie, Hitoshiego, Itachiego, Kabuto i Sayuri.
Słuchałam uważnie każdego jego słowa nie dowierzając z każdą sekundą. Spojrzałam na niego ponownie i powiedziałam zdezorientowana.
- Kim właściwie jest Hitoshi?
- Hmm... długa historia wiesz.. Ale w sumie mamy czas. Hitoshi jest już dość starym ninja. Jak mówią legendy przybył tutaj z  Mędrcem Sześciu Ścieżek.
- Ale przecież on...
Spojrzałam na Hitoshiego po czym Madara mi przerwał.
- Tak, nie wygląda na tyle, ale on opracował jako jedyny zakazanej techniki przenosząc duszę do innego ciała. Był moim senseiem. Nauczył mnie wiele technik dlatego od dziś będzie też twoim.
- Hai.. A kim jest Sayuri?
- Jest młodą medic ninja, która przytrzymywała twoją duszę przy życiu.
- Nie mógł zrobić tego Sasori?
Na twarzy Madary pojawiło się zakłopotanie. Nie wiedział co powiedzieć. Wciąż otwierał usta, żeby zaraz je zamknąć.
- Zadałam pytanie.
Spojrzałam na mojego rozmówcę dość poważnie.
- Widząc jak umierasz uciekł stąd.
- Jak to uciekł?!
Podniosłam się z łóżka czując niesamowity ból w każdej części ciała.
- Może Sayuri ci to wytłumaczy, tylko z nią gadał przed zniknięciem.
- Jak to z ..Sayuri?
- Oni kiedyś byli parą. Znają się od dzieciństwa. Są bardzo bliscy sobie. Dlatego też jej tylko powiedział.
- Mogę porozmawiać z ojcem?
- Oczywiście.
Skinął głową do przodu po czym skierował się w stronę drzwi. Po kilku minutach wszedł mój ojciec. Uśmiechnęłam się na jego widok, lecz z jego twarzy nie wypłynęła żadna emocja. Usiadł na miejscu Madary i powiedział zimnym tonem.
- Czego chciałaś ode mnie? Jestem zajęty i dobrze o tym wiesz.
- Nawet się nie cieszysz, że żyję?
- Jak mam się cieszyć z tego, że zawaliłaś swoją pierwszą misję?!
Podniósł głos budząc Itachiego i Hitoshiego.
- Ale to nie moja wina tak? Sam nie dałbyś rady nawet go drasnąć!
Krzyknęłam po czym poczułam morderczy ból i przymknęłam powieki.
- Byłaś jedyną następczynią mojego Rinnegana i nawet to musiałaś zjebać?! Przez ciebie zwiał nam Nekomata! Przez ciebie gdzieś zniknął Sasori! Przez ciebie nikt nie będzie miał Rinnegana! Wszystko przez ciebie! Wiesz? Żałuję, ze wtedy po prostu nie posłuchałem Madary i cię nie zabiłem! Mieć taką córkę to wstyd..
Wstał patrząc z pogardą na mnie i po prostu odszedł. Zniknął w drzwiach. Złość przenikła przez całe moje ciało i nawet nie zwracałam uwagi na ból. Wstał wściekła z łóżka i wybiegłam z pomieszczenia podążając za nim. Gdy zobaczyłam go na korytarzu adrenalina podskoczyła wyżej, lecz nie dałam emocją wziąć góry. On nie szedł do swojego gabinetu co właśnie powstrzymało mnie od zaatakowania go. Podążał schodami w dół, gdzie nigdy wcześniej nie byłam. Pod organizacją znajdowały się podziemia. Pierwszy raz tutaj byłam. Rozglądałam się uważnie, ale też nie tak, żeby stracić jego ślad. Byłam ciekawa co znajduje się tutaj..

__________________________________________________________________________
Małe zamieszanie owszem. Ale musiałam w końcu wysłać ją na misję ;_;
Mam nadzieję, że połapiecie się o co chodzi :3
I przepraszam, że nie była napisana w terminie! :< 
Mam nadzieję, że wam się spodoba, a następna notka powinna
się pojawić w tym tygodniu jeszcze, gdyż zaczęłam moje 
wyczekiwane ferie :3
PS: Zdjęcia nowych bohaterów znajdują się w zakładce "Bohaterowie".
Oraz zdjęcia z tego rozdziału znajdziecie w zakładce "Galeria".

poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział 11. - Misja: Miłość.

Z okazji zbliżających się walentynek mam dla Was wątek miłosny :3
Tak w końcu to nastanie, nasza główna bohaterka zadecyduje
o tym kogo tak na prawdę kocha ♥.
Ps: Piosenki są tylko do tego rozdziału. Przy następnym zostaną już zmienione.
