Wybaczcie, ze to tak długo trwało, ale mam taki rozpiździel teraz, że nie mam na nic czasu O.o Więc jeszcze raz przepraszam, że tak długo.
Wstałam jak w skowronkach! Byłam taka szczęśliwa. Sasori na prawdę był miły i uprzejmy co ceniłam w chłopakach. Niestety była jedna przeszkoda, a mianowicie chodziło o mojego ojca. Nie wiem jaki jest, pokazał, że jest miły, ale czy tylko na pozór? Pokazał również się z tej gorszej strony. Było tu przyjemnie, ale jednak wolałam wrócić do domu, mojego domu.. Miałam dziś urodziny, które nie zapowiadały się już tak wspaniale jak zawsze w Konoha. O tej porze ( 10-11) wszyscy już byli przy moim łóżku i budzili mnie, żebym wstawała bo mam urodziny. A tutaj? Nikt nie wiedział, że mam urodziny. Poszłam pod prysznic, wysuszyłam włosy i ubrałam się. Założyłam tenisówki i skierowałam się w stronę kuchni żeby coś zjeść. Gdy weszłam siedział tylko Kakuzu przy stole i liczył kasę. Wzięłam miskę, nasypałam sobie płatków i zalałam mlekiem siadając na przeciwko niego. On tylko spojrzał na mnie i znów wrócił do swoich obliczeń. Co chwilę zerkał na mnie gdy jadłam co nie było zbyt przyjemne aż w końcu się odezwał.
- Jedz to szybciej masz trening ze mną.
Myślałam, ze się zadławię. Ja trening z nim? Myślałam, że się przesłyszałam. Zjadłam śniadanie szybciej, umyłam miskę i stanęłam przed nim gotowa czekając, aż się ruszy. Ten z kolei schował pieniądze i wstał kierując się do wyjścia. Poszłam więc za nim. Szliśmy korytarzem nie odzywając się do siebie. Po kilku minutach zatrzymał się przy bocznych drzwiach i otworzył je ukazując polanę, na której mieliśmy ćwiczyć. Spod schodów wyciągnął dwie katany, które były lekko zardzewiałe i wręczył mi je po czym powiedział do mnie zimnym tonem.
- Najpierw ćwiczenia na słuch.
Stworzył kilka klonów, każdy z nich miał inna broń w ręku. Jeden kunai'e, drugi shuriken'y, trzeci dwuręczny miecz, czwarty katany, a piąty posługiwał się różnymi technikami jutsu. Po chwili podszedł do mnie i zawiązał mi przepaskę na oczy i powiedział opanowanym głosem.
- Wsłuchaj się w każdy nawet najmniejszy szelest, każdy ruch przeciwnika usłyszysz i poczujesz przez drganie ziemi.
Pokiwałam głową i ustawiłam się w pozycji ataku. Skupiłam się tylko na tym. Nic innego nie przeszkadzało mi w tym. Pierwszy szelest biegnących kroków w moją stronę wywołał u mnie niepokój z tego, że nie wiem czego mam się spodziewać. Klon był coraz bliżej. Uniosłam katany nieco w górę po czym usłyszałam dźwięk odbicia miecza od katan. Wiedziałam już wtedy z jakim typem przeciwnika przyszło mi się zmierzyć na pierwszy ogień. Najpierw moja strategia polegała na obronie przed atakami miecza. W chwili odparcia ataku jedną kataną drugą skierowałam w brzuch przeciwnika, napełniając ją czakrą po czym pociągnęłam z całej siły katanę w górę rozcinając go w pół. Klon po chwili zniknął, a w oddali było słychać jak coś leci w moją stronę. Zaczęłam obracać szybko obiema katanami na raz w tym samym kierunku tworząc tak jakby tarczę, która niestety na nic się nie przydała, gdyż poczułam jak shuriken rozciął mi policzek. Przez moją dekoncentrację kolejne shuriken'y i kunai'e wbijają mi się w ciało. Gdy poczułam jak kunai wbił mi się pod mostkiem od razu ściągnęłam przepaskę z oczu i zaciskając zęby szybko i boleśnie wyciągnęłam kunai z krwawiącej rany. Ostrze mocno się wbiło dlatego intensywnie puściła się krew. Kakuzu pokręcił głową i powiedział kierując się do drzwi.
- Idź do Sasoriego, żeby to przejrzał. Ja już swoją pracę skończyłem.
I tak po prostu zostawił mnie samą na polanie. Oderwałam kawałek bluzki zostawiając tylko tyle materiału, który przykrywał mój biustonosz chociaż do połowy. Oderwaną część szmatki przycisnęłam do rany i kwasząc się skierowałam się do środka. Krew ciekła coraz bardziej i wydawało się, że nie ma końca. Po kilku minutach nareszcie dotarłam do pokoju Sasoriego. Delikatnie zapukałam i z grzeczności, której nauczyłam się u moich fałszywych rodziców odczekałam chwilę, aż otworzył drzwi. Ukazał mi się w samych spodenkach a mój wzrok błądził po jego umięśnionym ciele. Dopiero jego głos wybił mnie z podziwiania jego ciała.
- Co ci się stało?
Mówił to z takim przerażeniem w głosie patrząc na krwawiącą ranę. Od razu "wciągnął" mnie do pokoju i posadził na łóżku zamykając za mną drzwi. Wyciągnął z szafki apteczkę i zaczął zajmować się moimi ranami. Po kilku minutach skończył i wyglądałam jak istne dziecko wojny.. Wręcz cudowny początek urodzin. Usiadł obok mnie i pocałował mnie w głowę po czym powiedział subtelnym głosem.
- Gotowe.
- Dziękuję.
Powiedziałam po czym skierowałam się w stronę drzwi i wyszłam z pokoju po czym skierowałam się od razu do gabinetu ojca. Zapukałam i stojąc pod drzwiami oczekiwałam magicznego słowa "wejść". Niestety nikt nie odpowiadał. Zapukałam więc drugi raz i znowu nikt się nie odezwał. "Kuźwa czemu ja pukam, w końcu to mój ojciec" pomyślałam po czym weszłam pewnym krokiem. Zobaczyłam tylko ojca za biurkiem. Najwyraźniej nie był zadowolony. Usłyszałam jego oschły głos.
- Siadaj.
Wskazał miejsce na przeciw siebie. Zrobiłam tak jak powiedział. Spojrzał na mnie i wyciągnął papiery z szuflady biurka i położył na blacie po czym zaczął je przeglądać, aż po 10 minutach się odezwał.
- Nie zaliczyłaś pierwszego treningu do końca. Nie potrafiłaś sobie poradzić z najprostszymi rzeczami, ale i tak ci dziś odpuszczę , bo masz urodziny. Wszystkiego najlepszego.
Spojrzałam na niego jak na debila jednym słowem. Tylko tyle? Wstałam z miejsca i skierowałam się w stronę wyjścia gdy usłyszałam jego głos ponownie zatrzymałam się.
- Ja i twoja matka wyruszamy na misję, będzie cię pilnował Itachi.
Machnęłam tylko ręką , że rozumiem i wyszłam z gabinetu. Jako, że cały dzień trenowałam postanowiłam w końcu coś zjeść. Weszłam do kuchni gdzie właśnie siedział Hidan. Od razu poczułam jego wzrok na sobie, po czym przełknęłam ślinę i podeszłam do lodówki. Niestety moi mądrzy współlokatorzy nie kupili nic innego niż sake. W sumie co mi szkodzi, pomyślałam. Wzięłam jedno i usiadłam na przeciw szarowłosego. On tylko uśmiechał się głupkowato.
- Co się tak szczerzysz ?
- Czemu pijesz sama?
Spojrzałam na niego, po chwili na butelkę sake i znów na niego.
- A co wypijesz ze mną?
Powiedziałam żartobliwym głosem biorąc dwa łyki. Hidan wstał, podszedł do lodówki i wyciągnął 3 butelki sake i pokazał ruchem głowy, żebym szła za nim. W sumie co miałam do stracenia? Przynajmniej wypiję z kimś w moje urodziny. Podążałam tuż za nim cały czas. Najwidoczniej kierowaliśmy się w stronę wyjścia. Pierwszy raz widziałam go bez płaszcza Akatsuki. Miał coś w sobie co ciągnęło nie jedną dziewczyna do niego. Ale dla mnie to i tak jest szowinistyczna świnia. Wyszliśmy na przyjemną polankę po czym usiedliśmy pod wielkim drzewem, który dawał sporej wielkości cień. Położyłam się od razu i zaczęłam patrzeć na chmury jak leniwie popierdzielają po błękitnym niebie pijąc co chwilę łyk po łyku.
- Rzygam tą naturą.
Hidan zakrztusił się sake i wypluł wszystko na mnie ze śmiechu. Odskoczyłam jak oparzona i zaczęłam klnąć w duchu na tego pedałka. Podszedł do mnie ściągnął swoją czarną koszulkę i wręczył mi ją mówiąc.
- Masz przebierz się bo będziesz śmierdziała.
Mówił to dalej się śmiejąc lecz już mniej niż kilka sekund temu po czym spojrzał mi głęboko w oczy i odgarnął mi grzywkę z oczu dodając.
- Śliczne masz oczy.
Czułam jak moje policzki stają się czerwone a moje serce zaczęło bić coraz to szybciej uśmiechnął się do tego szarmancko i puścił w moją stronę prawe oko. Uśmiechnęłam się spuszczając głowę w dół i poszłam trochę dalej przebierając się. Ściągnęłam najpierw bluzkę i nałożyłam na siebie Hidanową bluzkę, a że była dłuższa i zakrywała mi pupę ściągnęłam też śmierdzące alkoholem spodenki po czym wróciłam do mojego towarzysza od picia. Siedzieliśmy na polance aż brakło nam alkoholu i wróciliśmy wstawieni wieczorem do organizacji. Weszłam do środka kierując się od razu do salonu. Otworzyłam gwałtownie drzwi i zaświeciłam światło. Gdy lampa dała swój blask na pokój zauważyłam cały stół zapełniony sake, browarami i przekąskami a na samej górze wielki napis "Wszystkiego najlepszego!". Stanęłam ledwo na nogach i zaczęłam się śmiać gdy wszyscy zaczęli śpiewać mi sto lat. Długo piliśmy aż urwał mi się film.
Rano przebudziłam się w cudzym pokoju w samej bieliźnie a obok mnie leżał nieprzytomny Sasori. Spojrzałam na niego i zrzuciłam go z łóżka, żeby go obudzić i usłyszałam z jego ust tylko tyle.
- Kochanie jeszcze 5 minut..
Moje oczy otworzyły się do granic możliwości. Nie wiedziałam co się działo, ale byłam pewna, że jeszcze dziś się wszystkiego dowiem...
piątek, 16 listopada 2012
czwartek, 11 października 2012
Rozdział 5 - Wspomnienia.
Dobra ! Teraz wątek miłosny *.* notka krótka, ale zwięzła i na temat :D.
Szliśmy z Sasorim całą drogę rozmawiając, śmiejąc się i wygłupiając. Był dla mnie miły co mnie zdziwiło, bo w tej chorej organizacji wszyscy są do siebie wrogo nastawieni. Po upływie godziny doszliśmy do małej wioski, w której wcześniej nie byłam. Wszystko wydawało mi się takie wspaniałe, rozglądałam się dookoła podziwiając wszystkie budowle, niestety byłam za niska by wszystko zobaczyć, ale nie przejmowałam się tym. Nagle poczułam dłonie na swojej tali a mianowicie dłonie Sasoriego. Podniósł mnie do góry, abym zobaczyła wszystko i posadził mnie na swoich barkach po czym chwycił mnie za łydki i powiedział opiekuńczym tonem.
- Trzymaj się karzełku.
Słysząc te słowa poczochrałam delikatnie jego czerwone włosy tworząc na jego głowie tak zwany artystyczny nieład. Zwiedzałam na jego barkach całą wioskę po czym usiedliśmy na ławce w parku gdzie kwitły właśnie kwiaty wiśni. Wiatr rozwiewał płatki kwiatów drzewa, a słońce zachodziło za ciemne obłoczki chmur. Sasori przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem patrząc mi w oczy. Ta chwila była tak magiczna, że nie da się tego opisać zwykłymi słowami. Zatapiałam się w jego tęczówkach uśmiechając się i rumieniąc jednocześnie. Przejechał dłonią po moim policzku zaczepiając włosy o ucho i znów zaczął gładzić mój policzek tym razem tylko kciukiem. Zbliżał się pomału twarzą do mnie delikatnie przymykając powieki ja od razu zamknęłam oczy przybliżając się tak, aż w końcu nasze wargi się spotkały tworząc delikatny pocałunek. Po chwili oboje odsunęliśmy się od siebie uśmiechając się nawzajem. Mój uśmiech rozwiało głośne klaskanie z ławki naprzeciw. Spojrzałam na ławkę a moje usta utworzyły poziomą kreskę. Na przeciwko mnie siedział Sasuke z Naruto. Czarnowłosy podszedł bliżej i powiedział chłodnym tonem.
- Zobaczymy co na to powie czcigodna Tsunade jak dowie się, że dołączyłaś do skurwysynów z Akatsuki.
W dosłowną sekundę wstałam i wymierzyłam dłoń na jego policzek zostawiając odbite pięć palców po czym powiedziałam z nienawiścią w oczach.
- Oni przynajmniej mnie nie oszukują jak wy! Jesteś zakłamani! Leć do swojej Sakurci..
Ostatnie słowo dodałam z naciskiem. Sasuke tylko spojrzał na mnie z pogardą po czym widziałam jak Sasuke obrywa z pięści w te samo miejsce niestety tym razem pięść należała do mojego towarzysza a mianowicie do Sasoriego. Pociągnęłam go za nadgarstek i oderwałam go od leżącego Uchicha'y kierując się w stronę wyjścia. Gdy oddaliliśmy się na bezpieczną dla mnie odległość przystanęłam na chwilę opierając się o ścianę budynku. Sasori podszedł bliżej mnie obejmując w talii po czym przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło. Wyciągnął z kieszeni dorodny kwiat wiśni i wplótł go mi między włosy.
- Tak ślicznie wyglądasz.
Musnął ponownie moje wargi i patrząc sobie w oczy wiedzieliśmy, ze musimy już wracać. Droga powrotna trwała nieco dłużej niż droga do wioski. Ale po niecałej godzinie doszliśmy do organizacji po czym każde poszło do swojego pokoju. Ja od razu położyłam się na łóżku i przypominałam sobie każde chwile spędzony z tymi dwoma kolesiami z którymi teraz nie zamieniłabym słowa. Zamknęłam powieki i zaczęłam wspominać każdą dobrą jak i tą nie zbyt dobrą sytuację w jakiej się znajdowaliśmy. Na samą myśl się uśmiechnęłam po czym znów wróciłam do mojej wcześniejszej miny. Najbardziej utkwiło mi w pamięci to jak w trójkę poszliśmy na wagary po czym Tsunade nas zobaczyła i musieliśmy przed nią uciekać, a jak nas do tej pory aż nie wyprowadziłam się z wioski goniła zawsze z miotłą i krzyczała, że mamy się uczyć. Jak również to gdy przeszliśmy się do wesołego miasteczka i Naruto zwichnął nogę i musiałam go nieść na barana. Te czasy były wręcz zajebiste, ale wiem, że to już nie wróci. Na pewno nie wróci. Teraz mam nowe życie, życie z prawdziwymi rodzicami, przyjaciółmi jak i wrogami. Teraz rozpoczynam nowy rozdział w życiu. Taki gdzie będę silniejsza i zdecydowanie twardsza niż do tej pory. Może dojrzewam umysłowo? A może dlatego , że już jutro będę miała 16 lat. Do tego wiem , że nie dojdę do wniosku dzisiaj, gdyż przez zamknięte powieki po prostu usnęłam..
Szliśmy z Sasorim całą drogę rozmawiając, śmiejąc się i wygłupiając. Był dla mnie miły co mnie zdziwiło, bo w tej chorej organizacji wszyscy są do siebie wrogo nastawieni. Po upływie godziny doszliśmy do małej wioski, w której wcześniej nie byłam. Wszystko wydawało mi się takie wspaniałe, rozglądałam się dookoła podziwiając wszystkie budowle, niestety byłam za niska by wszystko zobaczyć, ale nie przejmowałam się tym. Nagle poczułam dłonie na swojej tali a mianowicie dłonie Sasoriego. Podniósł mnie do góry, abym zobaczyła wszystko i posadził mnie na swoich barkach po czym chwycił mnie za łydki i powiedział opiekuńczym tonem.
- Trzymaj się karzełku.
Słysząc te słowa poczochrałam delikatnie jego czerwone włosy tworząc na jego głowie tak zwany artystyczny nieład. Zwiedzałam na jego barkach całą wioskę po czym usiedliśmy na ławce w parku gdzie kwitły właśnie kwiaty wiśni. Wiatr rozwiewał płatki kwiatów drzewa, a słońce zachodziło za ciemne obłoczki chmur. Sasori przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem patrząc mi w oczy. Ta chwila była tak magiczna, że nie da się tego opisać zwykłymi słowami. Zatapiałam się w jego tęczówkach uśmiechając się i rumieniąc jednocześnie. Przejechał dłonią po moim policzku zaczepiając włosy o ucho i znów zaczął gładzić mój policzek tym razem tylko kciukiem. Zbliżał się pomału twarzą do mnie delikatnie przymykając powieki ja od razu zamknęłam oczy przybliżając się tak, aż w końcu nasze wargi się spotkały tworząc delikatny pocałunek. Po chwili oboje odsunęliśmy się od siebie uśmiechając się nawzajem. Mój uśmiech rozwiało głośne klaskanie z ławki naprzeciw. Spojrzałam na ławkę a moje usta utworzyły poziomą kreskę. Na przeciwko mnie siedział Sasuke z Naruto. Czarnowłosy podszedł bliżej i powiedział chłodnym tonem.