_________________________________________________________________________

Wszyscy już dawno spali tylko ja nie potrafiłam zasnąć. Ciągle myślałam o dzisiejszym dniu, o tym co się stało oraz o przemówieniu Sasoriego. To właśnie przez niego nie potrafiłam zasnąć. Przez niego i.. Itachiego. Dwie osoby, które w dziwnym sensie odmieniły moje życie. Sasori wyznał, że mnie kocha, a Itachi po swoim zachowaniu też chyba coś do mnie czuje, ale jest jeszcze Sasuke... Za jakie grzechy musiałam tu trafić i... się zakochać... Zamknęłam książkę, której nawet nie zaczęłam dalej czytać tylko bezwładnie trzymałam ją w dłoniach patrząc na piękno księżyca w pełni. Wstałam z łóżka w za dużej bluzce Itachiego i podeszłam do okna opierając się rękami o parapet. Wiatr rozwiewał pyłki z kwitnących drzew. Zaczynała się wiosna. Płatki kwiatów wyglądały jakby tańczyły z wiatrem przy gwieździstym niebie, a blask księżyca oświecał leśną dróżkę. Trwałam tak jeszcze przez 20 minut po czym uśmiechnęłam się sama do siebie i skierowałam się w stronę drzwi przez które przeszłam do korytarzu. Rozglądnęłam się w prawo, a potem w lewo. Tylko teraz w którą stronę? W którą stronę mam się skierować. Tym razem musiałam liczyć tylko na siebie i na to co podpowiada mi serce. Przymknęłam oczy i zaczęłam wspominać wcześniejsze czasy. Pierwsze co przypomniało mi się to pierwszy spacer z Sasorim. To była pierwsza wiosna spędzona tutaj, w organizacji. To wtedy zobaczyłam piękno natury, które pokazał mi Skorpion. Pierwszy pocałunek wtedy na ławce. To było coś niezwykłego. Na samą myśl o tym przeszedł mnie dreszcz, bardzo przyjemny dreszcz. Z drugiej strony przypomniał mi się pocałunek z Itachim to dziwne ale cudowne uczucie jakim mnie w tamtym momencie obdarzył. Późniejsze sytuacje, gdy przytulał mnie, gdy się uśmiechał, gdy darzył mnie tym uczuciem, którego potrzebowałam. Ale Sasori, on również nie odstępował mnie na krok. Był przy mnie zawsze i najbardziej się martwił gdy coś mi się stało. Najcięższy wybór jaki przytrafił mi się w życiu. Westchnęłam cicho po czym skierowałam się w kierunku jego pokoju. Cała drżałam, na samą myśl o tym jak on zareaguje na to, że to właśnie go kocham. Stanęłam niepewnie przed jego drzwiami i miałam chęć zapukać. Zacisnęłam usta w wąską linię i dwa razy zapukałam. Serce waliło mi jak oszalałe. Przełknęłam ślinę, gdy usłyszałam powolne kroki w stronę drzwi. Nie miałam już wyjścia, musiałam to powiedzieć. Gdy otworzyły się drzwi moim oczom ukazała się wysoka postać mężczyzny w krótkich spodenkach. Spojrzałam na niego prosto w oczy i spytałam niepewnie.
- Mogę na chwilę?
Mężczyzna uchylił bardziej drzwi wpuszczając mnie do środka. Usiadłam na parapecie, a on sam przysunął krzesło oparciem w moją stronę. Usiadł okrakiem na nim i opierając głowę o oparcie spojrzał na mnie zaspanymi oczami. 
- A więc co cię sprowadza o 3-ciej w nocy do mnie?
Powiedział cichym głosem po czym ziewnął.
- Itachi.. Bo ja...
Spuściłam momentalnie głowę w dół nie patrząc na niego.
- Co ty?
- No bo ja.. ja...
- No mów wreszcie.
Powiedział lekko zdenerwowany patrząc na mnie.
- Bo ja się zakochałam!
Wykrzyczałam mu w twarz patrząc z łzami w oczach na niego. On osłupiał, nie wiedział co powiedzieć. Ciągle otwierał usta po czym od razu je zamykał. Spuściłam ponownie głowę w dół. Łzy spłynęły po moich policzkach po czym dodałam.
- ... i nie wiem jak mu to powiedzieć.
Było słychać, że Itachi odetchnął z ulgą. W sumie nie dziwię mu się. Też bym nie chciała usłyszeć od takiej osoby jak ja, że mnie kocha.. Coraz bardziej bałam się ujawnić swoich uczuć. Itachi ksząknął i powiedział po chwili.
- Powinnaś mu powiedzieć co czujesz, nie możesz trzymać tego w sobie. Jeśli go kochasz to się nie bój. Jeśli on też ciebie kocha to będziecie razem szczęśliwi. 
- Dziękuję Itachi.
Uśmiechnęłam się i otarłam łzy po czym dodałam kierując się w stronę drzwi.
- Nie będę ci już przeszkadzać, wyśpij się.
Itachi podszedł do drzwi i otworzył mi je. Stanęłam w progu po czym spojrzałam na niego i powiedziałam.
- Jeszcze raz dziękuję, jesteś wspaniały. 
On tylko przytulił mnie do siebie i musnął mnie w policzek tworząc zarumienienie na moich policzkach. Odwróciłam się do niego plecami i spojrzałam w stronę gdzie znajdował się pokój Sasoriego. Uśmiechnęłam się sama do siebie i odwróciłam się na pięcie w stronę mojego pokoju natrafiając na postać Skorpiona, który nie był zadowolony. Był raczej wściekły. Zacisnął pięści i podszedł do mnie patrząc mi prosto w oczy zaczął mówić.
- Wiesz co?! Myślałem, ze jesteś niezwykłą osobą, ale okazałaś się zwykłą dziwką, którą posuwa stary Uchiha! Jak mogłaś mnie tak zranić!? Wiedziałaś co do ciebie czuję i to perfidnie wykorzystałaś!
- Ale Saso...
- Nie odzywaj się do mnie. Brzydzę się tobą i nie chcę już nic mieć z tobą wspólnego. 