- Zobaczymy co na to powie czcigodna Tsunade jak dowie się, że dołączyłaś do skurwysynów z Akatsuki.
W dosłowną sekundę wstałam i wymierzyłam dłoń na jego policzek zostawiając odbite pięć palców po czym powiedziałam z nienawiścią w oczach.
- Oni przynajmniej mnie nie oszukują jak wy! Jesteś zakłamani! Leć do swojej Sakurci..
Ostatnie słowo dodałam z naciskiem. Sasuke tylko spojrzał na mnie z pogardą po czym widziałam jak Sasuke obrywa z pięści w te samo miejsce niestety tym razem pięść należała do mojego towarzysza a mianowicie do Sasoriego. Pociągnęłam go za nadgarstek i oderwałam go od leżącego Uchicha'y kierując się w stronę wyjścia. Gdy oddaliliśmy się na bezpieczną dla mnie odległość przystanęłam na chwilę opierając się o ścianę budynku. Sasori podszedł bliżej mnie obejmując w talii po czym przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło. Wyciągnął z kieszeni dorodny kwiat wiśni i wplótł go mi między włosy.
- Tak ślicznie wyglądasz.
Musnął ponownie moje wargi i patrząc sobie w oczy wiedzieliśmy, ze musimy już wracać. Droga powrotna trwała nieco dłużej niż droga do wioski. Ale po niecałej godzinie doszliśmy do organizacji po czym każde poszło do swojego pokoju. Ja od razu położyłam się na łóżku i przypominałam sobie każde chwile spędzony z tymi dwoma kolesiami z którymi teraz nie zamieniłabym słowa. Zamknęłam powieki i zaczęłam wspominać każdą dobrą jak i tą nie zbyt dobrą sytuację w jakiej się znajdowaliśmy. Na samą myśl się uśmiechnęłam po czym znów wróciłam do mojej wcześniejszej miny. Najbardziej utkwiło mi w pamięci to jak w trójkę poszliśmy na wagary po czym Tsunade nas zobaczyła i musieliśmy przed nią uciekać, a jak nas do tej pory aż nie wyprowadziłam się z wioski goniła zawsze z miotłą i krzyczała, że mamy się uczyć. Jak również to gdy przeszliśmy się do wesołego miasteczka i Naruto zwichnął nogę i musiałam go nieść na barana. Te czasy były wręcz zajebiste, ale wiem, że to już nie wróci. Na pewno nie wróci. Teraz mam nowe życie, życie z prawdziwymi rodzicami, przyjaciółmi jak i wrogami. Teraz rozpoczynam nowy rozdział w życiu. Taki gdzie będę silniejsza i zdecydowanie twardsza niż do tej pory. Może dojrzewam umysłowo? A może dlatego , że już jutro będę miała 16 lat. Do tego wiem , że nie dojdę do wniosku dzisiaj, gdyż przez zamknięte powieki po prostu usnęłam..
niedziela, 7 października 2012
Rozdział 4 - Poznanie.
No przepraszam, że tak długo, ale wszystko się posypało i zamiast napisać to w jeden dzień notkę pisałam w 4 dni.. Myślę nad zawieszeniem puki się nie ułoży, a kiedy to będzie? Tego nie wiem.
- Nic się nie stało!
Roześmiana i wesoła powiedziała entuzjastycznie w stronę blond-włosego chłopaka, któremu widać było, że spadł kamień z serca. Przechodziło mi przez myśl, że przeprosił dlatego żeby nie mieć kłopotów u ich szefa. Zresztą rozumiem go, chociaż tata wydawał się na miłego i pełnego zrozumienia, ale nie wiem jaki jest do nich. Blondyn uśmiechnął się do mnie i wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszałam głośne krzyki co wzbudziło we mnie niepokój. Uchyliłam drzwi, żeby coś więcej usłyszeć. Słyszałam dwa męskie głosy, a ich "rozmowa" przebiegała mniej więcej tak.
- Kurwa Hidan ile razy ci mam mówić, że jak masz wypełniać misję do końca to masz ją wypełniać, a nie przychodzić tutaj! Ja cie skurwielu kiedyś zabiję!
- Dobra spierdalaj jebany kaktusie.
A po chwili było tylko słychać głośne trzaski. Nikt nie reagował więc wyszłam jakby mnie prąd poraził i stanęłam między nimi odciągając jednego od drugiego. Ale jak to ja zawsze lubiłam pakować się w problemy. Pomagając im sama sobie zaszkodziłam. Poczułam siarczysty szlag w pysk od jednego z nich, otworzyłam szeroko oczy i powiedziałam sobie w myślach "o nie, tak być nie może!". Odwróciłam się na pięcie i z pięści uderzyłam jakiegoś siwego obstarzałego, ale w jakimś stopniu pociągającego nimfomana ( czy jak to się pisze ;d dop. autorki ) Spojrzał na mnie, jakby ducha zobaczył. Roślinka popatrzył na boki i zniknął jakby pochłonięty przez podłoże. Zostałam tylko ja i siwy. Patrzyłam na niego wściekła, a on na mnie. Te spojrzenia przerwał znany mi już głos.
- Co wy robicie?
Oboje spojrzeliśmy na Sasoriego, który patrzył na nas jak na dwóch idiotów, przynajmniej takie miałam odczucie. Po chwili odezwał się siwy.
- Ta dziwka, którą przyprowadziłeś mnie spoliczkowała. Mogłeś ją do mnie wysłać jak nie potrafiłeś jej zaspokoić.
- Hidan nie...
Sasori zrobił przerażone oczy po czym usłyszał kroki szefa, które odbijały się od pustych ścian korytarzu. Hidan pewny siebie powiedział do czerwonowłosego.
- I widzisz teraz cię szef opierdoli za to.
Patrzyłam się na siwego z mordem w oczach. Nie lubiłam jak ktoś mnie wyzywa, ale nie brałam sobie znów tego do serca. Pein podszedł do Hidana i chwytając go za bluzkę wykrzyczał mu w twarz.
- Coś ty powiedział?!
Hidan spojrzał na niego i powiedział jąkając się.
- No bo to Sasori! Przyprowadza dziwki a potem tak jest, że ja obrywam!
- Nie mów tak o mojej córce!
Przycisnął go do ściany tak mocno, że jego plecy zrobiły wgniecenie. Siwy nie wiedział o co tu chodzi, spoglądał raz na mnie raz na tatę. Podeszłam do nich i próbowałam ich rozdzielić.
- Tato uspokój się.
Poczułam przerażające spojrzenie na sobie przez Peina po czym zamilkłam, lecz zaraz po chwili odepchnęłam go od siwego.
-Mówię coś.
Podniosłam lekko ton patrząc w jego oczy. Tak to z pewnością mój ojciec. Postępuję zupełnie jak on i właśnie to zauważyłam. Spojrzałam na niego nieco bardziej stanowczo po czym usłyszałam od niego.
- Z tobą to sobie porozmawiam inaczej.
Po czym poszedł w swoją stronę. Przewróciłam tylko oczami po czym skierowała wzrok w stronę siwego i powiedziałam.
- Następnym razem myśl rozumem, a nie fiutem.
Odwróciłam się na pięcie nie oczekując odpowiedzi i poszłam do swojego pokoju. Położyłam się się na łóżku po czym głośno sama do siebie powiedziałam.
- Dziewczyno w co ty się wpakowałaś.
Po chwili rozmyślań usłyszałam pukanie do drzwi trzymając głowę wbitą w poduszkę powiedziałam cicho "wejść!". Dopiero gdy drzwi się otworzyły podniosłam głowę z poduszki i spojrzałam na osobę w drzwiach. Był to mężczyzna z czarnymi włosami i sharinganem w oczach. Kogoś mi przypominał, kogoś znajomego. Na odczepnego powiedziałam lekko zaspanym głosem.
- Co chcesz?
On jednak bez słowa usiadł obok mnie i patrząc w podłogę powiedział.
- Ty jesteś Victoria, tak?
- No i?
Znów zamilczał więc schowałam twarz ponownie w poduszkę po czym usłyszałam jego męski głos.
- Masz ze mną misję..
Przymknęłam oczy i wstałam odrywając się od poduszki. Usiadłam obok niego przeciągając się. Spojrzałam na niego i zaspana powiedziałam.
- Jaką znowu misję, dopiero tutaj...
Nie dokończyłam zdania gdy on dał mi kartkę z opisem misji. Czytając to oczy jeszcze bardziej mi się poszerzyły. Spojrzałam na niego i spytałam ironiczne.
- To od Pein'a?
- Tak.
Zdecydowanym korkiem wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę biura. Przełknęłam ślinę i zapukałam po czym weszłam do środka. Usiadłam na przeciwko niego, a on zmierzył mnie tylko wzrokiem, był wściekły, że mieszam się w sprawy Akatsuki. Przełknęłam ponownie ślinę i powiedziałam.
- Tato.. Czemu wysyłasz mnie na tą misję?