Skrzywił się i wyminął mnie idąc do siebie. Stałam jak wryta patrząc jak odchodzi. Mimowolnie poleciały mi łzy po policzkach. Patrzyłam jak zamyka drzwi z wielkim hukiem, który rozbrzmiał po głuchym korytarzu. Zostałam sama... Skierowałam się, płacząc do mojego pokoju. Otworzyłam cicho drzwi, rozglądnęłam się czy wszyscy śpią i zamknęłam je delikatnie. Skierowałam się do okna siadając na parapecie. Cudowny krajobraz pełni księżyca zmienił się w porywisty wiatr, który rozdzierał płatki kwiatów, a księżyc przykryły ciemne chmury. Siedziałam na parapecie, aż pierwsze promyki słońca nie były widoczne na niebie, które przybrało kolor czerwonawy. Przetarłam napuchnięte oczy i skierowałam się do mojej szafki z ubraniami. Ubrałam na siebie bieliznę, czarne spodnie dresowe, czerwoną bokserkę i czarno-biało-czerwone trampki. Poszłam do łazienki, żeby się ogarnąć. Przeczesałam swoje czarne, długie włosy spinając je w koński ogon i pomalowałam rzęsy tuszem dodając czarne kreski na powiekach. Mój wzrok był tak bezuczuciowy, że nie poznawałam sama siebie. Kąciki ust miałam delikatnie opadnięte w dół. Nie potrafiłam się uśmiechnąć. Wyszłam z łazienki i od razu poszłam na korytarz trzaskając drzwiami. Schowałam ręce do kieszeni spodni i skierowałam się do kuchni od razu robiąc sobie kawę. Po nieprzespanej nocy musiałam się jakoś obudzić. Usiadłam z gorącą kawą tyłem do drzwi wejściowych. Słyszałam jak ktoś wchodzi do kuchni, ale co mnie to interesowało. Wszystko przestało mieć jakikolwiek sens. Po chwili usłyszałam znany mi głos.
- Ty chyba nic nie spałaś dzisiaj co?
Spojrzał na mnie siadając na przeciw mnie. Zaprzeczyłam głową ruszając dwa razy na boki. 
- Strasznie wyglądasz.
Powiedział Itachi z zmartwieniem na twarzy. Spojrzałam beznamiętnym wzrokiem na niego.
- I tak się czuję. Ale no cóż jestem zwykłą dziwką, którą posuwa stary Uchiha.
Wzruszyłam ramionami i wzięłam łyk kawy. Itachiego zamurowało. Po chwili otrząsnął się i odłożył kubek szybko wychodząc z pomieszczenia. Po chwili było słychać tylko trzask i krzyki. Otworzyłam drzwi stojąc w progu z kubkiem letniej już kawy patrząc na ciekawe widowisko. Itachi trzymający w powietrzu Sasoriego za kołnierz przyciskał go do ściany. 
- Coś ty kurwa jej powiedział?!
- Prawdę. Posuwasz ją w nocy i myślałeś, że to się nie wyda?! Ona jest zwykłą kurwą!
Puściłam kubek na podłogę, który rozbił się w drobny mak zwracając na siebie uwagę. Chłopcy odwrócili się w moją stronę po czym Itachi puścił Sasoriego na ziemię. Łzy znowu wypełniły moje czerwone tęczówki i wybiegłam szybko na zewnątrz. Na dworze panował silny i porywisty wiatr, a z ciemnych, kłębiastych chmur mocno padał deszcz. Znajdowałam się na polanie, gdzie Itachi pierwszy raz mnie pocałował. Nie miałam sił. Runęłam na kolana gorzko płacząc. Z każdą chwilą kochałam go coraz mocniej, a on swoimi słowami ranił mnie coraz bardziej. Czułam jak deszcz rozmywa mój makijaż i łączył się z słonymi łzami. Może źle zadecydowałam? Może to nie jego powinnam kochać? Ale co poradzę, że to właśnie w takim kretynie się zakochałam. To właśnie go potrzebowałam najbardziej teraz! Byłam już cała mokra. Czyżby tak miałaby się skończyć nasza znajomość? Na tym, że ja cierpię, a on odsuwał się coraz bardziej ode mnie? Wciąż zadawałam sobie pytania na które nie miałam odpowiedzi. Po chwili poczułam czyjś dotyk na swoich ramionach i nagły przypływ ciepła. I ten męski głos.
- Powinno ci być cieplej.
Czułam, że ktoś okrywa mnie bluzą. Odwróciłam się cała rozmazana i zapłakana w kierunku przedmówcy. Wszędzie rozpoznałabym tą twarz. Spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział trzymając dłońmi moje ramiona.
- Przepraszam cię za moje zachowanie. Wiem nie powinnaś mi wybaczyć, ale kocham cię i zraniło mnie to jak wychodziłaś wtedy, w nocy od Itachiego. Zrozum..- po jego policzkach poleciały łzy- KOCHAM CIĘ! Jestem w tobie zakochany jak wariat. Proszę, wybacz mi!
Spojrzałam na niego i kolejny potok łez poleciał po moich policzkach. Ale teraz to były łzy szczęścia? Tak to było szczęście. Nie potrafiłam być na niego wściekła. Za bardzo go kocham i to właśnie jest ten moment.
- Ja ciebie też kocham Sasori.
Chłopak osłupiał. Nie spodziewał się tego, ze wreszcie to się dzieje. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Uśmiech tak szczery jak jego słowa. Nie te dzisiaj na korytarzu czy wczoraj w nocy. Najszczersze co mógł powiedzieć to to, że mnie kocha. Zaśmiałam się przez łzy po czym przysunęłam twarz do niego i pocałowałam czule jego usta. Od razu odwzajemnił pocałunek gładząc mój policzek ciepłą dłonią. Oderwał się po chwili od moich ust i wstał biorąc mnie na ręce. Spojrzał na mnie płacząc również ze szczęścia.
- Boże czy to sen?
- Nie Sasori, to nie sen.
Zaśmiałam się ocierając mokre policzki. Musnął delikatnie moje usta i zaczął iść ze mną na rękach. Byłam szczęśliwa. Gdy weszliśmy do kuchni wszystkie pary oczów przebywających w tym pomieszczeniu. Sasori postawił mnie na nogi i przytulił do siebie. Itachi z uśmiechem zadowolenia i dumy powiedział.
- Miłość wisi w powietrzu.
- W końcu wiosna idzie!
Dodał radosny Hidan, który już trzymał w ręku butelkę sake. Wszyscy się cieszyli, nawet rodzice tylko Deidara był naburmuszony i z oburzeniem wyszedł z kuchnio-jadalni. Sasori nerwowo przygryzł dolną wargę gdy blondyn wychodzić po czym spojrzał na mnie i pocałował mnie w czoło. Pein podszedł do nas i powiedział z zadowoleniem.
- Dbaj o nią, bo jak to nie...
- Tak szefie wiem, będę dbał o mój największy skarb.
Uśmiechnął się spoglądając na mnie. Tego mi tutaj brakowało. Szczerej i prawdziwej miłości. Stanęłam na palcach i musnęłam jego policzek. Wszyscy prócz Sasuke, Karin, Suigetsu i Juugo oraz Deidary byli w kuchni. Po chwili czwórka pierwszych wymienionych dotarła, ale po Dei'm nie było śladu. Wszyscy usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść obiad przyrządzony przez naszego mistrza kuchni - Hidana. Jak na mężczyznę gotował nieziemsko! Po pół godzinie każdy odniósł talerze do zlewu, który obsługiwała dzisiaj Karin i Sasuke. Wraz z Sasorim wyszliśmy z kuchni przedostatni i skierowaliśmy się do mojego pokoju. Na korytarzu spotkaliśmy Deidarę. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam miło.
- Hej Dei! Czemu cię...
Chłopak tylko prychnął pod nosem i nas ominął. Sasori tylko wzruszył ramionami, a ja nie wiedziałam co się dzieje. Weszliśmy do mojego pokoju w którym siedział już młody zboczeniec Suigetsu. Skrzywiłam się delikatnie i pokazałam mu ręką, żeby sobie poszedł. Posłusznie opuścił pomieszczenie, a ja odwróciłam się w stronę mojej drugiej połówki i uśmiechnęłam się szeroko. Sasori objął mnie w pasie i przysunął do siebie. Spojrzał mi głęboko w oczy odgarniając kosmyk włosów z mojego policzka za ucho. Delikatnie zaczął muskać moje usta kierując się w stronę łóżka. Położył mnie na nim po czym sam okrakiem klęknął nade mną i nachylił się opierając się na rękach pomiędzy którymi była moja głowa. Ponownie pocałował mnie w usta tym razem namiętnie. Nasze języki splotły się w całość, a jedną ręką błądził po moim ciele. Po chwili na ziemię poleciała jego koszulka do której też dołączyła moja. Usiadł obok mnie osadzając sobie mnie na kolanach okrakiem i przodem do niego. Tym razem jego dwie dłonie błądziły po moich nagich plecach,a  ustami zszedł na szyję. Oboje byliśmy tak pochłonięci sobą, że nie zwracaliśmy uwagi na biegnący czas. To była chwila zapomnienia, którą tym razem zapamiętam na długo. Jego pocałunki nakręcały mnie coraz bardziej i bardziej, a on sam miał podobne odczucia.
Po upływie dwóch godzin leżeliśmy oboje pod kołdrą wtuleni w siebie. Po chwili do pokoju wszedł Sasuke wraz z Karin, którą obejmował w pasie. Na nasz widok lekko się zdziwili po czym Karin uśmiechnęła się do mnie. Usiadłam zakrywając swe nagie ciało kołdrą.
- A ty co taka szczęśliwa?
Spojrzałam na Karin. Stwierdziłam, ze mam dziś za dobry humor by prowadzić z nią kłótnie. Czerwonowłosa dziewczyna spojrzała szczęśliwa na Sasuke po czym swój wzrok przeniosła na mnie.
- Bo ja z Sasuke jesteśmy razem.
- Gratulacje, a możecie już iść? Chcę się ubrać.
Powiedział Sasori, który trzymał głowę pod poduszką. Spojrzałam na niego i odsunęłam poduszkę z jego twarzy po czym nachyliłam się nad nim i pocałowałam jego usta czule.
- A teraz mój książę się obudzi?
- Jeśli tak będą wyglądać moje pobudki to po proszę tak codziennie.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Sasori podniósł delikatnie głowę w górę i złożył na moich ustach pocałunek pełen miłości.
___________________________________________________________
Rozdział krótki, ale na temat :D Mam nadzieję, że wam się
podobało, gdyż musicie z tym rozdziałem wytrzymać do
samego weekendu, gdyż dopiero wtedy pojawi się
nowy rozdział :3

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 10. - Okres godowy w Akatsuki.

Śpiąca królewno wstawaj!
Z błogiego snu wyrwał mnie głos Matatabiego przez co uderzyłam głową o stół na którym zasnęłam. Przeciągnęłam się ziewając z zmęczenia. Odkąd aktywowałam w sobie rinnegana czułam się jakby odebrano mi wszystkie siły. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam karton mleka, z którego zaczęłam pić. Gdy pierwszy łyk poczułam już w ustach od razu wyplułam całą zawartość. Podeszłam do zlewu i zaczęłam wylewać mleko do niego, a co się z tym wiązało? Oczywiście nie popatrzyłam na datę ważności.. Usłyszałam otwieranie się drzwi. Do kuchni weszła Karin dumnie paradując się w płaszczu Akatsuki. Na mojej twarzy od razu pokazał się grymas, a z moich ust dało się usłyszeć prychnięcie. Pokręciłam głową na boki i powiedziałam do dziewczyny sztucznie się uśmiechając.