- Żebyś nauczyła się pokory i że nie masz prawa wtrącać się w życie Akatsuki.
Odłożył papiery z biurka do schowka i usiadł na przeciw mnie patrząc na mnie zza rąk, które opierał na łokciach. Ja tylko zjechałam wzrokiem w dół i powiedziałam cicho.
- Przepraszam.
- Wiesz na czym misja polega?
- Mniej więcej.. Ale wytłumacz.
- Wraz z Itachim musicie odebrać ośmioogoniastego z rąk Kilera Bee.
- Ale..
Nagle Pein podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie, szepcząc mi do ucha "kochanie uważaj na siebie, kocham Cię." Poniosła mnie ta chwila. Powstrzymałam napływające łzy do moich oczu i zamknęłam oczy. W końcu czułam, że gdzieś mnie chcą, że gdzieś mnie kochają. Po chwili wszedł Sasori, a gdy zobaczył tą scenę uśmiechnął się i patrzył na mnie. Pein pocałował mnie w czoło i wrócił do papierkowej roboty. Ja skierowałam się ku drzwiom i wyszłam zostawiając ich samych. Szłam przez korytarz z najdumniejszym z moich uśmiechów. Po chwili usłyszałam głos Sasoriego.
- Vicky! Czekaj.
Podbiegł do mnie i chwycił mnie za nadgarstek po czym odwrócił mnie w swoją stronę i powiedział z uśmiechem.
- Masz ochotę na spacer?
Lubiłam go, a jego uśmiech doprowadzał mnie do szaleństwa. Pokiwałam głową, że się zgadzam po czym poszłam do mojego pokoju. Wzięłam gorącą kąpiel, pomalowałam rzęsy i podkreśliłam linie ust szminką koloru czerwonym. Ubrałam czarne rurki, czerwone tenisówki i biały t-shirt z logo Rolling Stones'ów ( musiałam >.< dop. autorki ) i czekałam na Sasoriego, który po chwili zapukał do moich drzwi. Otworzył, a przede mną stał wysoki przystojny mężczyzna w czarnych spodniach, niebieskiej bluzce i czarnych butach. Uśmiechnął się i powiedział.
- Gotowa?
- Oczywiście.
- Nic się nie stało!
Roześmiana i wesoła powiedziała entuzjastycznie w stronę blond-włosego chłopaka, któremu widać było, że spadł kamień z serca. Przechodziło mi przez myśl, że przeprosił dlatego żeby nie mieć kłopotów u ich szefa. Zresztą rozumiem go, chociaż tata wydawał się na miłego i pełnego zrozumienia, ale nie wiem jaki jest do nich. Blondyn uśmiechnął się do mnie i wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszałam głośne krzyki co wzbudziło we mnie niepokój. Uchyliłam drzwi, żeby coś więcej usłyszeć. Słyszałam dwa męskie głosy, a ich "rozmowa" przebiegała mniej więcej tak.
- Kurwa Hidan ile razy ci mam mówić, że jak masz wypełniać misję do końca to masz ją wypełniać, a nie przychodzić tutaj! Ja cie skurwielu kiedyś zabiję!
- Dobra spierdalaj jebany kaktusie.
A po chwili było tylko słychać głośne trzaski. Nikt nie reagował więc wyszłam jakby mnie prąd poraził i stanęłam między nimi odciągając jednego od drugiego. Ale jak to ja zawsze lubiłam pakować się w problemy. Pomagając im sama sobie zaszkodziłam. Poczułam siarczysty szlag w pysk od jednego z nich, otworzyłam szeroko oczy i powiedziałam sobie w myślach "o nie, tak być nie może!". Odwróciłam się na pięcie i z pięści uderzyłam jakiegoś siwego obstarzałego, ale w jakimś stopniu pociągającego nimfomana ( czy jak to się pisze ;d dop. autorki ) Spojrzał na mnie, jakby ducha zobaczył. Roślinka popatrzył na boki i zniknął jakby pochłonięty przez podłoże. Zostałam tylko ja i siwy. Patrzyłam na niego wściekła, a on na mnie. Te spojrzenia przerwał znany mi już głos.
- Co wy robicie?
Oboje spojrzeliśmy na Sasoriego, który patrzył na nas jak na dwóch idiotów, przynajmniej takie miałam odczucie. Po chwili odezwał się siwy.
- Ta dziwka, którą przyprowadziłeś mnie spoliczkowała. Mogłeś ją do mnie wysłać jak nie potrafiłeś jej zaspokoić.
- Hidan nie...
Sasori zrobił przerażone oczy po czym usłyszał kroki szefa, które odbijały się od pustych ścian korytarzu. Hidan pewny siebie powiedział do czerwonowłosego.
- I widzisz teraz cię szef opierdoli za to.
Patrzyłam się na siwego z mordem w oczach. Nie lubiłam jak ktoś mnie wyzywa, ale nie brałam sobie znów tego do serca. Pein podszedł do Hidana i chwytając go za bluzkę wykrzyczał mu w twarz.
- Coś ty powiedział?!
Hidan spojrzał na niego i powiedział jąkając się.
- No bo to Sasori! Przyprowadza dziwki a potem tak jest, że ja obrywam!
- Nie mów tak o mojej córce!
Przycisnął go do ściany tak mocno, że jego plecy zrobiły wgniecenie. Siwy nie wiedział o co tu chodzi, spoglądał raz na mnie raz na tatę. Podeszłam do nich i próbowałam ich rozdzielić.
- Tato uspokój się.
Poczułam przerażające spojrzenie na sobie przez Peina po czym zamilkłam, lecz zaraz po chwili odepchnęłam go od siwego.
-Mówię coś.
Podniosłam lekko ton patrząc w jego oczy. Tak to z pewnością mój ojciec. Postępuję zupełnie jak on i właśnie to zauważyłam. Spojrzałam na niego nieco bardziej stanowczo po czym usłyszałam od niego.
- Z tobą to sobie porozmawiam inaczej.
Po czym poszedł w swoją stronę. Przewróciłam tylko oczami po czym skierowała wzrok w stronę siwego i powiedziałam.
- Następnym razem myśl rozumem, a nie fiutem.
Odwróciłam się na pięcie nie oczekując odpowiedzi i poszłam do swojego pokoju. Położyłam się się na łóżku po czym głośno sama do siebie powiedziałam.
- Dziewczyno w co ty się wpakowałaś.
Po chwili rozmyślań usłyszałam pukanie do drzwi trzymając głowę wbitą w poduszkę powiedziałam cicho "wejść!". Dopiero gdy drzwi się otworzyły podniosłam głowę z poduszki i spojrzałam na osobę w drzwiach. Był to mężczyzna z czarnymi włosami i sharinganem w oczach. Kogoś mi przypominał, kogoś znajomego. Na odczepnego powiedziałam lekko zaspanym głosem.
- Co chcesz?
On jednak bez słowa usiadł obok mnie i patrząc w podłogę powiedział.
- Ty jesteś Victoria, tak?
- No i?
Znów zamilczał więc schowałam twarz ponownie w poduszkę po czym usłyszałam jego męski głos.
- Masz ze mną misję..
Przymknęłam oczy i wstałam odrywając się od poduszki. Usiadłam obok niego przeciągając się. Spojrzałam na niego i zaspana powiedziałam.
- Jaką znowu misję, dopiero tutaj...
Nie dokończyłam zdania gdy on dał mi kartkę z opisem misji. Czytając to oczy jeszcze bardziej mi się poszerzyły. Spojrzałam na niego i spytałam ironiczne.
- To od Pein'a?
- Tak.
Zdecydowanym korkiem wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę biura. Przełknęłam ślinę i zapukałam po czym weszłam do środka. Usiadłam na przeciwko niego, a on zmierzył mnie tylko wzrokiem, był wściekły, że mieszam się w sprawy Akatsuki. Przełknęłam ponownie ślinę i powiedziałam.
- Tato.. Czemu wysyłasz mnie na tą misję?
- Żebyś nauczyła się pokory i że nie masz prawa wtrącać się w życie Akatsuki.
Odłożył papiery z biurka do schowka i usiadł na przeciw mnie patrząc na mnie zza rąk, które opierał na łokciach. Ja tylko zjechałam wzrokiem w dół i powiedziałam cicho.
- Przepraszam.
- Wiesz na czym misja polega?
- Mniej więcej.. Ale wytłumacz.
- Wraz z Itachim musicie odebrać ośmioogoniastego z rąk Kilera Bee.
- Ale..
Nagle Pein podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie, szepcząc mi do ucha "kochanie uważaj na siebie, kocham Cię." Poniosła mnie ta chwila. Powstrzymałam napływające łzy do moich oczu i zamknęłam oczy. W końcu czułam, że gdzieś mnie chcą, że gdzieś mnie kochają. Po chwili wszedł Sasori, a gdy zobaczył tą scenę uśmiechnął się i patrzył na mnie. Pein pocałował mnie w czoło i wrócił do papierkowej roboty. Ja skierowałam się ku drzwiom i wyszłam zostawiając ich samych. Szłam przez korytarz z najdumniejszym z moich uśmiechów. Po chwili usłyszałam głos Sasoriego.