- Karin cześć! Mówili, że masz iść do sklepu.
Czerwonowłosa spojrzała na mnie pytająco po czym powiedziała z ironią w głosie.
- Kto tak powiedział?
- Jak to kto? Ja.
Dziewczyna wybuchła śmiechem i dodała powstrzymując śmiech.
- Sama sobie idź ja nie jestem tutaj służącą jak ty.
We mnie aż się zagotowało. Już podchodziłam do niej z chęcią uderzenia jej, lecz powstrzymało mnie wejście Sasoriego do kuchni. Przeszedł obok nas po czym uśmiechnął się do mnie, a ja również odwzajemniłam w jego stronę uśmiech po czym powiedziałam.
- Cześć Saso.
- Cześć mała. Już wszystko gra? Czy znowu bedę musiał cię opatrywać?
Spojrzał na mnie i zaśmiał się melodyjnie. Uwielbiałam jego głos, był taki szczery i pełny uczuć.
- Ha,ha,ha bardzo śmieszne! -powiedziałam z poważną miną po czym uśmiechnęłam się i dźgnęłam go delikatnie w żebra. Wszystkiemu przyglądała się Karin, która po chwili krząkneła, by zwrócić na siebie uwagę. Sasori odwrócił się w stronę usłyszanego dźwięku i spojrzał na czerwonowłosą.
- Cześć Karin.
Bąknął Sasori i znów odwrócił się w moją stronę. Kątem oka spojrzałam na Karin, która aż gotowała się ze złości. Puściłam jej prawe oczko po czym przejechałam zmysłowo palcem po klacie Skorpiona. Uśmiechnęłam się złowieszczo po czym podeszłam do szufladki Kakuzu i wyciągnęłam papierosa. Nim zdążyłam go odpalić poczułam jak ktoś z tyłu mnie przytula. Wiedząc, że to Sasori odpaliłam papierosa i odwróciłam się z uśmiechem wypuszczając dym w stronę tej osoby. Spojrzałam na człowieka, który mnie przytulał i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. W objęciach trzymał mnie niejaki Itachi Ucicha, który był tylko w samych czarnych spodniach. Pokiwałam głową na boki śmiejąc się pod nosem. Delikatnie poszerzył swój uśmiech i powiedział.
- I z czego się tak śmiejesz maluszku?
- Maluszku? - uniosłam brwi ku górze po czym znowu usłyszałam krząknięcie Karin, ale teraz głośniejsze i dłuższe. Wychyliłam się zza Itachiego i powiedziałam wkurzona marszcząc brwi.
- Masz kurwa jakiś problem?
- Zamknij się dziwko.
Powiedziała Karin popijając już zimną kawę. Odsunęłam Itachiego ręką na bok po czym wyrzuciłam papierosa na podłogę i podeszłam od razu do Karin chwytając ją za szyję i podniosłam do góry.
- Powtórz!
Karin zaczęła się wiercić próbując wydostać się z uścisku co było trochę nie komfortowe dla mnie. Po chwili poczułam kopnięcie w brzuch, od którego się odbiła i drugą nogą kopnęła mnie w twarz. Poleciałam trochę do tyłu lądując na podłodze. Od razu pozbierałam się z ziemi nie zważając na to, że prawdopodobnie mam złamany nos i cieknie z niego krew jak z wodospadu. Podbiegłam do niej i wywaliłam ją na podłogę plecami po czym usiadłam na jej brzuchu i zaczęłam okładać ją pięściami po twarzy. Poczułam jak ktoś podnosi mnie z niej i postawił mnie na nogi. Spojrzałam na osobę, która mi przeszkodziła i była to moja mama. Przełknęłam głośno ślinę i uśmiechnęłam się szeroko, ale jak to nie zadziałało westchnęłam i spuściłam głowę w dół. Karin pozbierała się z ziemi i podeszła do Konan z wyrzutami.
- Co ty robisz?! Zgłupiałaś już?! Bym dobiła sukę!
Konan przysłuchiwała się z szyderczym uśmiechem po czym otworzyła usta z chęcią powiedzenia kilku słów.
- Słuchaj, jeszcze jedna taka odzywka, a nie będę już taka miła.
Uśmiechnęła się naturalnie jeszcze bardziej wkurzając Karin. Dziewczyna w okularach prychnęła i powiedziała obrażona.
- Zachowam się poważniej niż wy.- zjechała wzrokiem mnie i mamę od góry do dołu po czym westchnęła. -Może Lider to doceni. W końcu jest taki męski i przystojny ii... Ach Pein...
Rozmarzyła się czerwonowłosa, moja mama zakrztusiła się powietrzem głośno kaszląc, a ja po chwili ciszy wybuchłam donośnym śmiechem. Dopiero gdy złapałam trochę oddechu spojrzałam w stronę drzwi, w których stał Pein. Nie mógł uwierzyć w to co powiedziała Karin. Mrugał tylko z zmieszania powiekami dość nieregularnie. Po chwili zakaszlał i odezwał się wyrywając swoim głosem z rozmarzenia psychicznie chorą dziewczynę, z którą przyszło mi mieszkać w jednym domu.
- Wiesz Karin, to bardzo miłe z.. Z twojej strony, ale ja.. Ja mam już kobietę swojego życia, którą kocham.
Karin wystraszona i zmieszana patrzyła jak Pein podchodzi do Konan i delikatnie składa pocałunek na jej ustach po czym mnie pocałował w głowę i spojrzał na nią.