- Vicky! Czekaj.
Podbiegł do mnie i chwycił mnie za nadgarstek po czym odwrócił mnie w swoją stronę i powiedział z uśmiechem.
- Masz ochotę na spacer?
Lubiłam go, a jego uśmiech doprowadzał mnie do szaleństwa. Pokiwałam głową, że się zgadzam po czym poszłam do mojego pokoju. Wzięłam gorącą kąpiel, pomalowałam rzęsy i podkreśliłam linie ust szminką koloru czerwonym. Ubrałam czarne rurki, czerwone tenisówki i biały t-shirt z logo Rolling Stones'ów ( musiałam >.< dop. autorki ) i czekałam na Sasoriego, który po chwili zapukał do moich drzwi. Otworzył, a przede mną stał wysoki przystojny mężczyzna w czarnych spodniach, niebieskiej bluzce i czarnych butach. Uśmiechnął się i powiedział.
- Gotowa?
- Oczywiście.
piątek, 28 września 2012
Rozdział 3 - Rodzice
Byłam zszokowana po tym co powiedział Sasori. Nie wiedziałam co myśleć ani co robić. On siedział przy mnie cały czas i czekał, aż coś powiem. Zamknęłam usta układając je w prostą linię i spuściłam wzrok w podłogę. Czułam jak grunt obsuwa mi się pod nogami i spadam w przepaść nazywaną "życiem". Nie słyszałam nawet co mówił. Było mi wszystko jedno w tej chwili. Wszystko co nazywałam rodziną było tylko wymysłem mojej chorej wyobraźni. Zacisnęłam ręce w pięści, a łzy poleciały po moich policzkach. Wybiegłam z sali i biegłam cała zapłakana przez ciemny korytarz, który wydawał mi się nie mieć końca. Błądziłam jak w labiryncie mojego teraz bezsensownego życia. Cios poniżej pasa. Nie patrzyłam gdzie biegnę. Moją "podróż" po niekończącym się korytarzu skończyła się, gdy dobiła do kogoś. Był to wysoki mężczyzna z pomarańczowymi włosami i mnóstwem kolczyków na twarzy. Upadłam na podłogę i zakryłam dłońmi twarz. Nic nie mówiłam, czułam jego osobę blisko siebie, kucnął obok i poczułam jak mnie przytula. Tego mi brakowało. Brakowało mi osoby, która wybudzi mnie z tego koszmaru. Czułam jakbym go znała od dziecka, ta sama czakra przepływała po naszych ciałach. Czułam to, a mój instynkt się nigdy nie mylił. Po chwili usłyszałam trzy słowa, które jeszcze bardziej mnie upewniły w tym co czułam w tej chwili.
- Nie płacz córeczko..
Wtuliłam się mocniej w tego mężczyznę nie wiedząc nawet kim jest. Jego słowa mnie nie ruszały. Przecież przez te wszystkie lata mi wmawiano, że jestem córką Hitashiego Hugi. Jedyną córką.. Czułam jak wszystko mi od środka pęka. Łącznie z sercem.. Po chwili powiedziałam półszeptem nadal płacząc.
- Ja nie mam ojca..
Wziął mnie na ręce i zaczął nieść gdzieś gdzie nie miałam pojęcia. Nie obchodziło mnie to, ważne żeby uciec od tego bezdusznego świata, które do tamtej pory było moim wspaniałym ideałem. Zatrzymał się po kilku minutach i otworzył drzwi, wchodząc do oświetlonego pokoju, w którym siedziała niebiesko-włosa kobieta, która od razu podeszła bliżej i zaczęła gładzić mnie po włosach po czym pocałowała mnie w głowę. Mój płacz stał się bardziej intensywny. Mężczyzna posadził mnie na kanapie i usiadł obok mnie, a po drugiej stronie usiadła ona.Oboje mnie przytulili i powiedzieli jednym głosem.
- W końcu jesteś w domu.
Teraz byłam pewna, że to o nich mówił Sasori. Było widać, że troszczyli się o mnie w tej chwili. Ale gdzie byli jak byłam w innej rodzinie? Dlaczego mnie tak po prostu oddali obcym ludziom?! Ja sie pytam dlaczego! Otrzęsłam się po chwili i wytarłam łzy z policzków. Spojrzałam na nich i powiedziałam.
- Dlaczego mnie oddaliście...?
Oboje zamarli, nie wiedzieli co powiedzieć. Wstałam i spojrzałam na nich cała zapłakana powtarzając pytanie z większym naciskiem.
- Dlaczego mnie do cholery oddaliście?!
Kobieta wstała kładąc mi ręce na barkach i powiedziała prosto w oczy.
- Byliśmy za młodzi, żeby Cię wychować i dać Ci ciepło rodzinne. Państwo Hugi zaproponowali nam pomoc, ale mieli ci o wszystkim powiedzieć. Nie chcieli nam cię oddać, więc wszyscy zaczęli cię szukać. Zrozum nam też nie było łatwo, ale w końcu cię odzyskaliśmy, zrozum my cię kochamy.
Spojrzałam na nią, było widać, że mówi wszystko z prawdą w oczach. Ale czy to mogło być prawdą? Czy to byli moi prawdziwi rodzice? Tego nigdy już nie będę pewna, ale na pewno z czasem się przyzwyczaję do zmiany otoczenia. Postanowiłam im zaufać przytuliłam się do niej i powiedziałam.
- Wierzę ci..
Było czuć , że kobiecie kamień spadł z serca. Podszedł do nas mężczyzna i również się do nas przytulił. Ta chwila była taka magiczna, różniła się sporo od tego jak przytulali mnie poprzedni "rodzice". Uśmiechnęłam się po czym spojrzałam na nich. Kochali się i to było widać. Powiedziałam niepewni patrząc raz na nią, raz na niego.
- A teraz opowiedzcie mi jak to było...
Po kilku godzinach rozmowy byłam na prawdę szczęśliwa. Nawet bardziej od tego, gdy spędzałam czas z Sasuke. Czułam tą więź która nas łączyła. To było magiczne i nie do pomyślenia. Tata dał mi klucz z pokoju i wskazał drogę po czym skierowałam się w wyznaczony cel. Przekręciłam klucz w zamku a moim oczom ukazał się piękny pokój w kolorach czerwono-czarno-białych. Był ogromny. Ale najbardziej mnie urzekła wielka antyrama na całą ścianę, w której widniały zdjęcia mnie i moich rodziców. Przejechałam dłonią po zdjęciu na którym oboje są uśmiechnięci i trzymają mnie tuż po porodzie. Uśmiechnęłam się się powiedziałam sama do siebie.
- Była taka młoda.
Otworzyłam szafę, w której było pełno najmodniejszych ubrań na które wcześniej nie było mnie stać. O wszystkim pomyśleli. Przebrałam się w czarne rurki, a do tego t-shirt z logo "Nirvany". Spojrzałam w wielkie lustro poprawiając moje włosy i wyszłam zadowolona z pokoju kierując się przed siebie. Chciałam wszystko zwiedzić dogłębnie. Cały budynek był wręcz OGROMNY. Doszłam do pokoju z tabliczką "salon" więc weszłam bez pukania do środka. W końcu był to też mój dom. W salonie siedzieli trzej mężczyźni. W sumie dwóch mężczyzn po 18-stce i jeden przed, a mianowicie blondynek. Przywitałam ich uśmiechem i powiedziałam dumnie.
- Ohayo!
Wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotkę i szeptali między sobą co było słychać. Najczęściej słychać było pytanie "Kim ona jest?". Powiedziałam z dumą w głosie wystawiając pierś godnie do przodu.
- Nazywam się Victoria Rikudo, córka Konan i Peina.
Wszyscy zaniemówili, bo nie wiedzieli, że to właśnie ja. Blondynowi najbardziej głupio się zrobiło, ale był taki słodki, gdy się wstydził. Usiadłam na wolnym fotelu i zaczęłam oglądać z nimi telewizję. Sytuacja był dość niezręczna, gdyż nikt się nie odzywał. Miałam to gdzieś, cieszyłam się każdą chwilą, którą tu spędzam. W końcu dwóch innych mężczyzn opuściło salę i został tylko blondyn i ja. Spojrzałam na niego i on na mnie. Uśmiechnęłam się a on spuścił głowę w dół. Stwierdziłam, że się odezwę.
- Weź podnieś tą głowę. Czemu się smucisz?
- Bo ja.. Ja bym chciał... Ja przepraszam.
- Nie płacz córeczko..
Wtuliłam się mocniej w tego mężczyznę nie wiedząc nawet kim jest. Jego słowa mnie nie ruszały. Przecież przez te wszystkie lata mi wmawiano, że jestem córką Hitashiego Hugi. Jedyną córką.. Czułam jak wszystko mi od środka pęka. Łącznie z sercem.. Po chwili powiedziałam półszeptem nadal płacząc.
- Ja nie mam ojca..
Wziął mnie na ręce i zaczął nieść gdzieś gdzie nie miałam pojęcia. Nie obchodziło mnie to, ważne żeby uciec od tego bezdusznego świata, które do tamtej pory było moim wspaniałym ideałem. Zatrzymał się po kilku minutach i otworzył drzwi, wchodząc do oświetlonego pokoju, w którym siedziała niebiesko-włosa kobieta, która od razu podeszła bliżej i zaczęła gładzić mnie po włosach po czym pocałowała mnie w głowę. Mój płacz stał się bardziej intensywny. Mężczyzna posadził mnie na kanapie i usiadł obok mnie, a po drugiej stronie usiadła ona.Oboje mnie przytulili i powiedzieli jednym głosem.
- W końcu jesteś w domu.
Teraz byłam pewna, że to o nich mówił Sasori. Było widać, że troszczyli się o mnie w tej chwili. Ale gdzie byli jak byłam w innej rodzinie? Dlaczego mnie tak po prostu oddali obcym ludziom?! Ja sie pytam dlaczego! Otrzęsłam się po chwili i wytarłam łzy z policzków. Spojrzałam na nich i powiedziałam.
- Dlaczego mnie oddaliście...?
Oboje zamarli, nie wiedzieli co powiedzieć. Wstałam i spojrzałam na nich cała zapłakana powtarzając pytanie z większym naciskiem.
- Dlaczego mnie do cholery oddaliście?!
Kobieta wstała kładąc mi ręce na barkach i powiedziała prosto w oczy.
- Byliśmy za młodzi, żeby Cię wychować i dać Ci ciepło rodzinne. Państwo Hugi zaproponowali nam pomoc, ale mieli ci o wszystkim powiedzieć. Nie chcieli nam cię oddać, więc wszyscy zaczęli cię szukać. Zrozum nam też nie było łatwo, ale w końcu cię odzyskaliśmy, zrozum my cię kochamy.
Spojrzałam na nią, było widać, że mówi wszystko z prawdą w oczach. Ale czy to mogło być prawdą? Czy to byli moi prawdziwi rodzice? Tego nigdy już nie będę pewna, ale na pewno z czasem się przyzwyczaję do zmiany otoczenia. Postanowiłam im zaufać przytuliłam się do niej i powiedziałam.
- Wierzę ci..
Było czuć , że kobiecie kamień spadł z serca. Podszedł do nas mężczyzna i również się do nas przytulił. Ta chwila była taka magiczna, różniła się sporo od tego jak przytulali mnie poprzedni "rodzice". Uśmiechnęłam się po czym spojrzałam na nich. Kochali się i to było widać. Powiedziałam niepewni patrząc raz na nią, raz na niego.
- A teraz opowiedzcie mi jak to było...
Po kilku godzinach rozmowy byłam na prawdę szczęśliwa. Nawet bardziej od tego, gdy spędzałam czas z Sasuke. Czułam tą więź która nas łączyła. To było magiczne i nie do pomyślenia. Tata dał mi klucz z pokoju i wskazał drogę po czym skierowałam się w wyznaczony cel. Przekręciłam klucz w zamku a moim oczom ukazał się piękny pokój w kolorach czerwono-czarno-białych. Był ogromny. Ale najbardziej mnie urzekła wielka antyrama na całą ścianę, w której widniały zdjęcia mnie i moich rodziców. Przejechałam dłonią po zdjęciu na którym oboje są uśmiechnięci i trzymają mnie tuż po porodzie. Uśmiechnęłam się się powiedziałam sama do siebie.
- Była taka młoda.
Otworzyłam szafę, w której było pełno najmodniejszych ubrań na które wcześniej nie było mnie stać. O wszystkim pomyśleli. Przebrałam się w czarne rurki, a do tego t-shirt z logo "Nirvany". Spojrzałam w wielkie lustro poprawiając moje włosy i wyszłam zadowolona z pokoju kierując się przed siebie. Chciałam wszystko zwiedzić dogłębnie. Cały budynek był wręcz OGROMNY. Doszłam do pokoju z tabliczką "salon" więc weszłam bez pukania do środka. W końcu był to też mój dom. W salonie siedzieli trzej mężczyźni. W sumie dwóch mężczyzn po 18-stce i jeden przed, a mianowicie blondynek. Przywitałam ich uśmiechem i powiedziałam dumnie.
- Ohayo!
Wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotkę i szeptali między sobą co było słychać. Najczęściej słychać było pytanie "Kim ona jest?". Powiedziałam z dumą w głosie wystawiając pierś godnie do przodu.
- Nazywam się Victoria Rikudo, córka Konan i Peina.
Wszyscy zaniemówili, bo nie wiedzieli, że to właśnie ja. Blondynowi najbardziej głupio się zrobiło, ale był taki słodki, gdy się wstydził. Usiadłam na wolnym fotelu i zaczęłam oglądać z nimi telewizję. Sytuacja był dość niezręczna, gdyż nikt się nie odzywał. Miałam to gdzieś, cieszyłam się każdą chwilą, którą tu spędzam. W końcu dwóch innych mężczyzn opuściło salę i został tylko blondyn i ja. Spojrzałam na niego i on na mnie. Uśmiechnęłam się a on spuścił głowę w dół. Stwierdziłam, że się odezwę.
- Weź podnieś tą głowę. Czemu się smucisz?
- Bo ja.. Ja bym chciał... Ja przepraszam.
poniedziałek, 24 września 2012
Rozdział 2 - Pierścień
Rozdział 2 - Pierścień .
Minął już tydzień szkoły. Właśnie mieliśmy trening w terenie. Kakashi Sensei podzielił nas na trzy osobowe grupy. Mnie przydzielił z Sasuke oraz z Sakurą. Trafił na najgorsze z możliwych. Za każdym razem co Sakura się spojrzała na Sasuke we mnie się gotowało. Przylizywała się do niego jak nie wiadomo kto. Owszem z Sasuke się tylko od czasu do czasu spotykaliśmy, ale nie byliśmy parą. Nie powinnam być zazdrosna, ale jednak to miłość mojego życia, a ta jędza się do niego klei! Musiałam w końcu coś zrobić. Wpadłam więc na mały pomysł. Podeszłam z pasem przy którym trzymałam katany i poprosiłam, aby mi go zapiął z tyłu, bo ja nie potrafiłam.
- Sasuke.. - zaczęłam słodkim głosem patrząc na niego uwodzicielsko.
- Tak?
- Zapniesz mi ten pas. Ja jakoś nie potrafię sobie poradzić.
- Jasne nie ma problemu.
Uśmiechnął się do mnie delikatnie po czym trzymając mój pas poszedł za mnie i trzymając mnie w tali zapinał pomału. Ja z premedytacją dotknęłam jego dłoni swoimi i spojrzałam na Sakurę z zwycięską miną. Myślałam, że zaraz mi przywali. Jeszcze tak wściekłej jej nie widziałam. Ja się szyderczo uśmiechnęłam i gdy poczułam, że chłopak zapiął pasek odwróciłam się do niego przodem i musnęłam jego policzek po czym powiedziałam.
- Dziękuję.
I poszłam w swoim kierunku szukając kartki, którą każdy członek gruby musiał zdobyć. Oddaliłam się trochę od reszty i kucnęłam za krzakiem po czym wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów i odpaliłam jednego wpuszczając w płuca dym. Nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, bo Tsunade wywaliła bym mnie zbity pysk ze szkoły. Szybko wypaliłam fajkę i wstałam szukając dalej kartki. Coś mnie delikatnie oślepiło. Blask dobiegał z ziemi więc podeszłam bliżej. Był to pierścień, piękny pierścień. Srebrny z zielonym środkiem. Schowałam go do kieszeni i wzięłam kartkę, która była przypięta do następnego drzewa. Biegnąc w stronę wyznaczonego miejsca spotkania czułam, że coś mi się wbiło do nogi. Był to mały gliniany pajączek, którego szybko strąciłam z nogi. Zrobiłam zaledwie kolejny krok, gdy coś wybuchło obok mnie. Odleciałam na pare metrów w dal lądując na jakimś drzewie. Z ledwością cała poszkodowana i poobijana wstałam. Czułam niewiarygodny ból w okolicach brzucha. Dotknęłam miejsca intensywnego bólu, okazało się, że krwawię i to mocno. Podszedł do mnie jakiś chłopak. Długie blond włosy opadające na lewe oko. Miał na sobie czarny płaszcz w czerwone chmurki. Resztkami sił wyciągnęłam z pasa jedną katanę nadal leżąc pod drzewem. Byłam wykończona a chłopak bezczelnie się śmiał mi prosto w twarz. Kucnął obok mnie i wyciągnął z mojej kieszeni pierścień nakładając go sobie na palec po czym powiedział do mnie z pogardą w głosie.
- Jesteś słaba. Gdybym miał cały czas takich przeciwników to bym się cieszył. Szkoda sił na ciebie. Jesteś tylko zwykłym śmieciem.