- To jest moja przyszła żona - zwrócił swój wzrok w stronę Konan uśmiechając się szczerze po czym jego wzrok poczułam na sobie i dopowiedział.- a to nasza córka.
Karin zmieszała się po czym wzruszyła ramionami mamrocząc pod nosem.
- Jak nie Sasuke i Pein to Sasori.
I wyszła zarzucając włosy. Cała nasza trójka zaśmiała się po czym Pein spojrzał na mnie i z niedowierzaniem powiedział.
- Idź do Sasoriego. Masz już tam kartę premium widzę..
Zaśmiał się i zaczął robić wraz z Konan obiad. Zrobiłam obrażoną minę i wyszłam z kuchni. Skierowałam się do drzwi Sasoriego, ale niepokoiły mnie dźwięki dochodzące zza nich. Przyłożyłam ucho i usłyszałam jak Sasori błagalnym głosem wzywa pomocy. Szybko weszłam do środka bez namysłu i stanęłam wryta trzymając klamkę w ręku. To co moje oczy zobaczyły rozbawiło mnie do czerwoności. Buchnęłam głośnym śmiechem. Nie utrzymałam się na nogach więc kucnęłam i aż płakałam. Sasori siedział na szafie a do niego doskakiwała Karin z jakąś marionetką. Turlałam się ze śmiechu co usłyszało całe Akatsuki. Do pokoju od razu wpadł Itachi przy okazji uderzając mnie drzwiami. Ja jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać. Itachi zdezorientowany całą sytuacją patrzył raz na mnie raz na Sasoriego, a raz na Karin, która wgl nie przejmowała się tym, że ktoś się patrzy na tą scenkę.
- No Sasori umów się ze mną! Zrobiłam dla ciebie marionetkę! No proszę!
Wybuchłam jeszcze głośniejszym śmiechem nie potrafiąc złapać powietrza w płuca. Itachi od razu podszedł do mnie i wziął mnie na ręce po czym położył mnie na łóżko. Uspokoiłam się i zaczęłam głośno oddychać. Sasori widząc to od razu zeskoczył z szafy odpychając Karin na bok. Moje oczy zmieniały się co chwilę czego nie potrafiłam uspokoić.
- Rinnegan nie chce jej się przyjąć!
Krzyknął zdezorientowany Itachi, a Sasori od razu pobiegł po apteczkę. Wyciągnął z niej strzykawkę z tym razem niebieskim płynem i wstrzyknął mi do żyły w ręce. Przymknęłam oczy, gdyż ból był nie do zniesienia. Otworzyłam powieki, a nade mną czuwał Matatabi z wściekłą miną. Ryknął dość głośno co było słychać nawet po za organizacją. Pein szybko pojawił się w pokoju i stanął wmurowany. Spojrzał od razu na czerwonowłosego i podszedł do niego chwytając za kołnierz płaszcza patrząc na niego z wściekłością.
- Mówiłem ci kurwa, żebyś nie dawał jej bijuu! Mówiłem kurwa!
Sasori z opanowaniem odepchnął Peina i powiedział.
- Chcesz, żeby żyła? To daj mi dokończyć.
Podszedł do mnie i nachylił się nade mną co niezbyt spodobało się dwuogoniastemu, który od razu zadrapał wielką łapą czerwonowłosego. Sasori tylko syknął po czym powiedział do mnie.
- Nie pozwól na to, żeby to on panował nad tobą. Ty jesteś jego Jinchuuriki, a nie on twoim. Zapanuj nad nim.
Pokiwałam głową i przymknęłam powieki reaktywując pełnię rinnegana. Spojrzałam na Nekomatę i czytając mu w myślach wyjaśniłam, żeby wrócił tam gdzie powinien być. Posłusznie powrócił do mojego ciała, a ja odetchnęłam z ulgą. Wszyscy patrzyli na mnie po czym odezwał się Itachi.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć mała.
Uśmiechnął się i poczochrał moje włosy. Zmarszczyłam delikatnie nos po czym się zaśmiałam. Na wszystkich obecnych twarzach zagościł uśmiech. Pokochałam wszystkich. Pomimo ich wad mają też wiele zalet. Hidan może i jest niewyżyty seksualnie i ruchałby wszystko co się rusza (to co już nie też pewnie -.-), ale jest wspaniałym kucharzem jak i potrafi pomóc i doprowadzić do porządku nawet niezrównoważonego umysłowo Tobiego. Sasori? Często jest wredny i oschły do otoczenia, ale jest na prawdę uczciwy, szczery i pomocny. Deidara? Uhh.. Prawdziwy człowiek demolka, który często się obraża, ale potrafi poprawić człowiekowi humor jednym zwykłym uśmiechem. Itachi jest jak starszy brat, który pomaga innym jak tylko może nawet nie licząc się ze sobą, ale potrafi popalić gdy ma humorki. Kisame hmm... Cięzko coś o nim powiedzieć, ale na pewno szybko się denerwuje i potrzebuje spokoju, ale mimo to potrafi rozśmieszyć każdego swoim wyrazem twarzy gdy się złości. Tobi prawdziwy człowiek zagadka chociaż jak chce to potrafi być poważny i zrównoważony. Kakuzu wieczny skąpiec mimo to świetny nauczyciel. Zetsu? Jego jako jedynego nie znam. Pein i Konan? Tak ich zostawiam na koniec jak to najważniejszych. Prawdziwi, kochający rodzice po przejściach. Nie zawsze mają dla mnie czas, ale kto w tej organizacji miał? Za każdym razem gdy ktoś z naszej drużyny idzie na misję reszta członków organizacji martwi się o nich. Wszyscy są tutaj jak... Jak rodzina. Uśmiechnęłam się szerzej i wstałam rozprostowując ręce. Wzrokiem ogarnęłam wszystkich (oczywiście prócz Karin) i powiedziałam z dumą w głosie.