Nie wytrzymałam tego. Machnęłam dwa razy kataną przez co rozcięłam jego płaszcz przez co zobaczyłam jego sylwetkę. Chłopak był nieziemsko umięśniony. Klatka piersiowa była jak z jakiegoś filmu. Przez myśl przechodziły mi różne myśli. Nawet nie przejmowałam się tymi słowami, które do mnie wypowiedział. Patrzyłam się w niego jak w obrazek z rozchylonymi ustami. Z tego widoku rozbudził mnie jego głos.
- I na chuj się tak patrzysz?!
Poczułam jak pociągnął mnie za włosy unosząc nad ziemię. Moje ciało przeszły dreszcze. Nie wiedziałam, ze ktoś może być tak bezduszny w stosunku do drugiej osoby. Z dala usłyszałam głos, przez który moje katusze się skończyły.
- Deidara ty idioto weź ją puść!
Poczułam jak runęłam na ziemię po czym momentalnie zemdlałam.
Powoli otwierając powieki widziałam przez mgłę biały pokój z wielkim białym światłem skierowanym wprost na mnie. Zakryłam oczy dłonią po czym czując ból pod żebrem syknęłam. Wtedy podszedł do mnie jakiś mężczyzna w czerwonych włosach z strzykawką w ręce. Moje oczy otworzyły się do granic możliwości. To był mój słaby punkt. Najbardziej na świecie obawiałam się strzykawek. Schowałam twarz w dłoniach i krzyknęłam.
- Nieee!!!
Czerwonowłosy spojrzał na mnie jak na jakąś psychicznie chorą i się zaśmiał kręcąc głową na boki.
- Oj dziewczyno to nie do ciebie.
Rozchyliłam dłonie i zaczęłam się sama z siebie śmiać. Usiadłam na łóżku i niepewnie powiedziałam do niego.
- Gdzie jestem?
Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i nie wiedział co powiedzieć. Rozchylił usta, przełknął ślinę po czym powiedział.
- Wiesz, jesteś w miejscu gdzie będziesz bezpieczna. To my walczymy ze złem, które otacza cały świat. Dążymy do celu, aby w Konoha jak i w innych wioskach zapanował spokój. Przecież to czego cię uczyli w szkole to tylko rzeczy przydatne do wojny, którą oni sami tworzą.
- Jak to oni tworzą? Cały czas mi mówiono, że to oni ratują świat. Nie wierzę ci.
Byłam w kropce. Nie wiedziałam w co wierzyć. Nie wiedział kto mówi prawdę...
- Nie musisz mi wierzyć, ale to my chcemy dobra. Chcemy stworzyć świat bez przemocy.
Siedziałam cicho, on odwrócił się i dalej robił coś z jakimiś kolorowymi miksturami. Po chwili powiedziałam pół szeptem ale dosłyszalnie.
- Mogę skorzystać z ubikacji?
- Jasne jest zaraz na prawo jak wyjdziesz na korytarz.
Stanęłam na równe nogi i poszłam delikatnie kulejąc przez ból pod żebrami. Weszłam do łazienki, zamknęłam na klucz i podniosłam zakrwawioną bluzkę ku górze. Rana była wielka, a nawet mogłabym powiedzieć, że ogromna. Przemyłam ją delikatnie wodą zaciskając zęby z bólu. Rana była głęboka, a krew krzepła tworząc nie przyjemne dla oka grudki. Całe ciało miałam obdarte, posiniaczone i pocięte. Na szczęście twarz wyglądała jako tako. Przemyłam całe ciało razem z twarzą, a moje długie włosy spięłam w wysoki kok. Wyszłam z łazienki uderzając drzwiami w kogoś, kto tylko zdążył krzyknąć "KURWA!". Zajrzałam zza drzwi i ujrzałam blondyna. Tego samego, który zaatakował mnie w lesie. Podeszłam do niego, klękając przy nim po czym powiedziałam lekko zmartwionym głosem.
- Wszystko w porządku?
Spojrzał na mnie i miał taką nienawiść czy też wstręt w oczach na mój widok. Ja tylko moje kąciki ust przeciągnęłam w dół patrząc na niego. On zaczął coś bełkotać pod nosem.
- Czy ty jesteś jakaś głupia?! Patrz co robisz następnym razem! Ty jesteś jakaś popierdolona!
Wstał trzymając się za nos. To był przecież wypadek, nie musiał mi od razu tak ubliżać. Przecież jestem tylko dziewczyną. Owszem zabolały mnie jego słowa, bo co innego w takiej sytuacji mogłam odczuć. On odszedł a ja ze smutną miną wstałam i poszłam do mojego MILSZEGO nowo poznanego człowieka stąd. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Usiadłam ponownie na łóżku i powiedział do czerwonowłosego spuszczając głowę w dół.
- Kim ty w ogóle jesteś?
Czułam jego spojrzenie na sobie, czułam się niezręcznie ale wolałam się już nie odzywać.
- Jestem Sasori. Często możesz mnie tutaj znaleźć. I przestań się tak smucić.
Odłożył w końcu swoje "zabawki" po czym usiadł obok mnie i zaczął dalej mówić.
- A ty to pewnie Victoria.
- Skąd wiesz?
Ze zdziwieniem podniosłam wzrok na niego. Przecież ja tego człowieka dzisiaj na oczy dopiero zobaczyłam, a on już zna moje imię. Lekko się zaśmiał. Miał taki przyjemny dla oka uśmiech, aż człowiek na sam jego widok się uśmiechał.
- Jesteś Victoria Hugi, urodzona 5 lipca 1997 roku w Konoha, mieszkasz z rodzicami, którzy cię oszukują od małego, gdyż jesteś adoptowana, a twoimi prawdziwymi rodzicami są Konan i Pein. Świetnie władasz katanami i do tego tańczysz.
Wyszczerzyłam do granic możliwości moje oczy, które wyglądały jakby mi miały zaraz pęknąć i z otwartą buzią powiedziałam z wielkim oburzeniem.
- Kpisz?!
- Nieee!!!
Czerwonowłosy spojrzał na mnie jak na jakąś psychicznie chorą i się zaśmiał kręcąc głową na boki.
- Oj dziewczyno to nie do ciebie.
Rozchyliłam dłonie i zaczęłam się sama z siebie śmiać. Usiadłam na łóżku i niepewnie powiedziałam do niego.
- Gdzie jestem?
Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i nie wiedział co powiedzieć. Rozchylił usta, przełknął ślinę po czym powiedział.
- Wiesz, jesteś w miejscu gdzie będziesz bezpieczna. To my walczymy ze złem, które otacza cały świat. Dążymy do celu, aby w Konoha jak i w innych wioskach zapanował spokój. Przecież to czego cię uczyli w szkole to tylko rzeczy przydatne do wojny, którą oni sami tworzą.
- Jak to oni tworzą? Cały czas mi mówiono, że to oni ratują świat. Nie wierzę ci.
Byłam w kropce. Nie wiedziałam w co wierzyć. Nie wiedział kto mówi prawdę...
- Nie musisz mi wierzyć, ale to my chcemy dobra. Chcemy stworzyć świat bez przemocy.
Siedziałam cicho, on odwrócił się i dalej robił coś z jakimiś kolorowymi miksturami. Po chwili powiedziałam pół szeptem ale dosłyszalnie.
- Mogę skorzystać z ubikacji?
- Jasne jest zaraz na prawo jak wyjdziesz na korytarz.
Stanęłam na równe nogi i poszłam delikatnie kulejąc przez ból pod żebrami. Weszłam do łazienki, zamknęłam na klucz i podniosłam zakrwawioną bluzkę ku górze. Rana była wielka, a nawet mogłabym powiedzieć, że ogromna. Przemyłam ją delikatnie wodą zaciskając zęby z bólu. Rana była głęboka, a krew krzepła tworząc nie przyjemne dla oka grudki. Całe ciało miałam obdarte, posiniaczone i pocięte. Na szczęście twarz wyglądała jako tako. Przemyłam całe ciało razem z twarzą, a moje długie włosy spięłam w wysoki kok. Wyszłam z łazienki uderzając drzwiami w kogoś, kto tylko zdążył krzyknąć "KURWA!". Zajrzałam zza drzwi i ujrzałam blondyna. Tego samego, który zaatakował mnie w lesie. Podeszłam do niego, klękając przy nim po czym powiedziałam lekko zmartwionym głosem.
- Wszystko w porządku?
Spojrzał na mnie i miał taką nienawiść czy też wstręt w oczach na mój widok. Ja tylko moje kąciki ust przeciągnęłam w dół patrząc na niego. On zaczął coś bełkotać pod nosem.
- Czy ty jesteś jakaś głupia?! Patrz co robisz następnym razem! Ty jesteś jakaś popierdolona!
Wstał trzymając się za nos. To był przecież wypadek, nie musiał mi od razu tak ubliżać. Przecież jestem tylko dziewczyną. Owszem zabolały mnie jego słowa, bo co innego w takiej sytuacji mogłam odczuć. On odszedł a ja ze smutną miną wstałam i poszłam do mojego MILSZEGO nowo poznanego człowieka stąd. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Usiadłam ponownie na łóżku i powiedział do czerwonowłosego spuszczając głowę w dół.