- Kocham was wszystkich i cieszę się, że tutaj jesteście. Prócz Karin.
Puściłam oczko w stronę dziewczyny, która obrażona opuściła pomieszczenie. Wszyscy byli zdziwieni po czym uśmiechnęli się i chórem odpowiedzieli.
- My ciebie też.
Wszyscy się zaśmiali po czym pojedynczo opuszczali pomieszczenie. Usiadłam ponownie na łóżku odprowadzając ich wzrokiem. Itachi ostatni stanął w drzwiach i powiedział uśmiechając się pełnią uśmiechu.
- Mogę jeszcze zostać?
Poklepałam miejsce obok siebie uśmiechając się naturalnie. Itachi usiadł obok mnie i bez żadnego słowa przytulił mnie do siebie i ponownie poczochrał moje włosy.
- Co byśmy bez ciebie zrobili mała.
Moim oczom ukazał się szereg białych zębów mężczyzny.
- Najprawdopodobniej byście żyli w spokoju.
Itachi pokręcił tylko głową nadal się uśmiechając i puścił mnie z uścisku siadając na po turecku na łóżku. Zrobiłam tak jak mój towarzysz i spojrzałam na niego. Jakim cudem tak bezduszny i ponury zabójca na skalę światową może się tak po prostu uśmiechać? Tak po prostu, bez powodu? Cała ta organizacja była dość..dziwna? Tak dziwna to dobre porównanie. Myślałam, że ninja rangi S, którzy są poszukiwani przez wszystkich potrafią być normalnymi ludźmi z uczuciami. Sam Pein nie jest taki zły jak wszyscy go opisują. Ale jeden członek nie daje o sobie zapomnieć w mojej głowie. Jak taki "Dobry chłopiec" może się tutaj znajdować? Przecież on nawet muchy się boi. A co jeśli... Nie to nie może być możliwe. Ale co jeśli pod tą maską dobrego i dość głupiego chłopaka skrywa się sama legenda, a mianowicie Madara Ucicha? Przecież to nie możliwe... Pokręciłam głową z niedowierzania po czym natrafiłam na pytające spojrzenie Itachiego.
- Ty się dobrze czujesz?
Spytał czarnowłosy machając mi ręką przed oczami. Odepchnęłam jego rękę i prychnęłam tylko pod nosem.
- A czemu miałabym się źle czuć? Po prostu zamyśliłam się i tyle..
- Pytałem cię trzy razy czemu się nie odzywasz, a ty tylko patrzyłaś na mnie jakbym mówił w innym języku.
- No przepraszam, no...
- Victoria, co cię dręczy? Od kilku dni po śpiączce jesteś jakaś inna.
- Inna?!
Spojrzałam na niego z niewidzialnym milionem piorunów ciskających w jego stronę. Z jego twarzy zniknął dotychczasowy uśmiech, a usta zacisnął w wąską linię.
- Przepraszam.. Nie potrafię tego wszystkiego ogarnąć..
- Wszystkiego to znaczy...?
- Rinnegan, bijuu... To wszystko mnie przerasta. W tej organizacji straciłam najlepsze lata, które dobrze spędziłabym w Konoha. Może to nie jest dla mnie? Ta cała organizacja nie jest dla mnie... Ja nie jestem zabójcą.. Ja..Ja.. Ja jestem normalną dziewczyną.
Spuściłam głowę w dół krzywiąc się, że w końcu to powiedziałam. Jakoś tacie nie miałam odwagi tego powiedzieć. Może dlatego, że nie chcę go zmartwić? A może dlatego, że...że...Jęknęłam cicho nie potrafiąc wymyślić dobrej wymówki dla mojego strachu przed tym wszystkim. Nasze milczenie przerwał dźwięk otwierających się drzwi mojego pokoju. Do środka weszła Karin od razu spoglądając na Itachiego. Uśmiechnęła się do niego dość słodko? Boże o czym ja myślę!
O głupotach jak zawsze księżniczko!
W mojej głowie zabrzmiał wesoły i znany mi już głos Matatabiego. Spojrzałam na niego, który pięknie dreptał po pokoju. Dobrze, że tylko ja widziałam go. W końcu był mój... Itachi odwzajemnił uśmiech w stronę czerwonowłosej dziewczyny po czym powiedziałam miło do niej.
- Czemu przebywasz w moim pokoju?
Dziewczyna z niedowierzaniem spojrzała na mnie. W sumie nie dziwię jej się.. Byłam dla niej MIŁA.
- To ty nic nie wiesz? Mamy razem pokój. Mieszkamy tutaj w czwórkę.
Przełknęłam głośno ślinę po czym powiedziałam.
- Czwórkę?
- Tak. Ja, ty, Sasuke i Suigetsu. 
Patrzyłam na nią jakbym zobaczyła ducha. 
- Przepraszam, muszę iść się odświeżyć.
Powiedziałam oszołomiona i skierowałam się szybko w stronę łazienki. Od razu ściągnęłam ubrania po czym  górną część bielizny. Już miałam zamiar ściągać dół, gdy usłyszałam gwizdnięcie spod prysznicu. Byłam tak oszołomiona, że nie zauważyłam, że ktoś jest w łazience. Ktoś! Stałam wryta w stronę prysznicu, gdy z kabiny wyłoniła się białowłosa głowa z szyderczym uśmiechem na twarzy i krwotokiem z nosa. Szybko zasłoniłam swoje piersi i krzyknęłam na całe gardło. Do łazienki jak oparzony wpadł Itachi wraz z Hidanem, Sasuke, Sasorim i Deidarą. Wszyscy stali jakby zobaczyli jakąś zjawę. Po chwili na każdej męskiej twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia. Pełni zadowolenia. Wzruszyłam rękoma spuszczając je bezwładnie w dół zapominając o nagich piersiach. Dopiero, gdy spojrzałam na mężczyzn stojących w drzwiach z potokiem krwi z ich nosów spojrzałam w dół. Szybko zakryłam się rękami i wybiegłam z łazienki kierując się do biura ojca. Gdy byłam już obok drzwi zakryłam jedną ręką cycki a drugą otworzyłam drzwi bez pukania od razu z krzykiem.
- Jak mogłeś dać mi chłopców do po..
Ucichłam, gdy zobaczyłam postać potężnego mężczyzny z długimi czarnymi, gęstymi włosami, który właśnie skierował swój beznamiętny wzrok w moją stronę. Lekko wzdrygnęłam się po czym powiedziałam delikatnie się kłaniając przed nim.
- Gomen, ja przyjdę później..
Moja postać szybko zniknęła za drzwiami z wielką ulgą. Gdy wychodziłam, czułam jak mężczyzna odprowadza mnie wzrokiem. Sama jego postura mnie przerażała, a co dopiero sam wzrok. Westchnęłam głęboko po czym skierowałam się w stronę swojego pokoju. Gdy weszłam do środka wszyscy obecni zamilkli i spojrzeli w moim kierunku. Przewróciłam teatralnie oczami i wzięłam z szafki ciemne szorty, bieliznę i białą bokserkę. Gdy zamknęłam za sobą drzwi łazienki znowu zaczęła się głośna rozmowa. Jedynej osoby, która się nie udzielała, a była tam obecna był Sasori. Stanęłam przy drzwiach słuchając męskiej rozmowy. Boże jak to brzmi. Prychnęłam pod nosem po czym znów zaczęłam słuchać.
Itachi: Nie przesadzajcie! Znowu takich wielkich nie ma!
Suigetsu: Że co?! Bawiłbym się nimi dniami i nocami.
Deidara: Jakby nie była taka wredna, brałbym się za nią, bo cycki ma niezłe!
Hidan: Cycki ma nieziemskie...
I tak wygląda ich rozmowa? Pff... Gdy właśnie miałam kończyć podsłuchiwanie odezwał się zdenerwowanym głosem Sasori.
- Czy wy nie macie nic w głowie, tylko gadacie o jej cyckach?! Ja je miałem na całą noc i co gadam o tym ciągle? Zachowujecie się jak dzieci! Jakbyście nie zauważyli ta dziewczyna jest niezwykła! Nie Hidan, nie dlatego, że ma fajne cycki. Jest niezwykła całokształtem. Nie widzicie tego? Każdy powinien ją tutaj traktować z należytym szacunkiem nie tylko dlatego, że jest córką Peina i Konan tylko dlatego, że...
Sasuke: Że w jeden chwili może nas wszystkich pozabijać?
- To też, że jest kobietą i należy jej się szacunek. Więc łaskawie nie mówcie już o jej cyckach. Dziękuję.
Po przemówieniu osłupiałam. Z otwartymi ustami skierowałam się naga pod prysznic i puściłam wodę, która od razu mnie pobudziła. Po kilku minutach wyszłam spod prysznicu i zaczęłam wycierać się ręcznikiem. Spięłam moje mokre włosy w kucyk i ubrałam się. Wyszłam z łazienki po czym podeszłam do Sasoriego i delikatnie musnęłam jego policzek.
- A to za tak miłe przemówienie na temat mojej osoby. A i chłopcy.. - skierowałam swój wzrok na nich i powiedziałam z pogardą - jesteście żałośni. A teraz spadać, chcę odpocząć.
- Ty ciągle odpoczywasz. - Odpowiedział znużony Deidara, który właśnie kierował się w stronę wyjścia wraz z towarzyszami. Sasori uśmiechnął się do mnie i jako ostatni wyszedł z pokoju. W pomieszczeniu zostałam ja i niestety Sasuke i Suigetsu. Widząc ich prychnęłam pod nosem po czym położyłam się na łóżku otwierając jakąś książkę, która leżała na szafce nocnej. Najdziwniejsze było to, że chłopcy byli cicho, za cicho.. Wysunęłam wzrok, by zobaczyć co robią, a oni wyszczerzeni nachylają się nade mną.
- Czego?
Powiedziałam oschle nie odkładając książki.
- Pokażesz cycki?
Spytał słodkim głosem Suigetsu patrząc na mój biust. Spojrzałam na niego unosząc jedną brew ku górze po czym mrugnęłam raz aktywując rinnegana i powiedziałam.
- Macie trzy sekundy, żeby opuścić ten pokój. Raz, dwa...
Nie skończyłam doliczyć, a ich już nie było. Pokiwałam głową na boki śmiejąc się pod nosem i znów zaczęłam czytać. 

Ogłoszenie!

Drodzy czytelnicy. Jeżeli przeczytacie jakiś rozdział to proszę pozostawić po sobie jakiś ślad, krytykę czy też pochwałę. Jak widzę komentarze od was od razu chce mi się pisać dalsze rozdziały. Ale właśnie bez tych komentarzy czuję się jakbym pisała sama do siebie. Więc jeśli przeczytasz jakiś rozdział skomentuj go. Pozdrawiam.