- Kim ty w ogóle jesteś?
Czułam jego spojrzenie na sobie, czułam się niezręcznie ale wolałam się już nie odzywać.
- Jestem Sasori. Często możesz mnie tutaj znaleźć. I przestań się tak smucić.
Odłożył w końcu swoje "zabawki" po czym usiadł obok mnie i zaczął dalej mówić.
- A ty to pewnie Victoria.
- Skąd wiesz?
Ze zdziwieniem podniosłam wzrok na niego. Przecież ja tego człowieka dzisiaj na oczy dopiero zobaczyłam, a on już zna moje imię. Lekko się zaśmiał. Miał taki przyjemny dla oka uśmiech, aż człowiek na sam jego widok się uśmiechał.
- Jesteś Victoria Hugi, urodzona 5 lipca 1997 roku w Konoha, mieszkasz z rodzicami, którzy cię oszukują od małego, gdyż jesteś adoptowana, a twoimi prawdziwymi rodzicami są Konan i Pein. Świetnie władasz katanami i do tego tańczysz.
Wyszczerzyłam do granic możliwości moje oczy, które wyglądały jakby mi miały zaraz pęknąć i z otwartą buzią powiedziałam z wielkim oburzeniem.
- Kpisz?!
sobota, 22 września 2012
Rozdział 1 - Pierwsze spotkanie.
- Babciu! Babciu! Zobacz co znalazłem! Czy to twoje?
Z końca korytarza już było słyszeć mojego wnuka Sasoriego. Był moim ulubieńcem, zawsze chętnie spędzał ze mną czas. W końcu nie każdy chce spędzać swój czas ze staruszką, która ma na karku prawie 70 lat. Ale właśnie on był inny. Taki jedyny w swoim rodzaju.
- Co znalazłeś kochanie?
10-letni Sasori podszedł do mnie z moim dziennikiem, który pisałam od 15 roku życia, aż do 29. Dużo się przez ten czas działo. Wnuczek usiadł mi na kolanach i otoworzył go na pierwszej stronie gdzie było napisane moje imię i nazwisko, przewrócił na drugą stronę i kazał przeczytać wszystko co tam było zapisane. Założyłam okulary i zaczęłam zasięgać wspomnień.
Rozdział 1 - Pierwsze spotkanie.
Był słoneczny poranek, a ja oczywiście w pierwszy dzień się spóźniłam na trening. Wakacje strasznie mnie rozleniwiły, ale czas wrócić do szkoły i na treningi. Nie mogłam się już doczekać kiedy spotkam się z Temari, Naruto, Kibą, Shikamaru i oczywiście z nim. Sasuke Uchicha. Te imię przechodziło moje myśli codziennie, ale na szczęście nikt więcej tego nie wiedział prócz Sakury. Wzięłam plecak i od razu wybiegłam z domu kierując się w stronę pola do ćwiczeń. Dobiegłam tam dosłownie w kilka minut, co zawsze zajmuje mi około 25 minut. Rzuciłam plecakiem gdzieś pod drzewo i rozczepana stanęłam w szeregu na końcu. Na szczęście dopiero sprawdzali obecność więc detchnęłam z ulgą. Był też on. Stał dumnie na środku. Patrzyłam się na niego, aż on się odwrócił w moją stronę to od razu spojrzałam na drzewa z drugiej strony. Byłam postrzegana za dziewczynę rozczepaną i z poczuciem humoru. Chociaż nie narzekałam też na urodę i figurę. Owszem nie byłam jakąś tam miss wioski, ale całkiem całkiem wylądałam. Po dwóch godzinach trening dobiegł końca więc poszłam w stronę drzewa gdzie położyłam plecak i pamiętnik w którym pisałam jak t bardzo kocham Sasuke, dlatego gdy zobaczyłam, że plecaka nie mam serce zaczęło grzmocić i czułam jakby zaraz miało wylecieć spod piersi.- Tego szukasz?
Zza pleców było słychać głos mojego ulubionego sensei'a a mianowicie chodzi o Kakashiego. Zawsze uśmiehcnięty i pozytywnie nastawiony do życia człowiek. Odwróciłam się i uśmiehcnęłam od razu do niego.
- Tak właśnie tego.
Zaśmiałam się cicho i podeszłam bliżej wyciągając rękę po plecak, który wręczył mi sensei. Oczywiście jak to on traktował mnie jeszcze jak dziecko, chociaż miał takie prawo, gdyż miałam dopiero 15 lat i poczochrał moje brązowe włosy po czym powiedział.
- A teraz zmykaj na lekcje.
Pobiegłam szybko do budynku, który jak to zawsze ja nazywam "więzienie". Wpadłam spóźniona na lekcje i znów nie zajęłam miejsca obok Sasuke, tylko musiałam siedzieć z tłuściochem, który zawsze coś jadł. Zmierzyłam go wzrokiem i usiadłam z niezadowoleniem do pierwszej ławki obok niego. Sakura oczywiście zgrywała kiedyś moją przyjaciółkę tylko dlatego, że bała się konkurencji w sprawie Sasuke przy którym siedziała. We mnie już się gotowało, a ona to perfidnie wykorzystywała przeciwko mnie. Postanowiłam się nie odwracać i całą lekcję notowałam wszystko w moim zeszycie. Pierwszy raz uważałam na lekcji i nawet dostałam 5 za aktywność, co było chyba moim największym osiągnięciem. Wreszcie zadzwonił dzwonek i wszyscy wybiegli z sali jakby się paliło. Tylko ja na spokojnie wszystko wzięłam i po mału się spakowałam po czym wyszłam z sali wpadając wprost na obiekt moich westchnień. Zaczerwieniłam się jak jakiś burak po czym powiedziałam z grzecznością.
- Przepraszam..
Spóściłam głowę w dół po czym poszłam dalej nie patrząc się na niego. Nie wiedziałam czy coś powiedział, pewno było to, że zrobiłam sobie wstyd przed nim. Kolejne lekcje szybko zleciały, a przy ostatnim dzwonku wszyscy odetchnęli z ulgą. Ja wyszłam tym razem pierwsza i skierowałam się w stronę sali gimnatycznej, która o tej godzinie była zawsze pusta. Weszłam do niej, odłożyłam plecak na bok i zaczęłam delikatnie stąpać po parkiecie. Moje ruchy przechodizły w kroki taneczne, które dodawałam do ataku i obrony podczas walki co nadawało ataką ładny i estetyczny wygląd. Przeciwnika to myliło, gdyż zamiast się skupić na walce skupiał się na moich krokach co doprowadzało do mojego zwycięstwa. W walce posługiwałam się dwóma katanami z czego byłam dumny, ponieważ tylko ja z całej rodziny umiałam się nimi posługiwać. Nawet sam Naruto nie umiał tego opanować, a potrafił sporo rzeczy czego nikt inny nie potrafił. Gdy wylądowałam na parkiet kończąc trening w pozycji klęczącej na jedno kolano usłyszałam brawa, czego się nigdy bym nie spodziewała, bo byłam przekonana, że wszyscy opuścili już budynek. Gwałtownie odwróciłam się w tył wstając na równe nogi. Moim oczą ukazał się Sasuke, od razu się uśmiechnęłam i lekko zarumieniłam. Podszedł bliżej i powiedział z entuzjazmem.
- No proszę, taka niepozorna, a jaka zdolna. Będzie z ciebie pradziwa perła wśród szeregów armii wioski.
- Dziękuję.
Uśmiechnęłam się pod nosem spuszczając głowę w dół i znów usłyszałam jego męski głos.
- Skończyłaś już?
Skinęłam głową jako, ze potrwierdzam i spojrzałam na niego.
- A więc, może cię odprowadzę.
- No jasne!
Wybuchłam uradowana jak mała dziewczynka z nowej lalki po czym skrzywiłam się klnąć w duszy na samą się po czym dodałam stonowanym głosem.
- Jeśli tylko chcesz to owszem.
Sasuke się zaśmiał, a ja wzięłam plecak zarzucając na jedno ramię i razem wyszliśmy z budynku. Tego dnia sporo rozmawialiśmy na różne tematy, śmialiśmy się, wygłupialiśmy. Do domu doszłam praktycznie po 4 godzinach drogi. Ten dzień zaliczyłam to jednego z najlepszych. Szybko odrobiłam lekcje, wzięłam prysznic i leżąc już w łóżku rozmyślałam o nim. To było jak spełnienie moich najskrytrzych marzeń. Z uśmiechem na twarzy zasnęłam myśląc tylko o nim.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Ogłoszenie!
Drodzy czytelnicy. Jeżeli przeczytacie jakiś rozdział to proszę pozostawić po sobie jakiś ślad, krytykę czy też pochwałę. Jak widzę komentarze od was od razu chce mi się pisać dalsze rozdziały. Ale właśnie bez tych komentarzy czuję się jakbym pisała sama do siebie. Więc jeśli przeczytasz jakiś rozdział skomentuj go. Pozdrawiam.